Masakra robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku
W grudniu obchodzona jest rocznica masakry robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku. Według oficjalnych danych na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga zginęły wtedy w starciach z wojskiem i milicją 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych.
12 grudnia 1970 r. rząd PRL ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu.
Zorganizowany 14 grudnia strajk w gdańskiej stoczni im. Komuny Paryskiej rozszerzył się na wiele przedsiębiorstw Wybrzeża, doprowadzając do gwałtownych wystąpień ulicznych. 14-15 grudnia demonstranci atakowali oddziały milicji, podpalali budynki, m.in. gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku.
Od 15 grudnia trwały strajki i demonstracje w Gdyni i Szczecinie, od 16 grudnia demonstrowano też w Słupsku i Elblągu.
W tej sytuacji I sekretarz PZPR Władysław Gomułka zdecydował o użyciu wobec demonstrantów broni palnej i wprowadzeniu do Gdańska wojska. Żadna z osób obecnych na posiedzeniu ścisłych władz PZPR - wśród nich ówczesny szef MON gen. Jaruzelski - nie zgłosiła sprzeciwu wobec tej decyzji. Według historyków, Gomułka podjął decyzję po przedstawieniu mu nieprawdziwej informacji o zabiciu przez demonstrujących dwóch milicjantów.
16 grudnia, zgromadzone przed bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej, wojsko otworzyło ogień do opuszczającej teren stoczni grupy robotników. Tego samego dnia wieczorem w gdańskiej telewizji wystąpił wicepremier i były I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku, Stanisław Kociołek. Wezwał wszystkich do powrotu do pracy. Gdy jednak następnego dnia o świcie na stacji kolejowej w Gdyni wysiadła grupa robotników, wojsko blokujące na polecenie Zenona Kliszki Stocznię im. Komuny Paryskiej otworzyło ogień i padły kolejne ofiary.
W wyniku użycia sił porządkowych zginęli także robotnicy w Szczecinie i Elblągu. Protesty trwały również w Słupsku, Krakowie i Wałbrzychu oraz w innych miastach.
W PRL nikogo nie pociągnięto do odpowiedzialności za wydarzenia Grudnia '70. Możliwość taka powstała dopiero po przełomie 1989 r. Od 1990 r. Prokuratura Wojewódzka w Gdańsku prowadziła śledztwo. W 1995 r. skierowała do Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku akt oskarżenia przeciw 12 osobom, w tym Jaruzelskiemu, wicepremierowi Stanisławowi Kociołkowi, wiceszefowi MON gen. Tadeuszowi Tuczapskiemu oraz dowódcom jednostek wojska tłumiących protest. Wszystkim zarzucono "sprawstwo kierownicze" masakry, zagrożone karą dożywocia. Żaden z oskarżonych nie zgadzał się z zarzutami.
Pierwszy raz sąd w Gdańsku zebrał się w marcu 1996 r., jednak proces długo nie mógł ruszyć z powodów formalnych. M.in. na rozprawy nie stawiali się oskarżeni, tłumacząc się złym stanem zdrowia i podeszłym wiekiem. W 1999 r. proces przeniesiono do Warszawy.
Tu proces gen. Jaruzelskiego i sześciu już tylko pozostałych oskarżonych ruszył w październiku 2001 r. Jaruzelski mówił, że poczuwa się do współodpowiedzialności politycznej i moralnej, ale nie karnej. Twierdził, że wiele działań wojska i milicji to "obrona konieczna lub stan wyższej konieczności". Cytował oficjalne dokumenty z 1970 r., z których wynikało, że demonstranci mieli atakować milicjantów, podpalać gmachy, niszczyć samochody i rabować alkohol.
Przed warszawskim Sądem Okręgowym przesłuchano dotychczas kilkuset świadków masakry na Wybrzeżu - w sumie jest ich około tysiąca. Prokurator wnosił o to, by przed sądem zeznawało tylko ok. 150 najważniejszych świadków, jednak sąd nie przystał na to. Wyrok w tej sprawie może być więc ogłoszony nie wcześniej niż za rok lub dwa.
PAP - Nauka w Polsce, Szymon Łucyk
Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl
POLECAMY TAKŻE: