Jeden dzień z życia początkującego poszukiwacza
Postaram się opowiedzieć historię patrząc z perspektywy czasu dość zabawną , aczkolwiek na owy czas poważną i pracochłonną jednego dnia w terenie z wykrywaczem .
Otóż cała historia miała miejsce jakieś siedem lat temu , początki zarówno mojej jak i mojego brata przygody z wykrywaczem i poszukiwaniami .Miejscowość w której mieszkamy jak i okolice są terenami bogato doświadczonymi historycznie sprzyjającymi poszukiwaniom .Był maj zatem pora roku jak i pogoda również dopisywały.
Wspomnę może jeszcze o fakcie , iż pasja poszukiwań została w nas zaszczepiona już we wczesnych latach młodości przez naszego ojca, z którym robiliśmy częste wypady na bunkry stare, nie istniejące już poniemieckie zabudowania , młyny ,karczmy leśne w pięknie położonych terenach dzisiejszego Parku Narodowego przez który przechodzi część Wału Pomorskiego .Kilometry okopów , stanowisk , bunkrów .W tamtych latach będąc bardzo młodym człowiekiem nie myślało się lub też brakowało wiedzy dotyczącej jakiegoś sprzętu do poszukiwań , gdyż nie były one tak powszechnie dostępne , a może raczej nie było takich możliwości jak dzisiaj (pisząc o tamtych latach mam na myśli początek lat dziewięć dziesiątych , a historię którą opisuję jakieś dziesięć lat póżniej) Natomiast pasja na tyle mocno została zaszczepiona ,że po czasie uświadomiłem sobie ,iż bez tego nie da się żyć.
No ale wróćmy do tematu przygody jak już wcześniej wspominałem majowego wypadu w teren . Miejsca , które na początek zaplanowaliśmy przeszukać z bratem, znajdowały się nie opodal naszego miejsca zamieszkania, gdzie również wcześniej bez wykrywacza trafialiśmy różne ciekawe przedmioty przedwojenne typu porcelana ,butelki z zatyczkami porcelanowymi przedwojennych browarów ,to jakąś monetkę się w piasku wygrzebało, trafił się i medal.
W szeregu informacji jakimi dysponowaliśmy od dziadków, starszych znajomych nam osób wiedzieliśmy ,iż w tym terenie nad brzegiem rzeki były po wojnie zwożone: broń i wszelkiego rodzaju uzbrojenie ,pozostałości po wycofujących się wojskach niemieckich i nie tylko .Oczywiście trafiliśmy parę ciekawych rzeczy jak bagnet czy STG, który oczywiście został natychmiast głęboko zakopany , ale to co się miało wydarzyć dopiero przed nami.
Otóż jesteśmy w terenie ,miejsce wzdłuż rzeki jakieś piętnaście metrów od linii brzegowej .Rzeka szerokości jakieś pięć ,sześć metrów teren dość płaski rzadki w drzewostan im dalej od brzegu tym bardziej stromo. W pewnym momencie wykrywacz podaje dość mocny sygnał .Nasze zdziwienie było o tyle duże ,gdyż w celu dokładnego namierzenia przedmiotu wykrywacz na odcinki czterech metrów w linii prostej nie przerwanie podawał tak mocny sygnał. Czyli mamy coś dużego.
Wymiana spojrzeń z bratem i szpadelki poszły w ruch .Odkopaliśmy odcinek o długości jakieś dwa metry może ponad o głębokości pięćdziesięciu centymetrów górnej części znaleziska póżniej już głębiej .No i cóż mamy rurę średnicy lufy czołgowej .Jaki skok poziomu adrenaliny nastąpił , chyba nie muszę nikomu tłumaczyć co takie odkrycie znaczy w tamtym czasie dla młodego początkującego poszukiwacza , miłośnika militariów.
Krótka narada , a w zasadzie tylko wymiana spojrzeń i szpadelki znów poszły w ruch . Oczywiście w głowie setki myśli na minutę .Może to cały czołg , a co się może w nim znajdować, jak go wydobędziemy itd. . Mozolna praca przy kopaniu wre .Nakręceni takimi myślami, kopanie nie odbierało nam chęci ,aby pogłębiać i odsłaniać dalszą część znaleziska.
W takich chwilach nawet nie dopuszcza się myśli ,że może to być coś innego. I odkrywamy kolejną część naszej lufy czołgowej .Centymetry po centymetrach , metr po metrze . W pewnym momencie w ramach przerwy przychodzi chwila na racjonalne przemyślenie sytuacji .Czy aby ta nasza lufa nie jest już zbyt długa? A może jednak to nie czołg ? Postanawiamy zbadać teren w linii prostej wykopaliska w kierunku rzeki .Sygnał na wykrywaczu mamy przez cały czas .Zbliżając się do linii brzegowej ,przedarliśmy się przez gęste ,ale dość niskie kolczaste krzaki . No i cóż stało się , euforia opadła rączki od roboty zrobiły się jakieś cięższe nie jak podczas kopania naładowani adrenaliną nie czujący zmęczenia.
Z brzegu wprost do rzeczki wystawała ta nasza lufa z której ciurkiem leciała woda .Nie opodal tego miejsca lecz nie widoczna z tej perspektywy znajduje się oczyszczalnia ścieków ,która odprowadza wodę właśnie do rzeczki .
Pomimo tego , iż ten dzień nie można było zaliczyć do udanych w trafienia , a raczej do niezłej orki przy szpadlu czy nawet patrząc z perspektywy czasu ,zabawnej wyprawy narwanych poszukiwaczy . To w żaden sposób nie zniechęciło nas do pasji poszukiwań , wręcz przeciwnie.
Jak wspomniałem na początku było to nasze , moje i brata jedno z pierwszych poszukiwań w terenie z wykrywką i zaliczamy ten dzień do pierwszych doświadczeń poszukiwaczy. Oczywiście po wielu kolejnych pózniejszych ciekawych trafieniach odkryciach to jednak ten dzień będziemy pamiętać i wspominać najbardziej.
Jacek Lech
POLECAMY TAKŻE: