Odkrycie w ziemiance
Był piękny, wiosenny poranek. Od 10 minut czekałem na przyjazd towarzysza podróży, z którym byłem umówiony na wspólne poszukiwania.
Korzystając z chwili wolnego przeglądałem na tablecie mapę terenu, na którym mieliśmy prowadzić eksplorację. W pewnym momencie moją uwagę przyciągnęły regularne obiekty uwidocznione na mapach Geoportal. Miejsce to oddalone było o kilka kilometrów od planowanego terenu, jednak ukazana struktura zachęcała do nadłożenia drogi.
Pochwaliłem się swoim odkryciem koledze i wspólnie podjęliśmy decyzję, że w drodze powrotnej podjedziemy zbadać odkryte miejsce.
Kilka godzin jazdy samochodem szybko minęło. Wytypowane miejsce poszukiwań przedstawiało się interesująco. Piękne pola, piękne legendy i przychylność miejscowych rolników dawały nadzieję na ciekawie spędzony czas.
Pierwsze sygnały pojawiły się chwilę po odpaleniu wykrywaczy. Niestety spełniły się najgorsze przewidywania, w dołkach pojawiły się szrapnelowe kulki. Jeszcze nie zniechęceni kontynuowaliśmy poszukiwania. Oprócz kulek do toreb na znaleziska trawiło też kilkadziesiąt łusek. Osłodą takiej militarnej eksploracji były ołowiane żołnierzyki, kilka monet oraz medalików.
Do przejścia zostało jeszcze całkiem sporo terenu. Dzień powoli dobiegał końca. Rolnik na polu, którego prowadziliśmy prace przyszedł w odwiedziny wraz z synek, taszcząc wielka torbę.
Torba skrywała prawdziwe skarby. Na rozgrzewkę pojawiła się świetna nalewka własnej roboty, która mogłaby odrdzewić w sekundzie każde żelastwo oraz skrzyneczka z tajemniczą zawartością. Wytypowany kierowca nie mogąc cieszyć się smakiem nalewki zainteresował się zawartością skrzynki.
Skrywała ona kilkadziesiąt guzików pierwszowojennych, kilka monet oraz …dwanaście pięknych, lśniących w słońcu odznaczeń. Oczy się nam zaświeciły, oglądaliśmy, podziwialiśmy i tylko achy i ochy zdradzały nasz zachwyt.
W końcu musiało paść pytanie skąd rolnik miał takie skarby. Skrzyneczka w rodzinie pojawiła się spadku po teściu. Teść otrzymał ją od swojego ojca, który całą jej zawartość znalazł w lesie koło uprawianego pola. Według opowieści znalazca trafił na nie w okopie, do którego wszedł za potrzebą.
W głowach już się pojawiła możliwość eksploracji terenu. Pociągnęliśmy rolnika za język i wskazał nam miejsce. Oddalone kilka kilometrów od jego pola, dokładnie tam gdzie rano na mapie zauważyłem regularne kształty.
Podziękowaliśmy za wszystko, umówiliśmy się na kolejny weekend i pojechaliśmy w skarbowe miejsce. Samochodem dojechaliśmy na skraj lasu. Według mapy i opowieści rolnika pierwsze okopy i regularne kształty powinny pojawić się za kilka metrów. Ale nic takiego nie miało miejsca. Żadnych okopów ! Kierując się wskazaniami mapy trafiliśmy w pierwszy regularny kształt. Na oko miejsce wyglądało jak stara, zasypana ziemianka. Wykrywacze włączone, kilka minut penetracji terenu i nic, totalna cisza. Drugi punkt, druga ziemianka znowu nic. Zaskoczeni i zniecierpliwieni poszliśmy głębiej w las.
Słońce było już bardzo nisko, w lesie panował półmrok, efektów poszukiwań żadnych. W końcu zapadła decyzja wracamy i to na przełaj żeby nie tracić czasu. Idziemy i rozmawiamy, nagle mój kompan znika. Dosłownie zapada się pod ziemię. W lesie ciemno, w ziemi czarna dziura, w dziurze drze się w niebogłosy kumpel.
Podchodzę do piekielnego otworu delikatnie i z wyczuciem stawiając stopy. Słyszę już nie krzyki, a przekleństwa. Kolega poobijany, krwawiąca lekko ręka, a na dodatek połamany wykrywacz. Z wyciągnięciem wykrywacza nie było problemów, pojawiły się dopiero przy próbie wydostania się przyjaciela. Na szczęście obecne telefony posiadają możliwość uruchomienia latarki. Oświetlając miejsce upadku w poszukiwaniu czegoś pomocnego w wydostaniu się z dziury okazało się, że trafiliśmy do kolejnej ziemianki. Tylko ta w przeciwieństwie do wcześniejszych była cała !
Chwila wystarczyła aby zapomnieć o siniakach i połamanych sprzęcie. Pomieszczenie skrywało prawdziwe skarby. Pod złamanymi belkami ukazały się dwie piękne pikelhauby, w rogu ziemianki rozsypane ponad 100 guzików, na czymś co kiedyś było polowym stolikiem mosiężne kieliszki oraz dwie pełne manierki. Na koniec dostrzegliśmy jeszcze piękną lornetkę z kaburą.
Niestety musieliśmy zakończyć eksplorację ziemianki z powodu wyładowania się baterii w jednej komórce i niewielkim naładowaniu drugiej. Wygramoliliśmy się z dziury i w ciszy wróciliśmy do samochodu. Dopiero siedząc w nim, w ciepełku i przy świetle obejrzeliśmy dokładnie nasze znaleziska. Dołożyliśmy do tego zawartość skrzyneczki rolnika i już wiedzieliśmy, że trafiliśmy na miejscówkę życia.
Pora roku nie ma już dla nas znaczenia. Każdy wolny weekend przemierzamy ponad 300 km aby spędzić kilka godzin w tym cudownym miejscu.
POLECAMY TAKŻE: