Kategorie

Konwój z zamku Pansin - Adamczewski Leszek


W Moskwie spalono niektóre obrazy znalezione przez grabieżców Stalina. Ten obraz najprawdopodobniej pochodził z okupowanego przez hitlerowców Poznania. I przedstawiał tramwaj jadący na tle czerwieni nazistowskich flag ze swastyką. Kustoszy moskiewskiego Muzeum Puszkina szlag trafił, gdy zobaczyli to ,,dzieło'', przywiezione z tysiącami prawdziwych już skarbów kultury z okolic dalekiego Meseritz przez majora Siergieja Sidorowa.




Korytarze systemu podziemnego MRU (na zdjęciu) mają ponad 32 kilometry długości. W północnej części tego systemu znajdowały się zamaskowane komory z dziełami sztuki.


Fot.:2x LESZEK ADAMCZEWSKI

Kościół Mariacki w Stargardzie Szczecińskim jest największą świątynią na Pomorzu Zachodnim. Zabytki z tego i innych kościołów pomorskich wywieziono do Moskwy razem ze skarbami znalezionymi w podziemiach MRU.


W połowie kwietnia 1945 roku do Moskwy przyjechał pierwszy pociąg ze skarbami zrabowanymi na zajmowanych przez Armię Czerwoną ziemiach Trzeciej Rzeszy. Eskortował go jako oficer konwojujący major Siergiej Sidorow, w cywilu wysokiej rangi urzędnik Komitetu do spraw Sztuki przy Radzie Ministrów ZSRR. To on miesiąc wcześniej odkrył w okolicach Meseritz (Międzyrzecza) zamaskowany skarbiec dóbr kultury, urządzony na głębokości 49 metrów w północnej części systemu podziemnego Ufortyfikowanego Frontu Łuku Odry-Warty, czyli tego, co dzisiaj nazywamy Międzyrzeckim Rejonem Umocnionym (MRU).


Z 22 wagonów, stojących na jednym z moskiewskich dworców kolejowych, skrzynie z dziełami sztuki systematycznie przewożono do Muzeum Sztuk Pięknych imienia Puszkina. Z kilku skrzyń wyjęto nie posiadające wartości artystycznych dzieła sztuki nazistowskiej. Przerażeni pracownicy muzeum oglądali obrazy przedstawiające choćby feldmarszałka Gerda von Rundstedta czy tramwaj jadący na udekorowanej hitlerowskimi flagami ulicy jakiegoś miasta, zapewne okupowanego Poznania. Było też popiersie z brązu marszałka Rzeszy Hermanna Göringa.


Kto odważył sie przysłać to gówno do ojczyzny socjalizmu krzyczeli pracownicy muzeum. To prowokacja dodawali inni.


Sprawca całego zamieszania był na miejscu. Winę najłatwiej było zatem zrzucić na majora Sidorowa.


Podziemny skarbiec


Gdy w podziemiach MRU odkryto dwa zamaskowane pomieszczenia z dziełami sztuki, ewakuowanymi tu z poznańskiego Muzeum imienia Cesarza Fryderyka (Kaiser-Friedrich Museum), major Sidorow pozostawił skarby bajońskiej wręcz wartości pod strażą żołnierzy z 69. armii i wyruszył na poszukiwania swego przełożonego. Był nim podpułkownik Andriej Biełokopytow, w cywilu dyrektor administracyjny moskiewskiego teatru MChAT. To on dowodził brygadą trofiejną działającą na tyłach wojsk 1. Frontu Białoruskiego. I to on musiał postarać się o transport w sytuacji, gdy cały sprawny tabor kolejowy dowoził żołnierzy i sprzęt wojenny nad Odrę, skąd wkrótce miało wyjść ostatnie uderzenie na Berlin.


Do Hochwalde (dzisiaj to Wysoka koło Międzyrzecza) Sidorow wrócił po tygodniu z formalnym upoważnieniem do wywiezienia znalezionych dzieł sztuki do Moskwy. W podziemiach zobaczył około 40 żołnierzy, którzy ciężko pracowali. ,,Powody i sposób tej pracy były dla mnie zupełnie niejasne'' później napisał Sidorow w sprawozdaniu. Żołnierzy zapewne przysłała
komendantura wojenna w Meseritz. W każdym razie rozbijali oni skrzynie i znalezione w nich ,,trofea'' gromadzili w jednym miejscu.


,,Z pomocą załogi pociągu 20. batalionu trofiejnego Sidorow wyrzucił nieproszonych gości i rozpoczął przygotowywać dzieła sztuki do transportu. W świetle lamp karbidowych i świec otworzył niektóre skrzynie, by skontrolować, co one zawierają'' napisali Konstantin Akinsza i Grigorij Kozłow w książce ,,Beutekunst'' (Łupy kulturalne). Podlegający majorowi żołnierze ze wspomnianego batalionu próbowali też naprawić rozbite wcześniej skrzynie, ale w wąskich i ciemnych korytarzach podziemnych szło to im dość opornie.


W tym czasie jeden z żołnierzy Sidorowa przypadkowo jak napisali Akinsza i Kozłow, którzy dotarli do najtajniejszych dokumentów z czasów ZSRR odkrył trzecie pomieszczenie podziemne z dziełami sztuki. Znajdowało się ono 200 metrów od tych, na które natrafiono wcześniej.


Zabytki z Pomorza


W ostatnich dniach marca 1945 roku 120 żołnierzy pospiesznie przenosiło skrzynie na oddaloną o 6 kilometrów stację kolejową. W książce ,,Beutekunst'' nie pada jej nazwa, ale zarówno odległość, jak i dogodna doń trasa oraz wielkość stacji wskazują, że mogło to być Staropole (wówczas Starpel). Na dwóch równoległych torach stały tam dwa, osłonięte siatkami maskującymi, pociągi. Do jednego z nich żołnierze Sidorowa ładowali skarby znalezione w podziemiach MRU, zaś do wagonów drugiego żołnierze z innej jednostki trofiejnej wciągali maszyny z fabryki lotniczej, funkcjonującej w tych samych podziemiach fortyfikacji międzyrzeckich, ale w ich południowej części.


Potem było bombardowanie stacji przez samoloty niemieckie, których piloci zapewne uznali załadunek ,,trofeów'' za przygotowania militarne do ataku na Berlin. Szkody były pewnie niewielkie, bo nikt o nich nie wspomina.


Pociąg ze skarbami stał już gotowy do odjazdu, gdy Sidorow zauważył konwój samochodów ciężarowych, wjeżdżający na stację. Z szoferki pierwszej ciężarówki wyskoczył oficer, w którym Sidorow rozpoznał swego kolegę również urzędnika Komitetu do spraw Sztuki Aleksija Biełousowa. W stopniu majora służył on też w brygadzie podpułkownika Biełokopytowa.


Biełousow z rozkazu Biełokopytowa przywiózł na tę podmiędzyrzecką stację skarby zagarnięte z zamku Pansin koło Stargardu Szczecińskiego. Pansin, czyli dzisiejsze Pęzino, zostało zajęte przez żołnierzy 61. armii 1. Frontu Białoruskiego 3 marca 1945 roku. Kilka dni później Rosjanie odkryli, że w starym zamku, pamiętającym czasy Templariuszy i Joanitów, Niemcy
zgromadzili dzieła sztuki ewakuowane głównie ze Szczecina i Stargardu, w tym wiele zabytków sakralnych ze szczecińskiego kościoła świętego Jakuba i stargardzkich świątyń: świętego Jana i kościoła Mariackiego.


Gdy informacja o odkryciu w Pansin dotarła do Biełokopytowa, wysłał tam Biełousowa, który wkrótce otrzymał rozkaz, by skarby zawiózł w okolice Meseritz, gdzie Sidorow przygotowywał pierwszy transport z łupami kulturalnymi.


Ale Sidorow o tym nie wiedział i między obu majorami doszło do sprzeczki. Jednak po chwili polecono żołnierzom, by skrzynie z zamku Pansin załadowali do wagonów. Z braku czasu nie sporządzono żadnych list przewozowych, więc Sidorow mógł się później tłumaczyć, że nie da się już ustalić, które skrzynie pochodziły ze skrytek koło Hochwalde, a które z zamku Pansin.


Na krótko przed odjazdem pociągu przyjechał podpułkownik Biełokopytow.


Pojedziesz zwrócił się do zaskoczonego Sidorowa jako oficer konwojujący. W Moskwie już na was czekają.


Kustosz Łapin prowadzi śledztwo


O dziełach sztuki nazistowskiej, które znalazły się w transporcie z okolic Meseritz, poinformowano Komitet Centralny Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików), a zadanie przeprowadzenia śledztwa w tej sprawie KC zlecił Nikołajowi Łapinowi. Był on naczelnym kustoszem Muzeum Puszkina i świeżo wybranym sekretarzem komitetu do spraw przejmowania łupów wojennych, który powołano na krótko przed przyjazdem pociągu konwojowanego przez Sidorowa. Fakt, że śledztwo zlecono Łapinowi, a nie oficerom NKWD,
świadczy, że Sidorow miał możnych protektorów.


Niemniej musiał on odpowiedzieć na setki pytań Łapina. Naczelny kustosz nie mógł zrozumieć warunków, w jakich działał major. Że Niemcy bombardowali stację kolejową, że się spieszono, bo wkrótce okolice Meseritz miała przejąć administracja polska, więc nie było czasu na wstępną choćby segregację odnalezionych dóbr i sporządzenie list przewozowych, że na skarby te ostrzyli sobie zęby wysocy rangą oficerowie frontowi...


Sprawa rozeszła się po kościach. Na dziedzińcu Muzeum Puszkina komisyjnie spalono obrazy nazistowskie, a Sidorowa pospiesznie wysłano do zajętego akurat przez Armię Czerwoną Berlina, by szukał kolejnych skarbów kultury. Paradował tam już w mundurze podpułkownika, co świadczy, że incydent ten nie odbił się na jego karierze.


Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można założyć, że to, co w Moskwie nazwano gównem, wyciągnięto ze skrytek w podziemiach MRU. Że te ,,dzieła'' wywieziono w okolice Meseritz z polecenia doktora Siegfrieda Rühlego, dyrektora Kaiser-Friedrich Museum w Posen. Ten nazista z krwi i kości uznał, że chronić trzeba także wytwory nowej kultury Trzeciej Rzeszy.

 

LESZEK ADAMCZEWSKI


[email PERKUN]

 

Autor dziękuje Dariuszowi Garbie z RFN i koleżance z Oficyny Wydawniczej
Wielkopolski Elżbiecie Lachman. Bez ich pomocy ta publikacja by nie
powstała.