Leszek Adamczewski „Łuny nad jeziorami. Agonia Prus Wschodnich”

Książka, którą powinien mieć na półce nie tylko ten kto interesuje się historią Warmii i Mazur, ale ci wszyscy którzy , pasjonują się historią II wojny światowej. „Łuny nad jeziorami” to dramatyczne, sensacyjne i tajemnicze wydarzenia z dziejów Prus Wschodnich w ostatnich miesiącach drugiej wojny światowej. Wiosną 1945 roku przez ziemie Prus Wschodnich przetoczył się walec dyszącej żądzą zemsty Armii Czerwonej. Po jej przemarszu pozostały stosy trupów, tysiące zgwałconych kobiet i setki spalonych miejscowości. Prowincja Prusy Wschodnie powstała w 1772 r. z ziem Polski oraz Prus Książęcych do 1945 roku była terytorialnie związana najpierw z królestwem Prus, a później z państwem Niemieckim.
Z chwilą wkroczenia na te tereny Armii Czerwonej w styczniu 1945 r. Rosjanie zaczęli wystawiać Niemcom wysoki rachunek, biorąc krwawy odwet za niemieckie zbrodnie popełniane na froncie wschodnim. Radziecka ofensywa z siłą tornada zmiatała wszystko co tylko stanęło na jej drodze.
Adamczewski opisuje Elbląg obracany w ruinę przy pomocy działa kalibru 152 milimetrów, ale i Olsztyn, który spotkał podobny los mimo, że został zdobyty z marszu, prawie bez walk. Zniszczone budynki, perełki architektury Olsztyna, Kwidzyna, Dobrego Miasta etc., niszczone czasem bez zupełnego sensu nigdy nie stały się dla Polski rekompensatą za straty wojenne, tylko kolejnym morzem ruin do odbudowania. Autor z reporterską dokładnością przedstawia również los tysięcy Niemców, którzy uciekali przed Armią Czerwoną, oraz gehennę tych, którzy dostali się w ich ręce, szczególnie kobiet. Można byłoby przyjąć, że Niemcy sami sobie zgotowali ten los, ale żołnierze sowieccy nie zaglądali nikomu w dokumenty i ich ofiarami padały nie tylko Niemcy, ale i przymusowi robotnicy i robotnice z innych krajów.
Leszek Adamczewski w dwudziestu rozdziałach tematycznych pisze o tych, jak i o innych zdarzeniach, które miały miejsce na terenie Prus Wschodnich. Porusza m.in. temat zamachu na życie Adolfa Hitlera w Wilczym Szańcu, mazurskiej Kwaterze Głównej Führera, wspomina także o losach legendarnej Bursztynowej Komnaty.
„Łuny nad jeziorami” to niezwykła książka, śmiało można ją potraktować jak przewodnik i ruszyć szlakiem historii poznając dzieje i miejsca związane z II wojną.
Leszek Adamczewski – poznański pisarz i dziennikarz, urodzony w 1948 roku w Szczecinie. Absolwent Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza. Autor trzydziestu książek. Zadebiutował w 1992 roku „Złowieszczymi górami” i poruszonej w nich tematyce zagadkowych i tajemniczych wydarzeń z lat drugiej wojny światowej, a w szczególności losów zaginionych skarbów kultury.
Od 2009 roku współpracuje z Wydawnictwem Replika. W tym czasie ukazały się między innymi bestsellerowe pozycje o wojennych losach Prus Wschodnich i Zachodnich (Dymy nad Gdańskiem), cykl książek o dziejach Kraju Warty oraz o hitlerowskich badaniach nad bronią atomową (Tajemnicza broń Hitlera), a ostatnio także, wychodzące po raz pierwszy poza ramy II wojny światowej, „Katastrofy. Zapomniane i przemilczane tragedie w powojennej Polsce”.
Fragment rozdziału Syndrom Nemmersdorf
Dawne kino miało swą magię. Powoli gasły światła i rozsuwała się kurtyna kryjąca biały ekran, na którym pojawił się znany w Trzeciej Rzeszy obraz – hitlerowski orzeł i odchodzące od niego promienie. A na tym tle pojawiały się co sekundę sylaby: DIE-DEUT-SCHE-WO-CHEN-SCHAU. Rozpoczynała się projekcja kolejnej kroniki filmowej. Tamto listopadowe wydanie Die Deutsche Wochenschau z 1944 roku nie różniło się od poprzednich. To, co miało być „gwoździem programu”, umieszczono wśród innych tematów. I oto nagle widzowie zobaczyli odbitą z rąk czerwonoarmistów wschodniopruską wioskę Nemmersdorf koło Gumbinnen. Zdemolowane domy, rozbite wozy i leżące wszędzie – na podwórkach, w mieszkaniach, na polu, a nawet w kościele – trupy, przede wszystkim kobiet. Na ekranie wyraźnie widać, że mają one zadarte spódnice, co ma sugerować, że przed śmiercią zostały zgwałcone. Z głośnika zaś słychać słowa, które mają wzbudzić nienawiść do Rosjan i zmobilizować Niemców do oporu. Te obrazy i te słowa będą wkrótce zabijać. I wcale nie wrogów hitlerowskich Niemiec.
Dwudziestego sierpnia 1944 roku zwiadowcy radzieccy przekroczyli małą rzeczkę graniczną w pobliżu wschodniopruskiej miejscowości Schillfelde i po raz pierwszy w czasie drugiej wojny światowej weszli na terytorium Trzeciej Rzeszy. Po krótkiej potyczce ogniowej zwiadowcy się wycofali, ale wśród mieszkańców Prus Wschodnich pozostał strach, maskowany buńczucznymi oświadczeniami Ericha Kocha, naczelnego prezesa tej najdalej na wschód wysuniętej prowincji niemieckiej i miejscowego gauleitera NSDAP. „Jako komisarz obrony Rzeszy ręczę za to, że każdy żołnierz rosyjski, który przedostanie się na terytorium Prus Wschodnich, nie pozostanie w naszej prowincji dłużej niż kilka godzin” – powiedział wówczas Koch.
Rosjanie uderzyli znowu półtora miesiąca później. 9 października, a więc w trzecim dniu lokalnej ofensywy, przekroczyli przedwojenną granicę Prus Wschodnich i zaatakowali wschodnie powiaty tej prowincji, przede wszystkim okolice Goldap (dzisiejszej Gołdapi) i Gumbinnen (to obecnie Gusiew w obwodzie kaliningradzkim Federacji Rosyjskiej), wszędzie siejąc śmierć i zniszczenia. Przez kilka dni trwała zażarta bitwa o Gołdap, zakończona zdobyciem miasteczka przez czerwonoarmistów. Wkrótce jednak Wehrmacht odbił te tereny, usuwając Rosjan z Prus Wschodnich.
W wielu nie tylko niemieckich opracowaniach historycznych przez lata przytaczano relację volkssturmisty z Królewca, który w końcu października 1944 roku znalazł się w Nemmersdorfie. I ja zacytowałem ją w wydanej w 2001 roku książce Zatrzaśnięte wrota: „Przy pierwszej zagrodzie, na lewo od drogi, stał wóz drabiniasty. Do niego przybito za ręce w pozycji ukrzyżowanej cztery nagie kobiety. Na drzwiach stodoły przybito dwie nagie kobiety również w pozycji ukrzyżowanej. W mieszkaniach znaleźliśmy w sumie 72 kobiety i dzieci oraz jednego starego mężczyznę w wieku 74 lat. Wszyscy byli martwi. Widać było, że torturowano ich w bestialski sposób, z wyjątkiem kilkorga, których zabito strzałem w potylicę. Wśród zabitych były nawet niemowlęta ze strzaskanymi czaszkami. Wszystkie kobiety, a także dziewczynki w wieku 8–12 lat nosiły na ciele ślady gwałtu. Nie oszczędzono nawet niewidomej staruszki”.
https://replika.eu/tytul/luny-nad-jeziorami-agonia-prus-wschodnich-3/
POLECAMY TAKŻE: