Kategorie

Na tropie obławy








Sklep Poszukiwania.pl



Pewnego sobotniego poranka spotkaliśmy się całą czwórką przed wysłużonym już samochodem wyprawowym. Pojazd noszący ślady wielu wyjazdów zakupiony został za wspólne pieniądze 3 lata temu i od tamtego czasu dzielnie woził nas po kraju.

Tym razem na cel wzięliśmy pewien teren, o którym słyszeliśmy że w końcówce lat 40-tych UB rozbiła oddział byłych żołnierzy AK. Temat został nam dostarczony przez mieszkańców wsi na terenie, której prowadziliśmy rok wcześniej poszukiwania zaginionego skarbu z okresu powstania styczniowego. Oprócz relacji mieszkańców nie udało znaleźć się żadnego potwierdzenia w literaturze. Do archiwum IPN drogi nie mieliśmy otwartej, poza tym kwerenda zajmowała więcej czasu niż wizja lokalna.

Droga do znanej nam już dobrze wsi mijała powoli, każdy z nas na swój sposób układał sobie plan działania. Omawiając wszystko setki razy przez ostatnie miesiące nie udało nam się ustalić jednego sposobu prowadzenia prac. W związku z tym podjęliśmy decyzję, że przez cztery wyprawy sprawdzimy pomysł każdego z członków grupy – chyba, że wcześniej uda nam się potwierdzić miejscową legendę.

We wsi udaliśmy się w pierwszej kolejności na spotkanie z sympatycznym sołtysem, który pomimo bardzo młodej godziny nie miał oporów żeby zapytać czy chcemy spróbować jego znanej w całej okolicy nalewki. Trochę trwało zanim przetłumaczyliśmy, że musimy mieć świeże spojrzenie na prowadzone badania. Zrozumiał w części, tzn. schował kieliszki i wyciągnął cztery flaszki na tzw. drogę do lasu.

Las był celem naszego działania. Teren postanowiliśmy sprawdzać bezpośrednio od wsi, idąc dalej na północ w linii prostej do kolejnej miejscowości za lasem. Trzeba przyznać, że odległość była znaczna, a wędrówka przez las z pełnym ekwipunkiem biwakowym i machając jednocześnie wykrywaczami nie należała do tych łatwych. Planowaliśmy spędzić w terenie trzy dni, samochód bezpiecznie parkował na posesji sołtysa, a my uruchamiając wykrywacze wkroczyliśmy w las i trop nowej przygody.

Pierwsze sygnały okazały się kapslami, jednak już po kilkudziesięciu metrach od wsi teren okazał się w miarę czysty. Oczywiście trafiały się kapsle, kilka monet zgubionych pewnie przez grzybiarzy i to z okresu PRL, jedna świeca samochodowa i kilka mocno skorodowanych puszek turystycznych. Po pierwszym dniu nic nie wskazywało na fakt działania w terenie oddziału leśnych, ani tym bardziej przeprowadzenia obławy, po której powinniśmy trafić przynajmniej na kilka łusek.

Drugiego dnia po zwinięciu obozu ruszyliśmy dalej przed siebie zgodnie ze wskazaniami kompasu oraz mapy. Po godzinie doszliśmy do polany, zgodnie z mapą można też było dojechać do niej od strony leśniczówki. Sprawdzenie polany oznaczało konieczność korekty marszu, jednak zapadła decyzja, żeby ją przejść zostawiając 2/3 obszaru do sprawdzenia w kolejnym terminie. Przechodziliśmy przez nią w ciszy, w pewnym momencie odezwał się jeden wykrywacz, za chwilę kolejne dwa, a po nich ostatni. Całą czwórką zaczęliśmy sprawdzać źródła sygnałów. Zaskoczenie nasze było duże, wszyscy stali się posiadaczami łusek. Łuski w pierwszym odruchu były odpowiedzią na nasze badania, jednak kilka sekund po odkryciu wiedzieliśmy już, że musimy szukać dalej. Otóż odnalezione łuski pochodziły z okresu I Wojny Światowej. Co prawda była nikła szansa, że można odnieść się z tym tematem do lat czterdziestych, jednak my szukaliśmy śladów bardziej charakterystycznych dla ludzi z bezpieki.

Ruszyliśmy dalej, ponownie wyciągając pierwszowojenne łuski na końcu polany. Po wkroczeniu do lasu tajemnica łusek nabrała większego sensu. Otóż w lesie można było zobaczyć jeszcze w miarę czytelne linie okopów. Pozostawiliśmy je bez sprawdzania, wiedząc już jaki będzie kolejny wniosek do WKZ. Resztę dnia spędziliśmy na wyciąganiu kolejnych kapsli, kilku gwoździ i tym razem puszek po piwie.

Ostatniego dnia, odrobinę będąc już zmęczonymi, zbadaliśmy ostatni kawałek lasu wychodząc na pola wsi leżącej za lasem. Niestety nie mieliśmy zgody właściciela pół będących na naszej drodze, a tym samym nie mieliśmy zgody WKZ na badania na tym terenie. Skorzystaliśmy jednak z nadarzającej się okazji i podeszliśmy ponownie do właściciela pola. Poprzednio nie udało się go zastać gdyż zgodnie z informacją od małżonki wyjechał na zagraniczne szkolenie, a kobieta bała się czegokolwiek podpisywać pod nieobecność męża. Tak więc zapukaliśmy raz jeszcze. Drzwi otworzył wysoki i uśmiechnięty mężczyzna, który po naszym przedstawieniu sprawy ochrzanił nas solidnie. Okazało się, że po jego powrocie żona przekazała mu dokładanie naszą sprawę, jednak my jak ostatnie matołki zapomnieliśmy zostawić do siebie namiary. Rolnik podpisał nam wszystkie niezbędne papiery do wniosku o pozwolenie na prowadzenie badań, zadzwonił również do sąsiadów, którzy podeszli do niego i również udzielili nam zgody na działania. Na koniec dnia po zjedzeniu nad wyraz smacznego obiadu, gospodarz podwiózł nas jeszcze po samochód.

Tym razem nie udało się potwierdzić miejsca obławy. Na pewno będziemy wracali w ten teren, prowadzili rozmowy z ludźmi i prowadzili badania. Nie możemy pozwolić na zapomnienie leśnych mogił. Pamiętajcie również, że poszukiwacz to pasjonat, który zaraża ludzi swoim entuzjazmem, a oni otwierają się przed nim i opowiadają wiele ciekawych historii. Wykorzystajcie to i działajcie regionalnie aby uchronić od zapomnienia wspomnienia i miejsca pamięci.

RSK







POLECAMY TAKŻE: