Alkoholowe dzieje Polski
Dlaczego dotychczas nie ukazała się książka, która przybliżyłaby w sposób kompleksowy zagadnienie picia alkoholu na przestrzeni wieków w Polsce? Oto jest pytanie! Jerzy Besala, autor niedawno wydanego, całkiem pokaźnego tomu, zatytułowanego „Alkoholowe dzieje Polski. Czasy Piastów i Rzeczypospolitej szlacheckiej” również rozważa to pytanie. Czyżby temat był zbyt wstydliwy? Czyżby to w naszej kulturze nadal temat tabu? Na szczęście w końcu mamy na polskim rynku świetnie napisaną książkę na ten temat. Powinna zainteresować nie tylko pasjonatów historii, ale również naukowców, gdyż autor zadbał o zamieszczenie obszernej bibliografii oraz nieuprzykrzających czytania przypisów.
Na kartach książki śledzimy wpływ alkoholu na różne dziedziny życia – od toczonych wojen poprzez dyplomację, politykę, religię czy życie codzienne. Wachlarz poruszonych zagadnień jest imponujący i ukraszony niejednokrotnie anegdotami, w których prawdziwość trudno uwierzyć, choć wsparte są tekstami źródłowymi. Pocieszająca jest konstatacja autora, która przewija się kilkukrotnie, że polskie pijaństwo nie ustępowało od wieków temu zza granicy zachodniej czy wschodniej. Stwierdzenie, że do rozbiorów doprowadziło opilstwo, zostaje w książce odrzucone, gdyż większe imprezy, rozrzutność i rozpusta panowały na dworach XVIII-wiecznych zarówno we Francji, a zwłaszcza w Rosji. A państwa te nie rozpadły się. Porównania do innych europejskich nacji pojawiają się często. Już w średniowieczu do Krakowa ściągali do Krakowa żacy wielu narodowości, by studiować na tamtejszej Akademii. Ówczesny „Erasmus” spływał alkoholem, który potęgował żakowską agresję i skłonność do bójek, a nawet rozbojów. „Jednakże w porównaniu z zamieszkami w przepitej trunkami, ale i bordeaux, a potem rumem i dżinem Anglii, czy też na uniwersytetach niemieckich i francuskich – wydarzenia krakowskie zdawały się dziecinną zabawą” – pisze Besala.
Autor podchodzi to tematu naprawdę holistycznie. Nie odpuszcza oczywiście elitom państwowym, ale również chłopom, duchowieństwu, wojskowym, naukowcom, politykom. Alkohol wdarł się przebojem do każdej grupy społecznej bez wyjątku. I czynił spustoszenie. Najwięcej przykładów dotyczy jednak tych najbogatszych, bo o nich pamięta historia i dziejopisowie. Już w średniowieczu w kręgach dworskich i mieszczańskich pito co najmniej 2 litry piwa dziennie. Może trunek był niskoprocentowy, ale stanowił doskonałe podglebie dla alkoholizmu.
Jednak czasem alkohol ratował. W 1427 roku husyci oblegali Bolesławiec. Tylko dzięki, nomen omen, trzeźwemu podejściu rady miejskiej udało się zniechęcić najeźdźców od szturmu – husytom zaproponowano beczki z piwem, które okazały się wystarczającym demotywatorem do dalszych walk. Natomiast Kazimierz Sprawiedliwy co prawda chętnie uczestniczył w ucztach i serwował trunki, ale sam raczej nie pił i jedynie słuchał, co jego goście mówią pod wpływem wypitych trunków – było to dla niego nieocenione źródło informacji.
Autor odczarowuje kluczowe dla polskiej dumy momenty. Przykładem jest tzw. odsiecz wiedeńska, kiedy w 1683 roku wojska polskie pod kierunkiem Jana III Sobieskiego udały się do Austrii stawić opór siłom Kara Mustafy. Wielotysięczna armia, obojętnie jakiej narodowości, rzadko nie powodowała spustoszenia na trasie swojego przemarszu. Zapobiegliwi Austriacy na trasie wojsk Sobieskiego przygotowali specjalny system prowiantowania. W regularnych odstępach, na wszelki wypadek poza miastami, aby nie zachęcać do plądrowania i rozrób, postawili magazyny żywnościowe i oczywiście beczki z winem i piwem, które skwapliwie spożywali mężni husarzy. Oczywiście hołdowano przekonaniu, że najlepszym lekarstwem na rozpowszechniony wtedy dur brzuszny jest alkohol, najlepiej mocny.
