Oficer
To jak się umawiamy? - zapytał Dominik.
No jak zwykle, wpadam po ciebie o 5 i jedziemy w wyznaczone miejsce -odpowiedziałem.
Dominik zamyślił się chwilkę, pewnie zrozumiał jak głupie pytanie zadał i jak oczywista była na nie odpowiedź.
Wróciłem do domu o godz. 23 byłem już zmęczony, cały dzień spędziłem nad mapami, szkicami i starymi fotografiami, ale w końcu jesteśmy pewni! "lochy" bo tak nazywali to miejsce miejscowi istnieją. Ile musieliśmy wysłuchać opowieści, przekazów, niejednokrotnie wykluczających się nawzajem aby odkryć, że tak naprawdę to podziemny kompleks, ktory niemcy tak ukryli aż sami o nim zapomnieli... Niemogłem się doczekać nastepnego dnia w głowie już miałem obraz skarbów jakie tam odnajdziemy, może dobrze zachowany eksponat broni, umundurowania ... wiele miałem opcji co mogą kryć takie tajne podziemia.
4.30 - pobudka zapakowałem do auta swój wykrywacz, saperke i dużą lopatę, kilka kanapek, coś do picia i ruszyłem. Po 5 minutach już trąbiłem pod blokiem Dominika, zaświeciło sie u niego i u kilku innych lokatorów. Jeden nawet "ciepło mie przywitał" - gdyby wiedział jak jestem podekscytowany faktem odkrycia czegoś co nie widziało swiatła dziennego od 60 lat pewnie by mnie zrozumiał.
Cześć, cześć stary. Co ty robisz, chcesz żeby mnie z bloku eksmitowali ? - powitał mnie Dominik.
Wiem, troche przesadziłem ale już mnie nosi na samą myśl co tam znajdziemy.
Znajdziemy albo i nie wiesz jak starsi ludzie lubiaprzesadzac no i czas robi swoje.sprowadzil mnie na ziemie Dominik
Następne 3 godziny podróży zeszło nam na wymyślaniu co tam znajdziemy i jak głęboko to może być.Jestesmy na miejscu, zaparkuj obok kościoła, będzie łatwiej ze sprzętem i tak jest naszym punktem orientacyjnym. Ok - odpowiedziałem i tak zrobiłem.
Sprzęt wypakowany ! Poczekaj, ze wspomnień Fanciszka wynika, że gdy był ministrantem i slużył do mszy to widział Niemców przez okno z zakrystii......kościół nie był przebudowywany czyli to będzie dokładnie tu - pokazałem palcem na gęsty las.Tak - odpowiedział Dominik i zarzuciwszy plecaki ruszyliśmy w stronę stromej góry ,która majestatycznie wznosiła się od północnej strony kościółka.
Las rósł na zboczu, buki gęsto, a zarazem równo rosnące jak w szeregu, jeden za drugim. Była jesień więc liście, które opadły stwarzały złudzenie, iż idziemy po miękkim materacu - przed nami jakies 30 minut marszu. Za plecami pozostawiamy wioskę i mały kościółek, który z każdym krokiem staje się mniejszy.
Po około 26 minutach drogi las nagle się przerzedza i w szeregu drzew robi sie wyrwa, 40 na 100 m, rosną tu drzewa ale młodsze od tych dookola .To tu - krzyknął Dominik. Szybko wyjąłem zdjęcie, które zdobylismy od "magazyniera AK" tak nazywano ludzi, mających za zadanie ukryć i przechować broń oddziałów Armi Krajowej. Zgadza sie, na zdjęciu zrobionym jesienia '43 roku jest to samo miejsce, na ktorym stoimy! Szybko zabraliśmy się za podział terenu na sektory. Odpalamy wkrywacze zaczeliśmy z dwóch przeciwnych stron. Powoli ruszam, kroczek za kroczkiem omiatając teren, nic, a ja tak bardzo chce usłyszeć sygnał. U Dominika też nic, to dobrze chciałbym pierwszy coś znaleźć, on pewnie myślał tak samo.
Piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii! Rozległ się donośny sygnał oznaczający sukces, niestety u mojego towarzysza poszukiwań. Chodz tu! - krzyknal. Podbiegłem.
To coś dużego ? Chyba tak !
Odgarneliśmy liście, ściółkę ,saperka Dominika powoli zanużyła się w ziemi, delikanie obkopał miejsce gdzie jego wykrywacz przemowił. Naszym oczom zaczął się ukazywac ... reflektor. Nie było to spełnienie marzeń ale dało nam do myślenia. Niemiecki leflektor w środku lasu ? Z podwójną werwą zaczęliśmy przeszukiwać teren, znaleźliśmy kilka łopat, jeden bagnet i puszke po konserwie "paprykarz szczeciński".
Po 6 godzinach jałowego szukania mieliśmy dość, pozostały do przeszukania dwa kwadraty, na które wcześniej podzieliliśmy teren. Bez entuzjazmu, który towarzyszył nam rano zabraliśmy się za nie. Nagle mój sprzęt zaczął szaleć. Dominik popatrzył na mnie i w tym momencie jego wykrywacz też zawył i zgasł...! Co jest ? Nie wiem, jakby coś zakłócało jego pracę. U mnie to samo - odpowiedziałem.
Popatrzyliśmy na siebie z niedowierzaniem i zaczeliśmy kopać.
Na glebokości 1,6 m napotkaliśmy na betonową konstrukcję, przypuszczaliśmy, że jest to strop bunkra, powoli zaczeliśmy czyścić calość, jest i właz.
Właz był okrągły, podobny do dzisiejszych włazów kanałowych, podważyliśmy go łopatą, puścił, zajrzałem do środka, a tam egipskie ciemnosci. Podaj latarkę stary - krzyknąłem. Na ścianie niemieckie napisy, korytarz, wchodzimy? - zapytałem. Pewnie - odpowiedział Dominik. Opuściliśmy się na rękach na dół, cisza i ciemności, poczulem adrenaline albo strach, jak zwał tak zwał .Ruszyliśmy do przodu, światło latarki pozwalalo nam widzieć jedynie wycinek budowli. Betonowa, solidna konstrukcja, a w niej stalowe drzwi. Dominik chwyta za ogromny skobel, pociąga, otwierają się robiąc rumor niosący się po całej budowli. Powoli wchodzimy, czuć stęchliznę i grzyba, który wcześniej od nas odkrył to miejsce. Światło latarki kierujemy na podłogę aby widzieć gdzie stawiamy nogi, ukazuje się nam krzeslo. Powoli przesuwam latarkę ku górze, ktoś tu siedzi. O KU...! - zaklął Dominik -Niemiec !! Niemiecki żołnierz.
Przy biurku siedział z głową opartą o blat, jakby spał. Niemiecki oficer z dziurą w czaszce i pistoletem w prawej dłoni - samobójstwo pomyślałem - jego ciało się zmumifikowało, pewnie warunki w podziemnej budowli temu sprzyjały .
Dominik podszedł do biurka. Popatrz - powiedział - tu jest depesza, którą jako ostatnią odczytał. Ze skromnych zasobów niemieckiego, które obaj posiadamy odczytaliśmy: "Wojna przegrana Hitler nie żyje".
Obaj uznaliśmy, że ten podziemny bunkier jest jak grobowiec tego niemieckiego oficera, nie sprawdzaliśmy więcej pomieszczeń. Wyszliśmy, zasypaliśmy go na nowo i nigdy nikomu nie zdradzimy miejsca gdzie się znajduje. "Niemiecki oficer pełni w nim służbę nadal "
ARTUR BOBOWSKI
Praca zajęła III miejsce w konkursie Wortalu Poszukiwaczy Skarbów