Góry Sowie - odkrycie kopalni
Obudził mnie telefon. Dźwięk wskazywał, że dzwonią chłopaki z grupy operującej w Górach Sowich. Wyjechali ponad tydzień temu skuszeni zgłoszeniem jakie nasza fundacja otrzymała listownie z Niemiec. Nadawca informował nas, że podczas wojny brał udział w pracach, które polegały na budowie nadziemnej infrastruktury przy podziemnych obiektach drążonych w okolicy Wałbrzycha i Walimia. Dokładny opis terenu wraz z mapą pasował do szczątkowych informacji jakie posiadaliśmy od kilku lat. Wówczas podzielił się nimi z nami polski robotnik przymusowy.
Tydzień pobytu w górach nie dał żadnych wyników i właśnie teraz gdy śniły mi się skarby templariuszy obudził mnie telefon. Odebrałem i usłyszałem jedynie – Bierz drugą ekipę i przyjeżdżajcie jak najszybciej. Więcej nie trzeba było mówić. Przez lata wspólnego działania wypracowaliśmy metody funkcjonowania, które ograniczały do minimum przekazywanie informacji telefonicznie. Wiedziałem, że musieli trafić na coś ciekawego, inaczej nie odrywaliby drugiej grupy od poszukiwań powstańczego depozytu, a mnie od kwerendy w pewnym prywatnym rosyjskim archiwum.
Do południa druga ekipa już się zebrała do wyjazdu, a ja zabukowałem na dzień następny samolot z Moskwy. Tempo działań i przerwanie prac nad zbiorem udostępnionych dokumentów zainteresował mojego rosyjskiego przyjaciela. Opowiedziałem mu całą historię, która jak widziałem wywarła na nim wrażenie.
W Górach Sowich jako fundacja działamy od kilkunastu lat. Posiadamy swój dom, w którym zorganizowaliśmy bazę wypadową. Kilka skromnie wyposażonych pokoi , salon i „biblioteka” – ale taka nowoczesna, wszystkie publikacje dostępne on-line. Dzięki temu w każdym miejscu, każdy członek ekipy może korzystać z posiadanych map, dokumentów oraz książek i własnych opracowań.
Do bazy dotarłem o świcie. Wyglądało, że wszyscy jeszcze śpią, jednak od czego jest w samochodzie klakson. Trąbie, trąbie i nic się nie dzieje. Zaskoczony wszedłem do domu, pierwsza sypialnia pusta, pozostałe podobnie, w garażu brak samochodów, a w piwnicy nie ma sprzętu. Odpowiedź mogła być tylko jedna – odkryli coś na tyle ciekawego, że nie mogli dłużej czekać i sami zaczęli działać. Pozostał telefon, jednak mamy zasadę nie dzwonienia podczas akcji. Jest ustalony punkt kontaktowy i należy w nim czekać na kogoś z ekipy.
Czekałem cały dzień. Pod wieczór usłyszałem otwieraną furtkę, a za chwilę w drzwiach pojawił się Tomek.
Tomek w naszej grupie zajmuje się zabezpieczeniem alpinistyczno-jaskiniowym. Jest znanym i cenionym speleologiem. Za badania jaskiń włoskich został odznaczony przez włoski rząd wysokim odznaczeniem państwowym. Jest niesamowicie wysportowany i niewiarygodnie silny, a przy tym jak mawiają panie w urzędach diabelsko przystojny.
Tomasz przyszedł do bazy aby czekać na mnie i zabrać w miejsce odkrycia. Byłem już spakowany i odpowiednio ubrany więc nie zwlekając dłużej wyszliśmy na spotkanie z przygodą. Wędrówka nie należała do przyjemnych wycieczek krajobrazowych, trzy godziny przez góry, które przykryła noc, drogą poza szlakami.
W końcu dotarliśmy do chłopaków pracujących pomimo późnej już pory. Spodziewałem się jakiegoś radosnego powitania prezesa, a w zamian dostałem łopatę ze wskazaniem miejsca pracy. Szybki rzut oka na sytuację pokazał ile pracy przez ostatnie dni zostało włożone przez moją ekipę. Odkopane czterometrowe zawalisko odsłoniło obetonowaną ścianę z czerniejącym w niej lekko odsłoniętym korytarzem. Moim zadaniem było ładownie do wiader piasku z korytarza dążąc do odsłonięcia przejścia przy stropie.
Praca szła szybko i sprawnie. Maskowanie korytarza odbyło się wyłącznie poprzez zasypanie do piaskiem. Metoda ta już raz została przez nas odkryta w miejscu odległym od Gór Sowich o ponad 500 km. Znaliśmy mechanizm, wiedzieliśmy, że gdzieś u góry jest otwór pozwalający wprowadzić piach z wodą. Metoda prosta jednak niezwykle skuteczna w osiągnięciu celu. Obiekt tak zasypany w żaden sposób nie jest dostępny od góry. Pozostaje systematyczne wydobywanie piasku od góry korytarza.
Zmiany w grupach kopiących odbywały się co dwie godziny. Cztery osoby w grupie. Przy 17 osobach i pełnym zaangażowaniu piasek znikał z korytarza tworząc na górze całkiem sporą hałdę. Koło południa przyszła wiadomość z dołu. Dotarliśmy do betonowej ściany, a korytarz rozchodzi się na lewo i prawo. Trzeba podjąć decyzję, którą stronę kopiemy. Rzut monetą rozwiązał na niepotrzebną debatę. Lewa strona zaczęła odkrywać swoją tajemnicę. Przed kolacją byliśmy już w środku odkrytego pomieszczenia. Piasek opadał, tworząc podziemną wydmę, po kilku metrach dając pełną swobodę penetracji i dalszego działania.
Pomieszczenie miało długość 10 m oraz było stosunkowo szerokie, prawie 8 m. Po lewej stronie od wejścia z korytarza były dwa przejścia dalej. Pierwszy korytarz podobnie jak ciąg główny i pomieszczenie był obetonowany. Miał 8 m długości i kończył się metalowymi drzwiami. Sprawdzenie ich i otwarcie zajęło ekipie saperskiej ponad 7 godzin.
W tym czasie kolejna ekipa rozpoczęła przekopywanie się z głównego korytarza na prawą stronę, a ja z dwoma śmiałkami wszedłem do drugiego korytarza widzianego z odkrytego po lewej stronie pomieszczenia. Korytarz ten nie był już betonowy, wyłożony został cegłami. Prowadził lekko do góry skręcając nieznacznie w prawą stronę. Po kilkunastu metrach trafiliśmy na … schody. Zdziwienie nasze było przeogromne gdyż schody prowadziły w dół, dół którego z pierwszego stopnia nie było prawie widać. Debatę nad dalszym badaniem schodów i ciągu korytarzy przerwał nam Krzysiek przynosząc wiadomość, że prawa strona została odkopana. Ukazało się bliźniacze pomieszczenie jak po lewej stronie z tą różnicą, że z pomieszczenia nie było innego wyjścia.
Wróciliśmy do obozu zdając relację z odkrycia schodów. To był wymarzony temat dla Tomka, który od razy wkroczył do akcji ze swoimi ludźmi. Wyposażeni w swoje zabawki, z butlami i odpowiednimi maskami zeszli na dół. Pozostała grupa siedziała i narzekała na brak sprzętu do transmisji live z podziemnych badań.
Czas się dłużył, pierwszą przerwą w czekaniu było otwarcie metalowych drzwi z pierwszego korytarza. Za nimi znajdowało się kwadratowe pomieszczenie o wymiarach 10x10 m. Przy ścianach stały puste regały, na środku znajdowały się otwarte i puste drewniane skrzynie.
W końcu powrócili nasi podziemni bohaterowie. Badanie schodów doprowadziło ekipę eksploracyjną do ciągu korytarzy kopalnianych, a dokładnie do korytarza łączącego nasze schody z kopalnią. Eksploracja dokładna kopalni wykazała z jednej strony korytarza zawał zamykający przejście dalej, z drugiej korytarz kończył się przodkiem. Niebezpieczeństwo eksploracji kopalni okazało się bardzo duże. Urządzenia pomiarowe wykazały niewystarczającą ilość tlenu więc wszelkie działania były prowadzone z wykorzystaniem masek i butli.
Całość badań została udokumentowana jak zwykle na filmach. Zarówno z prac, jak i z efektu końcowego.
Niestety nie udało się odkryć żadnych dokumentów czy fabryki podziemnej. Jednak temat jest przyszłościowy gdyż mój przyjaciel z Rosji chętnie zakupi dla fundacji odpowiednie pompy doprowadzające powietrze do kopalni, jak i jest zainteresowany wydzierżawieniem terenu, na którym odkryliśmy wejście.
POLECAMY TAKŻE: