Kategorie

Mała miejscowość o bogatej w wydarzenia historii









Dzieje Wojkowic Kościelnych jako osady sięgają zamiechłych czasów. Badania archeologiczne wykazały obecność osady kultury przeworskiej z III-IV w. Wojkowice jako wioska rycerska należąca prawdopodobnie do rycerza o imieniu Wojko (Wojtek, Wojsław) po przejściu na własność kościoła uzyskała przydawkę Kościelne. Jak to na tak starą miejscowość przystało musiała przejść burzliwe dzieje. Z  uwagi na jej lokalizację przy szlaku handlowym Śląsko-Krakowskim oraz przy brodzie na Przemszy należy przypuszczać, że była osadą bogatą i często odwiedzaną. I tak pewnie było do momentu pojawienia się na ziemiach polskich wojsk mongolskich. Podczas marszu przez teren śląska zagony ich wojsk zapuszczały się w głąb polski siejąc popłoch wśród mieszkańców miast i wsi. Już same opowiadania przekazywane z ust do ust o bestialstwie obcych powodowały porzucanie domów i ucieczkę do lasów. Tak samo sprawa miała się z Wojkowicami. Jakiś oddział mongolski wiedząc o pozycji wsi postanowił ją napaść i splądrować. Wojkowice zostały spalone wraz z kościołem. Prawdopodobnie majątek, którego mieszkańcy nie ukryli został zabrany przez atakujące wojska. Jednak należy przypuszczać, że na wieść o zbliżaniu się Mongołów mieszkańcy co znamienitsze przedmioty ukryli. Istnieje również pogląd, że w miejscach najazdów Tatarskich występowanie, tzw. Skarbów monet jest większe niż w innych rejonach kraju. Tak czy inaczej mieszkańcy Wojkowic powinni zabezpieczyć majątek chowając go w przygotowanych skrytkach.


Po okresie wschodnich wizyt wioska podniosła się i zaczęła ponownie rozwijać. Z pewnością pomogła temu jej lokalizacja, a być może również ukryty przed mongolskimi najeźdźcami majątek. Tak czy inaczej wioska całkiem dobrze zaczęła prosperować.
Niestety jako bogata wioska pograniczna narażona była na ciągłe ataki, przemarsze grup zbrojnych czy bandyckie napady ze śląska. Przez swoje położenie wioska zarabiała, a także była stale wystawiona na ataki.
W wiosce funkcjonowały dwie karczmy. Pierwsza karczma znajdowała się koło brodu na prawym brzegu Przemszy, Druga była ulokowana na wyspie pomiędzy Przemszą, a jej odnogą. Karczmy te korzystając ze swojego położenia prosperowały bardzo dobrze. Obecnie niestety nie znajdziemy po nich żadnego namacalnego śladu.
Wojkowice rozrastały się do potopu szwedzkiego. Szwedzi podobnie jak niegdyś Mongołowie chcąc łatwo i szybko się wzbogacić skierowali swoje wojska do niej. Wieś nie była ufortyfikowana więc została szybko zdobyta, a następnie doszczętnie spalona. Prawdopodobnie mieszkańcy wiedząc o zbliżających się wojskach podobnie jak ich przodkowie ukryli swój dobytek w lasach. Jednak po wizycie Szwedów wioska już nie odzyskała swojego dawnego znaczenia i wielkości. Być może Szwedzi zabili zbyt wielu mieszkańców, być może wieśniacy nie zdarzyli ukryć majątku, który padł łupem Szwedów. Moim zdaniem to co było ukryte zarówno w okresie najazdów Tatarów, jak i Szwedów znajduje się dalej w ziemi i czeka na swojego odkrywce.

Dalsze życie wioski było już spokojniejsze. Nastąpiły rozbiory, wioska utraciła swoje znaczenie. W okresie powstania styczniowego wioska znów była świadkiem pojawienia się w niej wojsk. I to zarówno powstańczych, jak i wojsk zaborcy. Jednak okres powstania nie wpłynął na losy wioski, pozostawił jednak w pamięci mieszkańców pewne zdarzenie, które powtarzane kolejnym pokoleniom urosło w legendę. Oczywiście chodzi o ukryte skarby powstańcze. A historia ta przedstawia się następująco:

 

“Było to panie w r. 1863. Dnia nie pamiętam, ale zdaję się było to letnią porą. Służyłem pod Kurowskim, byłem w bitwie pod Ojcowem, Miechowem i Włodowicami. Gdy nas rozbito pod Fankami, ja z kilku towarzyszami dopadłwszy wozu, na którym znajdowała się kasa oddziału, puściliśmy się nocą w swoje strony, aby połączyć się z innym oddziałem, jaki po drodze napotkamy. Ujechaliśmy tylko nocą, zaś w dzień kryliśmy się po lasach. W trzecią noc, pamiętam jak dziś, dotarliśmy do karczmy Sucha, stojącej na skraju lasu obok Boguchwałowie. Tu dowiedzieliśmy się, że w Siewierzu stoją Moskale. Nie namyślając się wiele, nawróciliśmy z drogi mięrzęckiej na przeczycką, gdzie obok kapliczki, co stała blisko młyna, przejechaliśmy rzeką, kierując się na Wojkowice Kościelne. Za dobrą godzinę już znaleźliśmy się przy kościele wojkowickim. Lecz tu się zaczęło nasze niepowodzenie. Pragnąc dać wypoczynek koniom, przystanęliśmy na chwilę. Nie upłynął ani jeden pacierz, gdy posłyszeliśmy na drodze tętent koni. To kozacy nadjeżdżali. Niebezpieczeństwo było wielkie, trzeba było zmykać. Pozostawiwszy wóz z końmi, chwyciliśmy w dwójkę skrzynkę, w której było sporo rubli złotych i srebrnych i puściliśmy się prawie biegiem drogą na Ujejsce. Biegliśmy tak ze trzy pacierze, gdy nagle posłyszeliśmy z tyłu za sobą we wsi ogromną wrzawę. Wiedząc co nas czeka, postanowiliśmy kasę zakopać. Jak postanowiliśmy, tak i zrobili. Tuż pod lasem na Perkowiźnie (prawdopodobnie t. zw. Perkowskie Wojkowickie) obok mostku na strumieniu, stał nad drogą krzyż (Poprzez drogę do Uj ejsca przepływało dawniej cztery strumienie, na których było cztery mostki z dylów.
Krzyż o którym mowa, widniał przed czwartym mostkiem w stronę Ujejsca). Wykopaliśmy pod krzyżem niewielką ale dość głęboką jamę i tam wrzuciliśmy skrzyneczkę z pieniędzmi. Po zakopaniu jej i przykryciu miejsca gałęziami, w pięciu zeszliśmy z drogi i polami przez Malinowice Rogożnik i Dobieszowice doszliśmy na Wesołą a przebywszy Brynicę uciekliśmy do Bytomia. Od tego czasu pieniądze te leżą tam pod krzyżem, a choć czasem przychodzi człekowi ochota iść pod krzyż i odszukać je, to jednak wzdraga się, bo przecie przysiągliśmy między sobą, że je żaden nie ruszy. I dziś choć muszę rękę po proszonem wyciągać, to tam nie idę, bo to pieniądze nie moje. Panu pierwszemu o tem mówię, ale przecie pan tam nie pójdzie szukać, a choćby poszedł to i co? Znajdzie, niech mu idzie na zdrowie!"

 

Poszukiwania

Ślady najazdów tatarskich na ziemiach wojkowickich niestety chyba nie występują. Bynajmniej nie są mi znane żadne znaleziska z tamtego okresu w tym rejonie. Jednak pomyślmy przez moment co mogłoby się znajdować z tamtego okresu w okolicy wsi. Otóż z uwagi na fakt, że wioska nie była przystosowana do obrony nie było potrzeby jej zdobywania czy oblegania. Wejście wojsk mongolskich nastąpiło z marszu. A co za tym idzie nie znajdziemy w okolicy prawdopodobnie nic poza grotami strzał, których używali Mongołowie. Jedynym kryterium określającym przynależność danego grotu czy innego zabytku z tego okresu jest jego nietypowa forma dla kultury europejskiej. Przypuszczam, że na tym terenie nie było możliwości pojawienia się tego rodzaju zabytków w innej formie jak tylko „dostarczonych” bezpośrednio „przez producentów”. Wstępna identyfikacja odnalezionego grotu nie powinna być problematyczna. Produkcja tego typu wyposażenia była różna dla kultury mongolskiej i europejskiej. Groty europejskie w dużej mierze wyposażone są w tulejki do mocowania na strzale, rzadziej zdarzają się groty z trzpieniem. Natomiast produkcja Tatarów dla XIII wiecznych grotów charakteryzowała się tym, że były one mocowane do strzały poprzez trzpień, prócz tego posiadały płaską formę liścia.

