Dotyk historii
I znów jak każdego słonecznego ranka wyszedł z domu, aby udać się na poszukiwania. Dzień był chłodny, a na twardej ziemi pozostały jeszcze resztki niedawno spadłego śniegu. Na niebie latały mewy i nic nie wskazywało na to, że stanie się coś wyjątkowego… coś co być może zmieni życie kogokolwiek...
Uwielbiał to, nawet kochał… można by rzec, że nadawało to jego egzystencji sens...
„Tak, poszukiwania, to jest to” - myślał sobie.
Mimo, że nie przepadał za porannym wstawaniem, w tym przypadku miało ono swój urok. Szybkie śniadanie, ciepłe ubranie, plecak, saperka, i wykrywacz, gotowy już od zeszłego wieczora. Zbierał na niego długo, odkąd pamiętał zawsze pociągała go historia, wykopaliska, II Wojna Światowa.
W domu miał pełno łusek, monet, guzików. Niektóre się powtarzały, ale za każdym razem wkopując saperkę w ziemię, w jego oczach tliła się ciekawość, nadzieja i ten niepowtarzalny dreszcz emocji.
Także dziś podążał z tym dreszczem
w kierunku niedalekiego lasu, który najczęściej odwiedzał. Mógł stwierdzić, że zna go jak własną kieszeń. Praktycznie od dzieciństwa poznawał nowe jego zakamarki. Potrafił spędzić tam cały dzień, coś go tam ciągnęło.
Szedł, mijając fabryki, pola, obcych, a także znanych z widzenia ludzi. Był pogrążony
w swoim własnym świecie, oplątany myślami
o przyszłej przygodzie.
W końcu dotarł do lasu. Było spokojnie, wiatr przestał wiać, a nad polami okrytymi śniegiem unosiła się jakaś tajemnicza, głucha cisza.
Nagle drogę przebiegły dwie sarny, zatrzymały się po czym uciekły w popłochu.
Droga była dość szeroka, a drzewa pomału rosły coraz gęściej, rzucając długie cienie.
Gdy dotarł do rozwidlenia, postanowił pójść mniej wyraźną dróżką. Na takich właśnie może zdarzyć się więcej ciekawych rzeczy. To taki kontrast do cywilizacji, zapomniany kawałek dzikości.
Na ziemi nie było żadnych śladów. Nikt tędy nie przechodził od czasu, gdy padał śnieg. Zagłębiał się pomału w las, robiło się ciemniej. Nagle zauważył dziwne zagłębienie w ziemi. Niepewnie podszedł bliżej i ku swojemu zdziwieniu ujrzał coś na wzór wejścia, wejścia do wnętrza ziemi. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, a może to tylko jego wyobraźnia. Nie, przecież widzi, tak wyraźnie widzi.
Schodząc w dół, ciemnym, mrocznym, tajemniczym przejściem w głąb, nie wiadomo dokąd, zagłębiał się coraz bardziej we wnętrze ziemi, które kryje zagadki od początku swego istnienia.
Czuł wilgotny zapach, zapach starości, intrygi. Ciągnęła go jakaś niewytłumaczalna siła.
W tunelu były schodki zbudowane z korzeni tego ogromnego drzewa. Przejście było wąskie. Ledwo mieściła się jedna osoba.
Z oddali dochodził odgłos kapiących kropel, uderzających o metalową powierzchnię. Pomału robiło się coraz jaśniej, aż wreszcie dojrzał lekkie promyczki zachodzącego słońca, które odbijały się od strumyka wody, który pomalutku spływał w dół tunelu.
Nagle bohater zauważył coś zaplątanego
w niesamowicie powyginanie korzenie. Tak napięcie rosło, a znalezisko przerosło wszelkie oczekiwania. Opętany w macki czasu ukazał się jego oczom zielonkawy, lekko zardzewiały karabin, a wokół na ziemi porozrzucane łuski po nabojach. Kilka centymetrów dalej wisiała taśma z pozostałymi w niej nabojami. Niesamowity uśmiech rozjaśnił twarz poszukiwacza. Pomalutku zaczął schodzić
w dół. Zajmie się tymi artefaktami w drodze powrotnej. Na razie rosnąca ciekawość nie pozwoliła mu stać w miejscu zbyt długo. Nigdy w życiu nie pomyślałby nawet o takim miejscu i o tym co właśnie się dzieje. Tak, życie potrafi być nieprzewidywalne i to właśnie nadaje mu smak. Ach, jakże uwielbiał je smakować,
a w tej chwili robił to jak nigdy wcześniej.
Korytarz pomału zaczął się rozszerzać zamieniając się w dość dużych rozmiarów pomieszczenie, na którego dnie dało się wyczuć błotnistą i śmierdzącą ciecz.
Z doświadczenia wiedział, że takie miejsca kryją najwięcej skarbów. To właśnie
w latrynach można znaleźć najciekawsze przedmioty i najczęściej bardzo trudno odgadnąć dlaczego się tam znalazły. Często też nie wiadomo do czego służyły. Tak czy inaczej smród zapowiadał bogate łowy.
Nie mylił się. Tam, na środku tej dziwnej groty, w sercu drzewa, które skrywało tajemnice historii, stał czołg. Była to Pantera Panzer V, wymarzone znalezisko. Ostatnio składał nawet jej model i kto by pomyślał,
że będzie miał okazję stać przed oryginałem niedaleko własnego domu. Ile lat musiał tu czekać, aby ujrzeć światło dzienne.
Mężczyzna otrząsnął się, wziął w garść
i wdrapał na maszynę. Zajrzał do środka. Mimo rdzy jakoś się udało. A tam we wnętrzu ukazały mu się kości ręki, które oplatały pistolet. To było za dużo szczęścia naraz. Oto on, tu, odkrył czołg niemiecki z ludzkimi szczątkami. Było to fenomenalne znalezisko, które mógł sobie przypisać.
Najrozsądniejszym krokiem w tej chwili było powiadomienie odpowiednich osób – archeologów – którzy wszystko zabezpieczą
i odzyskają jak najwięcej informacji ze szponów bezlitosnej historii.
Oczywiście sfotografował wszystko i starał się niczego więcej nie ruszać. Ale teraz był tu sam na sam, w tym niesamowitym miejscu, mógł spokojnie nacieszyć się znaleziskiem, dotknąć historii, czuł się wspaniale.
Od tego czasu w budynku muzeum stworzono stałą wystawę, a przy tym wiekowym drzewie ustawiono tablicę pamiątkową na cześć młodego odkrywcy. Dzięki całkiem sporej nagrodzie bohater mógł podjąć studia
i spełniać swoje marzenia.
Rzadko komu zdarza się taka przygoda. Był prawdziwym szczęściarzem.
I teraz siedząc z wnukiem na kolanach
i opowiadając mu tę historię zdawał sobie
z tego sprawę. Przeżył już tyle lat,
a to zdarzenie nadało jakiegoś sensu. W tym momencie, jako emerytowany już konserwator zabytków, chciał dać troszkę tej energii i tego zapału temu małemu człowieczkowi, który go słuchał. Przecież to jedno wydarzenie zdecydowało o całym jego życiu. W końcu każdy może przeżyć coś niesamowitego
i należy się o to starać każdego dnia. Może
i Ty spróbujesz??
Monika Gałęza
POLECAMY TAKŻE: