Moja przygoda z wykrywaczem metali Penetrator
foto: Konrad DudekBył to mój pierwszy wykrywacz metali, który zaproponował mi mój przyjaciel. Zaufałem mu i zamówiłem go ale nie byłem zadowolony na początku, ponieważ był to mój pierwszy wykrywacz to nie wiedziałem kilku rzeczy jak obsługiwać np. ustawienie do gruntu.
Pierwsza przygoda była w lesie w okolicach Grabówki koło Sobolewa, gdzie najadłem się strachu. Pojechałem autobusem i szukałem miejsc historycznych, dlatego byłem w Grabówce, ponieważ dużo białostoczan pomordowanych tam przez Niemców w latach 1941-44. Grabówka jest uznawana za miejsce największej na Białostocczyźnie zbrodni hitlerowskiej. Niemcy rozstrzelali tam około 16 tysięcy osób: Polaków, Białorusinów, Żydów i jeńców sowieckich. Wśród ofiar zbrodni w Grabówce rozpoznano też żołnierzy AK, prawdopodobnie zamordowanych już po wojnie przez UB. Nie chciałem znaleźć tam żadnych łusek, ani śmiertelników a szczególnie karabinów tylko byłem nastawiony na monety. I tak było. Szukałem i znajdywałem jakiś szkielet zerdzewiały jakiegoś karabinu ale szybko odeszłam z tego miejsca, gdyż pomyślałem że tu mogliby rozstrzelać mojego rodaka i nie tylko. Pomodliłem się i odeszłam. Wchodziłem coraz dalej w las. Znajdywałem jakieś bez większej wartości rzeczy i monety np. boratynka, 10 groszy z 1949 roku, itd. Trochę się bałem, ponieważ różne zwierzęta się kręciły i odgłosy wydawały przerażające. Omijałem różne miejsca jak np. poligony, miejsca zabudowane wgłębiając się mocniej w las. Myśląc, że idę w stronę Sobolewa byłem w błędzie. Przestraszył mnie jakiś odgłos jakby dzik czy jakieś inne zwierze zaczynałem uciekać aż nie wiedziałem gdzie byłem. Zobaczyłem mokradła i chciałem zawrócić tyle że było pełno zarośli jak pokrzywy, paprocie i nie wiedziałem jak mam wyjść. Myślałem że tam gdzie są pokrzywy wyrośnięte na dwa metry to i jest grzęzawisko. Bałem się niezmiernie ale jakoś dałem rady wyjść. Byłem gdzieś około 6 godzin i była pora wracać ale nie wiedziałem w którą stronę, słuchałem gdzie był odgłos jeżdżących samochodów i podążyłem słuchem. Wyszedłem po dwóch – trzech godzinach na jakąś szosę przemarznięty, mokry i głodny oraz przerażony. Nie wiedziałem w którą stronę iść bo była tylko szosa i las. Żaden samochód się nie pojawił i nie było zasięgu na komórce. Myślę sobie gdzie ja jestem. Zrobiłem wyliczankę i podążyłem w górę szosy i po dwóch godzinach natrafiłem na jeden domek stojący na poboczu i zadowolony spytałem się właściciela, który chyba był mechanikiem, który akurat naprawiał motorynkę gdzie ja jestem?. Pan zdziwiony po mojej historii się zaśmiał i powiedział witamy w Suwałkach. Padający z sił podążyłem dalej w górę do miasteczka na przystanek, gdzie akurat przyjechał PKS i pojechałem do domu.
Teraz długo będę się zastanawiać by pójść w las na poszukiwanie skarbów. Ale nie zrezygnuję z tego bo to fajna sprawa, ponieważ jest adrenalina, świeże powietrze i przygoda oraz można dużo historii się dowiedzieć od miejscowych ludzi. Tak się zakończyła moja przygoda.
Bielawiec Leszek
Praca zgłoszona w konkursie Poszukiwania.pl