Kategorie

Cztery dni z życia poszukiwacza









1

Młyn

...Każda wyprawa czy nawet jej planowanie jest jak pokarm dla poszukiwacza, im bardziej się w tym wszystkim zagłębiasz tym apetyt bardziej rośnie.

Istnieje wiele miejsc w Polsce, opisanych, sfotografowanych, w których, według ludzi je przedstawiających na bank są skarby, ale czy aby na pewno są one dla nas dostępne ???



...rozglądnij się wokół siebie, poznaj historię swojego regionu, odwiedź najbliższe muzeum, pogadaj ze starszymi mieszkańcami, nie ignoruj legend, wszystko to są cenne wskazówki, których nie należy lekceważyć, dzięki nim możesz spełnić swoje najskrytsze marzenia.

...są pewne zalecenia dotyczące metod poszukiwania, ale ja mając trzynaście lat ich nie znałem no bo i skąd, w Polsce nie było w tym czasie fachowej literatury.

Nie posiadałem również detektora metali, był to sprzęt bardzo drogi i dostępny raczej tylko i wyłącznie na zamówienie, radziłem sobie metrowej długości sztywnym drutem zakończonym drewnianą rączką, który służył mi jako sonda – odnosiłem sukcesy.

Czternaście lat później......

.......nie stać mnie na wykrywacz, posiadam zabawkę kupioną w jednym z supermarketów, nędza, zabawka dla dzieci, rozstraja się, nie powiem co mnie bierze.......

.......wchodzę do własnego sadu, „zabawka” robi mi niespodziankę, po paru minutach wyciągam z ziemi piękne żelazko, takie „na duszę”, używane przez nasze babki, parę kroków dalej wychodzą jedna po drugiej bardzo stare łyżki.....

.......cieszę się jak dziecko, po godzinie sad wygląda jak zryty przez dziki, w ferworze poszukiwań zapomniałem o zasypywaniu dołków – jednym z najważniejszych przykazań poszukiwacza.

.......”w miarę jedzenia apetyt rośnie” okazuję się, że mój sąsiad ma wykrywkę, „tak sobie ją kupił” – trochę topornie wykonana, ale......całkiem przyzwoite osiągi, próbuję zagadać, odkupić, nie da rady, niepotrzebnie mu naopowiadałem, będzie poszukiwał, nawet ma jakiś namiar, na jakąś tam karetę wyładowaną srebrem, postanawia na poszukiwania chodzić ze mną..

....Jest ładny letni poranek, koleś okazuje się nad wyraz punktualny

Obiekt poszukiwań to stary młyn, spalony chyba w czasie wojny . Od miejsca zamieszkania do celu mamy trzy kilometry, trasę pokonujemy pieszo, chłodny poranek sprzyja nam w marszu.

Po niecałej godzinie, nie śpiesząc się zbytnio docieramy na miejsce, które robi niesamowite wrażenie. Wita nas.

.....co do historii tego miejsca niewiele wiadomo, ale....jak to w takich miejscach bywa, są duchy,

oczywiście nie wiadomo czyje......jeden dziadek bije się w pierś, że widział......może i widział, ale niejedną butelkę, a w takich stanach wizje to normalna rzecz.

Po wstępnej analizie terenu, odpalamy nasze sprzęty

.......gwoździe, podkowy, podkładki, śmieci – bliska okolica ruin - z takimi rzeczami trzeba się zaprzyjaźnić będąc poszukiwaczem, często to one są dla nas kierunkowskazem gdzie szukać konkretnych fantów, podpowiadając nam w którym miejscu znajdowały się np. dane pomieszczenia gospodarstwa.

.....przystępujemy do penetracji budowli, tego co z młyna pozostało, miejsca pracy, zamieszkania właściciela, o którym nadal nic nie wiemy

Prawidła sztuki poszukiwawczej podpowiadają mi, które miejsca należy zbadać jako pierwsze, kolega, partner poszukiwań, uczy się, poznaje rzemiosło, dziwi się skąd ja to wszystko wiem ?

.......będąc poszukiwaczem skarbów, tak naprawdę, w tej dziedzinie udoskonalamy się sami, oczywiście małe podpowiedzi czy wskazówki od doświadczonych kolegów mają duże znaczenie, i..... dobrze ich używać w terenie.

