Pierwsze odkrycia z Pierwszej Wojny Światowej
I Wojna Światowa nigdy specjalnie mnie nie interesowała. Być może było to spowodowane tym, że w bliskiej odległości zamieszkania niewiele się z tego okresu działo, a to co było wiadome zostało już dokładnie przez lata spenetrowane.
Czasami zapuszczając się na jurę w moje ulubione miejsca wyciągałem pamiątki po wydarzeniach z 1914 r. Poruszając się szlakiem zagubionych przez rolników monet, wyciągałem z ziemi łuski, szrapnelówki, jakieś fragmenty oporządzenia czy również czasami osobiste pamiątki noszone w kieszeniach przez żołnierzy.
Nie były to jednak miejsca wielkich bitew, ot takie miejscowe potyczki, nic nie znaczące na mapie wielkiej wojny.
Dopiero zupełnie przypadkowy wyjazd w nowy teren, o którym słyszało się wiele razy, że na polach nie ma zupełnie nic, zmienił mój stosunek do pamiątek z okresu IWS.
Miejsce wybrane do eksploracji było naprawdę zupełnie przypadkowe. Zatrzymaliśmy samochód na polu, które nadawało się do tego idealnie. Przygotowaliśmy sprzęt i mieliśmy ruszyć na podbój pola leżącego obok naszego „parkingu”. Nieświadome uruchomienie sprzętu dało nam pierwszy sygnał w odległości 2 m od auta. Z doświadczenia wiedziałem, że powinienem wyciągnąć źródło sygnału. Przez ostatnich kilka wyjazdów zawsze koło auta wyciągałem monety. Jednak tym razem moją zdobyczą była ołowiana, mała kuleczka zwana popularnie szrapnelówka. Po tym odkryciu wiedzieliśmy już co może nas czekać na okolicznych polach. Będąc wytrwanymi kopaczami zaczęliśmy wybierać stopniowo ołowiane kulki. Czas płynął nieubłaganie, a kieszenie zaczęły nam już ciążyć. Przeszliśmy całe pole i prócz szrapnelówek nie udało nam się odkryć nic innego. Wróciliśmy w to miejsce bardzo szybko. Ponownie weszliśmy na pole i znów pokazały się kuleczki. Tym razem już było zdecydowanie lepiej. Udało nam się oprócz kulek wyciągnąć kilka guzików, klamerek od plecaków, a nawet osobiste pamiątki walczących w tym miejscu żołnierzy.
Miejsce to bardzo się nam spodobało. Było nowym punktem na mapie jurajskich potyczek. Wiedzieliśmy już, że nikt wcześniej tam nie był, nikt nie wiedział o tym polu. Zaczęliśmy więc zwiększać zasięg naszych działań. Po drugiej stronie drogi były pola uprawne. Weszliśmy na nie, pytając wcześniej przebywających na nich rolników o zgodę. Oczywiście zgodzili się bardziej z ciekawości, niż życzliwości do poszukiwaczy. Gdy zobaczyli czego szukamy i co wyciągamy nie bardzo potrafili zrozumieć po co marnujemy swój czas na takie rzeczy. A my oczywiście znów zaczęliśmy wyciągać szrapnelówki. Jednak kilkanaście metrów dalej, już za polami uprawnymi pojawiły się inne znaleziska. Wyszły pierwsze łuski oraz „czubki” z nabojów. I znów zaczęły napełniać się kieszenie, które bardzo szybko okazały się za małe.
Po kilku wyjazdach udało nam się wyczyścić z IWS całą okolicę. Wówczas ja postanowiłem sprawdzić pola leżące jeszcze dalej. Efektem mojej wędrówki były monety, tzw. Boratynki. Nie była to może jakaś ilość przeogromna, jednak kilka sztuk z jednego pola również potrafi sprawić radość.
Wiedząc już, że w tym miejscu nic nowego nie powinno się pokazać zacząłem szukać nowych miejsc w okolicy. I tak trafiłem na historie o cmentarzu wojskowym z IWS, który został zniszczony i zapomniany. A skoro był cmentarz, to musiały być pochowane ciała. Skoro ktoś poległ, to musiała być w okolicy jakaś większa potyczka. Wybraliśmy się tym razem już nieco większą grupą aby zbadać ten teren. Wędrując lasami trafiliśmy na masyw skalny otoczony okopami. Pierwsze wrażenia były mizerne. Wyszła nam tylko jedna łuska, co na poświęcony czas, jak i liczbę kopiących było wynikiem niezbyt efektowanym. Sytuacja zmieniła się dopiero po obejściu masywu. Łuski pierwszowojenne pokazały się w naprawdę zadowalających ilościach, koledzy trafili na miejsce dawnej latryny, z której to wrócili bogatsi o garść guzików … kalesonowych. Udało się również trafić jedyną na tym terenie monetę Autrowęgierską.
Powrót po kilku dniach w to miejsce okazał się dla nas bolesny. Okazało się, że jest to teren prywatny i właściciel nie był zachwycony naszą obecnością na nim. Jednak po rozmowie, nabrał do naszej grupy przekonania i pokazał nam inne ciekawe miejsca.
Łąka pokazana nam przez sympatycznego Pana zawierała duży ładunek energii. Stosunkowo płytko pod ziemią odkryliśmy olbrzymi skład łusek w idealnych stanach zachowania. Ze wstępnych wyliczeń wciągu ok. 2-3 godzin wyciągnęliśmy prawie 1000 szt. Był to ostatni wyjazd jesienny, potem nastała zima, która wygoniła nas z terenu jury.
Na wiosnę wróciłem na ten teren aby sprawdzić stare pola czy przypadkiem nie zawieruszyły się na nich jakieś monetki. Wszedłem na łąkę i okazało się, że na niej również zamiast monet znajdują się pamiątki wojenne.
W ten sposób odkrywając nieznane miejsce związane z I Wojną Światową zainteresowałem się tym okresem. Wiele nauczyłem się wyciągając i opisując znalezione przedmioty. A jeszcze bardziej jestem szczęśliwy z tego, że wraz z kolegami przywróciliśmy zapomnianą historie tej miejscowości.