Kategorie

Dolnośląskie zrzutowisko









Sobota rano. Pod dom jednego z mieszkańców podwrocławskiej miejscowości podjeżdża milicja. Wchodzą do środka, szukają. Dostali informację, że w tym domu przechowywana jest broń i amunicja. Rewizja przynosi mierne rezultaty, zaledwie kilka naboi. Wychodzą. Idą do auta. Jeden z funkcjonariuszy nagle skręca w kierunku stodoły. Otwiera drzwi i staje jak zahipnotyzowany.
Ewakuacja okolicznych mieszkańców oraz opróżnianie stodoły zajęły cały dzień. „Kolekcje” wywożono trzema ciężarówkami.
Właściciel został w domu.
Był rok 1957.



Minęło prawie 45 lat. Grupa poszukiwaczy udała się w ten rejon. Wykrywacze nie sprawdzały się w terenie. Sygnał był cały czas. Powód – leżące w trawie odłamki, łuski, kawałki Bóg jeden wie czego.

Celem przyjazdu grupy w to niebezpieczne miejsce była relacja świadka o zrzutowisku broni, znajdującym się w jednym z tutejszych zbiorników wodnych. Niestety po tylu latach został tylko jeden, strasznie zamulony, pozostałe zostały zasypane.
Poszukiwacze sprawdzili teren, ocenili sytuację i postanowili przyjechać z posiłkami w innym terminie.

W drodze powrotnej, włączony wykrywacz, dawał częsty powtarzający się sygnał. Jak mawiają ciekawość pierwszy stopień do piekła, poszła w ruch łopata. Na głębokości ok. 5 cm napotkała na stanowczy opór. Wykorzystując najnowsze rozwiązania technologiczne w pracach ziemnych poszukiwacze odsłonili dziwny kształt. Teorii było wiele, jednak chęć ich potwierdzenia pchnęła eksploratorów do odkopania całego znaleziska. Pracowali kilkanaście minut. Wynik ich kopania okazał się nad wyraz interesujący. Odkryty pocisk spowodował chwilową cisze, która została przerwana dopiero powrotem „najszybszego” poszukiwacza.

Tego typu znaleziska trafiają się bardzo często na naszych ziemiach. Z uwagi na Wasze bezpieczeństwo nie podam lokalizacji oraz kto brał udział w tym wyjeździe. Relacja ta jest anonimowa, jednak została przeze mnie potwierdzona. Miejsce to jest bardzo niebezpiecznym terenem, fakt że znajdują się na nim ciekawe rzeczy, jednak bez wcześniejszego zabezpieczenia nikt nie powinien się tam poruszać.

Po przejściu wojsk radzieckich w miejscu tym zostały usypane stosy broni, które następnie polano i podpalono. Końcowym etapem niszczenia było zatopienie wszystkiego w okolicznym stawach. Jeszcze kilka lat po wojnie mieszkańcy wyciągali ze stawów „na haczyk” zatopioną broń. Do dnia dzisiejszego leży ona zatopiona i zasypana, czekając na swojego odkrywce.