.......trudno się łazi po tych ruinkach, kto tego nie robił nie potrafi sobie wyobrazić ile wysiłku trzeba włożyć w to żeby nie zrobić sobie krzywdy, jeden niewłaściwy krok i.... noga złamana,

chociaż bardzo uważam zawsze mam przy sobie apteczkę – jeden z najlepszych przyjaciół na poszukiwaniach..... po wykrywaczu rzecz jasna.

......miejsca łatwe do zapamiętania, narożniki, progi, piece a raczej to co po nich pozostało, stare drzewa itp. to potencjalne miejsca ukrywania majątków, przez właścicieli, którzy....... co tutaj dużo mówić nie mieli aż takiego dostępu do banków jak my teraz, .....przysłowiowa „pończocha” była na porządku dziennym.

......ustawiamy dyskryminacje na wykrywce kolegi, zaczynamy od narożników, cholerne drzewa, rozrosły się tutaj jak na złość, korzenie stworzyły w ziemi pajęczynę nie do przebicia, dobrze w tym przypadku mieć przy sobie jakąś siekierkę, duży nóż....... ja używam porządnie zaostrzonej saperki......polecam, na tym sprzęcie nie oszczędzać, zapewniam można się wściec, gdy ten sprzęt zawiedzie podczas przekopywania ciekawego miejsca.

......jest sygnał w jednym z narożników, tnę korzenie że aż miło, sygnał wykrywki dodaje sił, przeszkadza mi smród zgnilizny, kopie się dość ciężko, komary, końskie muchy, już się dowiedziały o naszej obecności, urządziły sobie niezłe śniadanko, zapraszając na nie chyba całe swoje rodzinki.

.....sygnał się zwiększa, hmmmm........ coś jest i to niemałego, w dodatku jakiś szlachetniejszy metal......ciśnienie krwi wzrasta......zawsze wierzę w to, że odnajdę skarb, trzeba wierzyć, wiara u poszukiwacza to podstawa bez niej nie wychodź w teren bo będzie nudno.

.... sprawdzam moją starą wypróbowaną sondą, tą samą, wierną od kilkunastu lat.....coś wyczuwam, kolega ochoczo bierze się za saperkę, ostrożnie, nasza Polska ziemia, nadal kryje masę niewypałów, które dość często się spotyka.

.....pomalutku odgrzebujemy fant, chciało by się od razu, natychmiast wyrwać ziemi tajemnicę, nie wolno, pośpiech nie jest wskazany, również z tego powodu, że śpiesząc się możemy naszą zdobycz uszkodzić, narażając się tym samym na wyrzuty sumienia.

.....jest, pofałdowany kawałek, który ukazał się, w ziemi, nie pozwala na pełna identyfikację otwór należy poszerzyć.

.... grymas zawodu ukazał się na twarzy kolegi..... zamiast skarbu trzymam w ręce owoc kilkugodzinnego wysiłku, starą miedzianą pokrywkę.... dla mnie to skarb, zabieram ją......... dalsze poszukiwania nie przynoszą efektów.....

....rozczarowanie towarzyszy koledze całą drogę powrotną, nie odzywa się zbyt wiele, nie próbuję go pocieszać, decyzję musi podjąć sam, „ niepowodzenie” to dobry nauczyciel, dostarcza nam ciekawych wniosków.

.....kolega odpada.......chyba mnie unika......no cóż nie dał rady.....nie zakochał się tak jak ja.

 

2

Ranne ptaszki.

....godzina 3.30, noc z soboty na niedzielę – kurde myślałem, że będzie trochę chłodniej...

....koleś się spóźnia 15 min, niedobrze, akcja miała się rozpocząć jak będzie jeszcze ciemno

wreszcie jest – okazało się, że zaspał, zdarza się ...... drogę pokonujemy pieszo, jest co „dygać”

2,5 km plus sprzęt robi swoje, po około 30 min docieramy na miejsce.

Jest dziwnie „spokojnie”, i trochę strasznie, to chyba tylko moja wyobraźnia, fakt jest taki – przed wiekami stał tutaj gród, żyli tutaj ludzie, wydaje mi się, że nadal tutaj są i spoglądają na nas.........