Wyłaniający się z książki obraz kręgów dworskich wydaje się być na ciągłym rauszu, z naprawdę niewielkimi wyjątkami. Uczty były od średniowiecza elementem sprawowania rządów – i warto o tym pamiętać. Dodatkowo, w średniowieczu, ale nawet później alkohol uznawany był za lek na niemal wszystko. Kazimierz Wielki, ostatni piastowski król, zmarł oficjalnie na zapalenie płuc. Ale co zaaplikował królewski lekarz? Miód sycony, który zdaniem autora książki mógł dodatkowo osłabić władcę i doprowadzić do zgonu. Również dobre gatunki piwa były zalecane przez lekarzy na różnorodne dolegliwości. A o niektórych z nich głośno było nawet w Stolicy Piotrowej. „Opinie o piwie wareckim (…) potwierdzała znana anegdota o papieżu Klemensie VIII Aldobrandinim. Wzdychał on na łożu śmierci w 1605 roku: O santa piva di Polonia! O santa piva di Warka!, co biskupi uznali za modlitwę do jakiejś świętej. Powtarzali więc chórem: O Santa Piva, ora pro eo (o święte Piwo, módl się za nim)”. Gdy papież usłyszał słowa modlitwy, zaczął śmiać się ze zgromadzonych duchownych, co doprowadziło do pęknięcia wrzodu i cudownego wyzdrowienia. Wyborne piwo wareckie miał okazje poznać w czasie, gdy pełnił w Polsce funkcję nuncjusza. Prawdopodobnie zdążył się od niego uzależnić – przypuszcza autor. Tak więc alkohol był uznanym lekiem jeszcze bardzo długo. A jeszcze w XVIII-wiecznej Polsce spożycie owoców i surowych warzyw uważano za przyczynę groźnych chorób. Dlatego nie powinno nikogo zdziwić się, że Stefan Batory rozpoczynał dzień od chleba i… wina.
Alkohol nie tylko, według naszych przodków, był lekarstwem, ale też sprowadzał „dobrą myśl”. Z tego względu przez wiele stuleci rajcowie obradowali pijani. Przykładowo, dopiero w 1551 roku w mieście Biecz uchwalono, że obrady będą odbywały się „na trzeźwo”, co nie przeszkodziło posłom na sejm w przeddzień rozbiorów debatować na rauszu, czemu sprzyjało spopularyzowanie na rynku trunków w butelkach, które łatwo można było schować za pazuchę.
Autor propaguje równouprawnienie. Przyjrzał się też problemowi alkoholizmu u kobiet. Jednak z przytoczonych przykładów wynika, że często były ofiarami mężów alkoholików, postawionymi przed trudnymi wyborami. Besala przytacza relacją z końca XVII wieku, z której wynika, że maltretowana żona zdecydowała się na ostateczność – wobec tego, że mąż przepił wszystkie oszczędności i był agresywny, zabiła go w czasie pijackiego odpoczynku. Dramatyzmu opowieści dodaje fakt, że postanowiła zamordować również dzieci.
Czy alkohol miał kluczowe znaczenie dla dziejów Polski? Tego z pewnością nie da się wywnioskować po lekturze książki. Jednak kultura picia wpłynęła na wiele aspektów życia. Spożywanie alkoholu nie jest ukazane jako jednoznacznie złe, ale rozliczne przykłady jego nadużywania dają sporo do myślenia na temat narodowych predyspozycji. Bo jak zinterpretować opowieść z czasów potopu szwedzkiego przytoczoną w tomie: wojska Jana Kazimierza w 1656 roku odbiły z rąk Szwedów stolicę, ale skupiły się na picu i podziale łupów. Dlatego ponownie została przejęta przez najeźdźców. Szlachta nie była po prostu w stanie wstać od stołów z opilstwa i obżarstwa. Śmiać się czy płakać?
PAP - Nauka w Polsce
Źródło:www.naukawpolsce.pap.pl