Podobnie jak w przypadku Mongołów sprawa ma się ze Szwedami. Wykorzystując otwarty charakter wsi, z marszu dokonali napadu. Co było do zabrania znalazło się na wozach, a wieś spalili. Jakie pamiątki historyczne może kryć ziemia po ich pobycie w Wojkowicach? Chyba niewiele w ziemi pozostało po ich wizycie. Pomimo kilku prób nie udało się znaleźć żadnych charakterystycznych pamiątek z tego okresu, które można powiązać z wojskami szwedzkimi. Oczywiście należy brać pod uwagę również pobieżne prace, podczas których można było pominąć wiele ciekawych znalezisk.

Ciekawie natomiast przedstawia się sprawa z teoretycznymi depozytami monet. Wyobraźnia podpowiada, że powinno być takich miejsc bardzo wiele. Każdy chciałby znaleźć ukryty skarb monet, jest to marzenie większości poszukiwaczy. Niestety nie jest to prosta sprawa. Układ miejscowości zmienił się diametralnie, lasy zostały w większości wycięte, powstały nowe drogi, rzeki zmieniły koryta. Aby przystąpić do poszukiwań najlepiej zaopatrzyć się w dobrą mapę. Najlepsze mapy do tego typu poszukiwań to Mapy Królestwa Polskiego. Poszukiwania depozytów na tym terenie praktycznie ograniczyło się do kilku miejsc. Niestety efekty niebyły zadowalające, pojedyncze znaleziska monet z okresu zupełnie niezwiązanego z nas interesującym. Próba wywiadu środowiskowego niestety również zakończyła się niepowodzeniem. O odnalezionych monetach nikt nie słyszał lub nie chciał mówić. Tak czy inaczej jest to teren, który czeka na dokładne zbadanie, a efekty dla cierpliwego eksploratora z pewnością będą interesujące.

W ten sposób doszliśmy do przedstawione powyżej legendy powstańczej. Z uwagi na fakt, że staram się potwierdzać w terenie wszystkie tego typu historie, zorganizowałem wyjazd do Wojkowic. Przy pierwszym tego typu wyjeździe zastanawiałem się jak należy prowadzić tak dziwne poszukiwania w oparciu o legendę. Tak więc pojechaliśmy do Wojkowic. W niedziele rano miejscowość była jeszcze uśpiona. My uzbrojenie w wykrywacze i łopaty, pełni zapału przystąpiliśmy do działania. Zgodnie z legendą odszukaliśmy miejsce skąd powstańcy zaczęli uciekać wraz ze skarbem. Wszystko odbywało się do tej pory bez problemów. Mając namierzone miejsce wystarczyło tylko udać się w określonym kierunku pewną drogą. Szybko okazało się, że odkrycie skarbu będzie kłopotliwe. Otóż w legendzie powstańcy użyli „miary” liczonej w pacierzach. I tutaj pojawiło się pytanie – ile to jest jeden pacierz ?? W terenie znalezienie zorientowanej osoby jest bardzo kłopotliwe. Telefon na Jasnej Górze nie odpowiadał więc zadzwoniłem do znajomego aby zasięgnął języka u swojej babci. Bo krótkiej chwili oddzwonił z wiadomością. Według uzyskanej informacji jest to jednostka od 5 do 7 minut. Opierając się na tej wskazówce rozpoczęliśmy poszukiwania.
Biegliśmy tak ze trzy pacierze”  - i my również ustaliliśmy pewne tempo, którym poruszaliśmy się  wypatrując śladów strumyka, mostku czy krzyża. Niestety 3 pacierze okazały się za długie ponieważ po wyliczonym okresie czasu znaleźliśmy się w kolejnej wsi. Po drodze również nie było śladów podanych w legendzie, a najbardziej prawdopodobne miejsce gdzie mogłaby znajdować się skrytka wypadała na środku drogi szybkiego ruchu. Szybko zniechęceni wróciliśmy do domu i poświęciliśmy się innym tematom. Spodobał mi się jednak problem skrytek powstańczych i poświęciłem mu kilka lat eksploracji. W ten sposób pewnego razu wróciłem do tematu skrytki wojkowickiej. Pierwsza rzecz jaka zwróciła moją uwagę po kilku latach w legendzie to następująca wiadomość:
„Biegliśmy tak ze trzy pacierze, gdy nagle posłyszeliśmy z tyłu za sobą we wsi ogromną wrzawę.”
Przecież gdyby pacierz trwał nawet tylko 5 minut to po kwadransie biegu nie mogliby usłyszeć wrzawy we wsi gdyż byliby już za daleko. Więc jak to jest możliwe, że po 3 pacierzach dalej słyszeli okrzyki we wsi? Z pomocą przyszedł niezawodny Internet. Otóż wyszukałem informacje, że określenie pacierz to pozaukładowa miara czasu (a pośrednio również odległości) równa około 25 sekund. Tak więc powstańcy biegli niecałą minutę. Pytanie jeszcze jak szybko mogli się poruszać. Biegli we dwóch niosąc jedną skrzynkę. Skoro nieśli ją obaj musiała mieć stosunkowo wysoką wagę lub gabaryty. Z jaką prędkością więc mogło poruszać się dwóch zmęczonych mężczyzn, dźwigających skrzynkę. Po usłyszeniu wrzawy postanowili ją zakopać czyli prawdopodobnie nie mieli już czasu na ucieczkę, a jedynie krótką chwilę na przygotowanie skrytki. Krzyż, pod którym zakopali skrzynkę znajdował się przed ostatnim mostkiem na drodze. Nie wiemy ile czasu poświęcili na wykopanie dziury i ukrycie skrzynki. Jednak należy przypuszczać, że nie trudzili się niepotrzebnie wykopując głęboką dziurę.
Teraz należało odnaleźć tylko miejsce, w którym znajdował się krzyż. W Wojkowicach nie bardzo ludzie wiedzieli o co mi chodzi. Udałem się więc do wsi w kierunku, której podążali powstańcy. I tutaj nagle kilka osób wskazało mi miejsce gdzie jeszcze po wojnie miał stać jakiś bardzo stary krzyż !!!. Obecnie jest to teren za podwórkiem jednego z domów. Już miałem iść do właściciela z propozycją sprawdzenia wskazanego miejsca gdy przypomniałem sobie nasz pierwszy wyjazd i hura optymizm, który szybko zamienił się w niechęć do dalszych poszukiwań. Wróciłem więc do domu, wziąłem stare mapy i zacząłem od nowa analizować sytuację. Powtórnie szczegół zmienił całą posiadaną wiedzę. Otóż wskazane miejsce z krzyżem znajdowało się zbyt daleko jak na drogę ucieczki powstańców. Po usłyszeniu wrzawy we wsi musieliby uciekać jeszcze przynajmniej 10-15 minut. A to chyba za długi czas mając świadomość, że podążają za nami Moskale na koniach. Poza tym w legendzie jest mowa o czterech strumieniach i krzyżu przed mostkiem na czwartym strumieniu. I znów wnikliwa analiza mapy. Licząc strumienie od Wojkowic czwarty znajduje się mniej więcej w połowie drogi do kolejnej wsi. Jednak nie ma tam zaznaczonego żadnego krzyża. Postanowiłem odszukać to miejsce i zobaczyć jak wygląda obecnie.
Była już wczesna jesień gdy dotarłem w to miejsce. Jako osoba spacerująca nie wzbudzałem niczyjej ciekawości. Strumyk nad którym musiałby znajdować się mostek już nie występuje, podobnie jak jego trzej poprzednicy. Jednak korzystając z posiadanej mapy wiedziałem w jakim rejonie powinienem rozpocząć poszukiwania. Obecnie są to pola, łąki, żadnego lasu dającego schronienie przed ciekawskimi spojrzeniami. Pracowałem kilka godzin, wyciągając różne polne „fanty” jednak do skarbu nie dotarłem. Jednak wszystko jest jeszcze przede mną i z pewnością niebawem wrócę w to miejsce gdyż wierzę, że ukryty skarb w dalszym ciągu czeka na swojego odkrywcę.

Co zobaczymy na miejscu:
Wojskowicach Kościelnych warto zatrzymać się przy zabytkowym kościele na wzgórzu. Mieści się tutaj jedyne w Polsce sanktuarium Matki Bożej Dobrej Drogi. Wewnątrz świątyni na szczególną uwagę zasługuje obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem z lat 1460 – 1470. Również cennym okazuje się ołtarz główny, wykonany w stylu barokowym, pochodzący z pierwszej połowy XVIII wieku.

kruku