Po wstępnych oględzinach terenu, wytyczamy miejsce wykopu, okazuje się, że pracy będzie dużo, dużo więcej niż nam się wydawało, bierzemy się do roboty, idzie lekko, piaszczysta gleba to przyjaciel każdego poszukiwacza.

Po półtorej godzinie machania wykop ma już około 2 m głębokości, nieklawo zaczyna obsypywać się krawędź, robi się lekko niebezpiecznie, sprawdzam dziurę wykrywką, niestety nic nie pokazuje, poszukiwany obiekt musi być jeszcze głębiej, postanawiam użyć sondy, jest,

jest udało się, adrenalina doprowadza moje ręce do drżenia, jeszcze tylko metr i odkryję kawał historii.

....Tąpnięcie przyszło nagle, przednia ściana zawaliła się z wielkim hukiem, przez dobre pół godziny wytrząsałem piach z włosów..... a jednak są tutaj i pilnują swojego.......

.....Trudno się mówi, trzeba zacząć od nowa, tym razem chęć szybkiego dostania się do obiektu, nie przesłoni nam tego co najważniejsze czyli bezpieczeństwa.

Nie chce się nam wracać do domów, jest jeszcze wcześnie, szkoda dnia, idziemy na skraj lasu piękne miejsce, rozpoczynające swą działalność słońce budzi mgły ukryte w bagnach , które akurat w tym miejscu rozlały się szerokim łukiem, przebudzone żaby rozpoczynają koncert – jest fajnie, poranne niepowodzenie mija, ukojone przyrodą.

Prawdziwy poszukiwacz nigdy się nie poddaje, szybko ustalamy termin następnej wyprawy......

Tym razem musi się udać, innej możliwości nie ma ............

........................

Dwadzieścia lat temu, no około dwudziestu, się zaczęło inspiracją wielkiej miłości jaką jest poszukiwanie skarbów, pamiątek z przeszłości, była kamienna siekierka, piękna rzecz znaleziona niedaleko mojego miejsca zamieszkania przez dyrektora lokalnej szkoły podstawowej.

Postanowiłem tak jak on przemierzać pola, łąki, lasy i poszukiwać wszelkich reliktów z przeszłości.

Korzystając z fachowej literatury, którą aż dziw bierze można było znaleźć w bibliotece osiedlowej, zacząłem uczyć się archeologii, poznawać historię mojego regionu – badając najdrobniejsze nawet zapiski, notatki, legendy.

Początki nie były łatwe, kiedyś nie było tak jak dzisiaj detektorów metali i wszelkiego innego rodzaju sprzętu ułatwiającego poszukiwania.........

 

3

Tunel

....godzina 6.30 – Jezu, co mnie popycha do wstawania tak wcześnie rano i to w Niedzielę

jedyny wolny dzień tygodnia w moim przypadku.

•  dziwne jest to, że wstaję bez żadnego „przymusu” – o jakbym miał iść do pracy to już gorzej J

Wychodzę z domu – jest godzina 7.30 ....- i znowu ten przeklęty upał, a tutaj rowerkiem trzeba dojechać na miejsce zbiórki i to jeszcze z tymi klamotami na plecach., samochód odpada, miejsce trudnodostępne, a poza tym rower łatwo można gdzieś schować tak, że nie rzuca się w oczy.

....jedziemy, atmosfera fajna, wesoło nam, mimo tego że pot zalewa oczy wchodząc do spółki z muszkami, robaczkami i innymi żyjątkami zamieszkującymi przybrzeżne krzaki doliny Prosny.

Cel jest blisko, bliżej, coraz bliżej ...jesteśmy.., zmęczenie nakazuje nam mały odpoczynek,

Szum rzeki, zapach pól, brak odgłosów życia miasta stanowczo nie pozwala się podnieść z soczystej zielonej trawy.

Jeszcze chwila rozmowy, rzut oka na mapę topograficzną , i........ pora się brać, jest cicho i spokojnie niedzielny poranek 16 lipca 2006 roku godzina 8.45........

Niedziela to dobry dzień na poszukiwania zwłaszcza kiedy krajobrazem nas otaczającym są pola uprawne, to proste, właściciele tych terenów wraz ze swoimi rodzinami przebywają w kościołach później pielgrzymują do supermarketów lub na bazar.

....miejsce a raczej wejście do tajemniczego obiektu odnajdujemy po niespełna godzinie buszowania w krzakach, znajdujących się na wzniesieniu z którego rozciąga się piękny widok na fragment doliny, mimo że słońce jest już dość wysoko życie tutaj dopiero zaczęło się budzić i to dość leniwie rozpoczynając cichutkim ptasim śpiewem.

.....Strop tunelu nosi ślady swej wiekowości , jego sklepienie jest delikatne jak kości starego człowieka, wrażenie jest jedno – nie dotykać, bo się zarwie

•  co to u licha jest a raczej było ??? – wygląda jak jakieś tajemne wyjście z „czegoś”, ale z czego ?

•  taaaaa nic tutaj nigdy w okolicy przecież nie stało, no chyba, że tunel sięga aż do miasta.

Odpowiedziałem na pytanie kolegi, tylko dlaczego idzie on w kierunku pól , przebiegło mi przez myśl ???

.....świeczka, latarki, dodatkowe akumulatory, liny asekuracyjne, hełmy ochronne, to sprzęt niezbędny do przeprowadzenia eksploracji takiego obiektu,.... jeszcze jedno spojrzenie na dolinę i ok.

Chłód lochu uderza w nasze rozgrzane słońcem ciała jest to dość przyjemne, trasa czysta, widać cywilizacja śmieciarzy tutaj jeszcze nie dotarła.

Podoba mi się, pachnie starością a ja to lubię zresztą towarzysz wyprawy podziela moje zdanie .

....dziwnie się oddycha, powietrze jest wilgotne, jest bardzo duszno, lecz tlenu nie brakuje zapalona świeczka, którą niosę pali się normalnie, żeby tylko nie było tutaj jakiegoś metanu bo wtedy ......

Nagle korytarz zakręca, myśli kołują w głowie, ....a jednak prowadzi w kierunku miasta ???????

....przyglądam się ścianom robią się takie jakieś świecące w strumieniu światła latarki nawet ładnie to wygląda, przypomina iskrzący się zimą śnieg......posuwamy się do przodu...pomału....z rozwagą

kontrolując każdy krok, który w takim miejscu może być niespodzianką.

.....koniec korytarza, widać jakieś tajemnicze pomieszczenie....przyśpieszony oddech.....jeszcze parę kroków....wchodzimy do „pokoju”, regularnego sześcianu o długości boku około czterech metrów.

..... to koniec, korytarz się skończył, nic więcej nie ma, tylko ten sześcian......przeglądam dokładnie ściany niestety nic nie zostało tutaj zamurowane....fiasko wyprawy ? nie.....tajemnica, którą nie łatwo będzie rozwiązać.

Słońce uderza w nasze oczy, oślepia nas, upał panujący na powierzchni wywołuje u nas śmieszną gęsią skórkę na całym ciele....

.....ponownie leżymy na dywanie soczystej trawy, pośród odgłosu szumiącej rzeki i zapachu pól, ptaki śpiewają, nie rozmawiamy, ......... odpoczywamy.................. J

4

Strych

.... Czasami gdy na dworze jest zimno, deszczowo lub śnieżnie, kiedy pogoda nie zachęca największego nawet twardziela do spaceru, patrząc przez okno tęsknię za polami lasami, tajemniczymi miejscami, w których czuję się dobrze, jak wśród przyjaciół.

....Cóż robić w takie dni ? najczęściej przeglądam zapiski, oglądam mapy, poszukuję w literaturze tego co umknęło mojej uwadze – trochę się nudzę, chyba jak większość poszukiwaczy.

.....Jest piękny styczniowy niedzielny poranek, waśnie piękny słoneczny ale za to bardzo mroźny poniżej piętnastej kreski, to na dzisiaj, jeden z właścicieli kamienicy z pobliskiego miasteczka, poprosił mnie o pomoc w odnalezieniu „skarbu” ukrytego przez byłego właściciela przed wojną.

Pierwsza robota na zlecenie i to w budynku, waśnie zdałem sobie sprawę, że trochę się na tym nie znam, no bo i skąd ?

Nawet nie wiem jak się za to zabrać, wcześniej dokonałem analizy planu budynku, wytyczyłem ewentualnie najlepsze miejsca na skrytki, o właścicielu nic się nie dowiedziałem, wiem tylko że był obrzydliwie bogaty i w popłochu uciekł przed Niemcami zostawiając prawie cały dobytek na miejscu.

To wszystko i tyle musi wystarczyć.

Jem sniadanko, ale coś mi nie idzie, to chyba nerwy odbierają mi apetyt, a może po prostu nie mam apetytu ?.

Pozostała godzina do spotkania, chyba już wyjadę, jest bardzo ślisko nie ma co szaleć.

Drogę pokonuję bez żadnych przeszkód, nawet trochę się rozluźniam, nerwy odchodzą gdzieś na bok po chwili znikają, dojeżdżam na miejsce, pod wskazany adres trafiam bez problemu.

Miasteczko wydaje się być pogrążone w zimowym śnie.

Uśmiech od ucha do ucha właściciela, rozluźnia mnie całkowicie, nawet sympatyczny facecik.

•  od czego zaczniemy ? – pada pytanie z jego strony

•  może przedstawię panu swój plan ? – gość słucha, ale zauważam, ze niezbyt dokładnie, myślami jest gdzie indziej – proponuję zacząć od piwnicy – opowiadam o zamurowanych przewodach kominowych, skrytkach pod progami i wewnątrz drzwi, o tajemniczych narożnikach.

•  Nie – przerywa nagle właściciel – Zaczniemy od strychu

Dobrze może być od strychu myślę sobie, widać facet ma jakiś cynk, i dobrze wie gdzie szukać.

Idąc po schodach zastanawiam się ile osób na nich zginęło i co za imbecyl stolarski zrobił taka stromiznę ? Właściciel jakby odgadując moje myśli mówi na głos :

•  Nie mam pojęcia kto te schody robił i czyim są wymysłem.

Jesteśmy na strychu, typowy – pajęczyny, jakieś stare skrzynki, kufry kuferki – niejeden dom handlujący starociami, zbił by na tych rupieciach niezły majątek.

Mam wrażenie że pan właściciel nie tylko wie, że należy szukać na strychu, ale dokładnie wie w którym jego miejscu, jakby od niechcenia pokazuje mi ścianę, która jego zdaniem jest dziwna, włączam wykrywacz „czeszę” ścianę kawałek po kawałku do wysokości półtora metra, nic, sprawdzam wyżej – następne półtora metra też nic, bardzo wysoki strych, ściana zwęża się im wyżej sprawdzam po obu stronach spady dachu (nie wiem jak to się fachowo nazywa), teraz stoję już na drabince, nagle prawie w samym szczycie sygnał, bardzo mocny, włączam dyskryminację, detektor pokazuje jakiś kolorowy metal – dużo tego.

Jak pełna obsługa to pełna obsługa.

•  Niech pan da jakiś przecinak i młotek to tanu to wydłubię.

•  Tam nic nie ma - pada nagła odpowiedź – to zamurowane rury.

Rury wychodzące na dach ?, ale skąd idące z zewnątrz budynku ?, facet coś zaczyna się motać i kręcić, udaje głupiego

•  e na moje oko to wygląda mi na jakieś stare kable w tej ścianie – odpowiadam tak bezsensownie jak on.

Schodzę z drabiny, gościu jest tak zniecierpliwiony i tak chętny jak najszybszego się mnie pozbyć, że aż drepcze w miejscu.

- Ile się należy ?

o kurde nad tym się nie zastanawiałem , co tutaj odpowiedzieć ? Wszystko zajęło mi raptem czterdzieści pięć minut.

•  Dwie stówy – podaję nie zastanawiając się, i czekam aż pan mnie wyśmieje.

•  Proszę bardzo dwie i pół, to napiwek za dobra robotę.

Nie wierzę, ...........gorzej jak tam naprawdę będą jakieś rury, lub kable..... facet niemal wypycha mnie za dzwi, grzecznie dziękuje, ja polecam się na przyszłość.

Wracam do domu zadowolony lecz jednak bardzo ciekawy co tam naprawdę było.

 

CDN

Roman Kornacki

 

Praca zgłoszona w konkursie Wortalu Poszukiwaczy Skarbów www.poszukiwania.pl


foto: John Henry Donovan