Niecodzienna opowieść
foto: dinsdaleCzęść letnich wakacji zawsze spędzałam na wsi, w gospodarstwie babci. I tak stało się też 3 lata temu. Pewnie mogłabym je zaliczyć do kolejnej udanej wizyty, gdyby nie to niezwykłe wydarzenie, a właściwie opowieść, która wniosła w moje życie tak wiele. Zawsze interesowało mnie, co może znajdować się w starej szopie, która stała niedaleko stajni. Gdy pytałam babci czy mogłabym tam zajrzeć, zawsze odpowiadała, że zgubiła klucz od kłódki, a wogóle ,że nie ma tam nic ciekawego do oglądania. Lecz ta odpowiedź mnie zaintrygowała. Rok temu, przechodząc obok, zauważyłam że drzwi są uchylone i można dostać się do środka. Korzystając z okazji wemknęłam się tam i moim oczom ukazały się różne rzeczy: stare meble, sprzęty i obrazy. Na pewno pamiętały dawne czasy... Zastanawiało mnie dlaczego zostały tutaj schowane?
-Może kryją jakąś tajemnicę?- pomyślałam. Nie tracąc czasu zaczęłam oglądać wszystko po kolei. Zajrzałam także do jednej z szuflad w starej komodzie i moim oczom ukazała się zielona czapka. Od razu poznałam, że to polowa rogatywka, z pięknym, białym orłem z przodu. Wzięłam ją do rąk i zaczęłam oglądać. W środku za zakładką materiału znalazłam piękną zapinkę: czteroramienny krzyż, a w środku podkowa z numerem 18. Przypomniało mi się, że już nie raz ktoś wspominał o stryjku, który kochał konie, mieszkał na stałe w Grudziądzu i był ułanem w Centrum Wyszkolenia Kawalerii. Po numerku na zapince wywnioskowałam, że właśnie on musiał należeć do 18.Pułku Ułanów Pomorskich, który uczestniczył w szarży pod Krojantami. Teraz już byłam pewna, że miłość do koni i jazdy konnej jest w naszej rodzinie od dawna i mam ją „we krwi”. Po chwili zadumy wzięłam czapkę z odznaczeniem i pobiegłam do babci aby przybliżyła mi historię stryjka. Tego dnia usłyszałam opowieść z początku września 1939 roku... W jasną księżycową noc, gdy pradziadek wracał ze stajni, usłyszał w oddali, od strony drogi jakiś dziwny hałas. Było także słychać stukot końskich kopyt, których na pewno nie było mało... Wzbudziło to nie lada zdziwienie a także zaciekawienie-co to może być? Na podwórku zebrała się cała rodzina, która bacznie i ze strachem nasłuchiwała. Po chwili ciszy, wszyscy razem ruszyli przez las, w stronę drogi. Skradając się po cichu, przystanęli koło jałowców, które doskonale ich przysłaniały. Wtedy właśnie im oczom, w blasku księżyca, ukazał się maszerujący oddział ułański. Masywne konie pociągowe ciągnęły taczanki i armatki polowe. Przetaczały się także kuchnie polowe, ale najwięcej było jadących stępem, uzbrojonych ułanów. Światło księżyca połyskiwało w lancach i szablach, a także odbijało się od hełmów. Cała rodzina przez wiele minut wpatrywała się w maszerujące wojsko. Wtedy już wiedzieli, że zapowiedzi o wojnie, które tak często słyszeli w ostatnim czasie sprawdziły się i wojna jest nieunikniona... W połowie września dotarły do nich informacje o wspaniałej szarży pod Krojantami na niemiecką piechotę zmechanizowaną, której udało się jednak odeprzeć atak pomimo, iż był przeprowadzony z zaskoczenia. Poległ dowódca 18 pułku- płk Mastalerz i wielu innych ułanów. Jednak stryjkowi udało się przeżyć. Jego wojenne losy sprawiły, że trafił do oddziału piechoty. Pomimo, że ułańską furażerkę zamienił na hełm piechoty, zawsze nosił ją przy sobie aby pamiętać o wspaniałym oddziale kawalerii w którym służył i o kompanach, którzy polegli na polu chwały. Po wojnie szczęśliwie wrócił do rodzinnego domu i wspominał jak wtedy-we wrześniu 1939 mijał go i z obawą zastanawiał się czy jeszcze tam kiedyś powróci... Babcia opowiedziała także, jak stryjek śpiewał ułańskie żurawiejki i opowiadał różne wierszyki. Przypomniała sobie także fragment jednego z nich: ...Bo serce ułana, gdy je położysz na dłoń: Na pierwszym miejscu panna- Przed panną tylko... koń...
Tym miłym akcentem zakończyła tą bardzo poruszającą opowieść. Od tego dnia postanowiłam, że wstąpię do klubu kawaleryjskiego, uczestniczącego w inscenizacji „Szarża Pod Krojantami” i oddam cześć poległym ułanom, a także będę propagować historię i starać się „ocalić od zapomnienia”. Za każdym razem gdy odgrywamy szarżę i galopuję na końskim grzbiecie, wspominam mojego stryjka, który wiele lat temu musiał czuć ten niezmierzony strach przed wrogiem, a także oddaję hołd tym, którzy dla wolności wszystkich oddali swoje własne życie. Staram się, aby pamięć o osobie stryjka nigdy nie zginęła w naszej rodzinie i aby była wzorem do naśladowania dla przyszłych pokoleń.
Marta Bonin CZERSKPraca zgłoszona w konkursie Poszukiwania.pl