Kategorie

Podsumowanie V Jurajskich Spotkań Poszukiwaczy









21 wrzesień 2007 r., godz. 12.00 czyli samo południe, miejsce Mirów Jura Krakowsko-Częstochowska, akcja V Jurajskie Spotkanie Poszukiwaczy. Od tej godziny oficjalnie rozpoczęła się ostatnia edycja jurajskich zlotów organizowanych przez Wortal Poszukiwaczy Skarbów.



Piątek, jak to piątek. Powitania, rozmowy, powitania, rozmowy. Starzy znajomi ale również wiele nowych twarzy. Serce się cieszy na sam widok tych wspaniałych ludzi, którzy pokonali po kilkaset kilometrów żeby przyjechać i uczestniczyć w zaproponowanej formule spotkania. Znów nie zaproponowałem orkiestry czy oficjalnej kolacji, znów brakło tak wypominanych przez pewną redakcję tacek na kiełbaski oraz o zgrozo nie zapewniłem żadnych miejsc siedzących przy ognisku. Jednak, co może być dziwne, wcale to nie przeszkadzało uczestnikom aby świetnie się bawić. Ale opowiem może troszkę dokładniej jak mijały nam poszczególne dni.

Jak już wspomniałem piątek zaczął się wcześniej. Jednak kilka zadań organizatorskich czekało na mnie w Mirowie. Czas mijał szybko, a pojawiający się zlotowicze, powiększali tylko mój uśmiech na twarzy. Do godziny 18.00 mieliśmy już zorganizowaną grupę, która została poprowadzona na zamek w Mirowie. Niestety z uwagi na prace archeologiczne i zabezpieczające zamek nie można wejść na jego teren. Jednak całe piękno tego obiektu widoczne jest z zewnątrz. Oprowadzając poszukiwaczy wokół zamku podzieliłem się posiadaną wiedzą na jego temat, omawiając kilka zagadnień związanych z zamkiem oraz okolicą.

Ponieważ zaczęło się ściemniać wróciliśmy do wsi, a następnie powędrowaliśmy na przygotowane ognisko. Wpierw nieśmiało, jednak cały czas do przodu nawiązywały się nowe znajomości i przyjaźnie. A wiadomo o czym rozmawia się na ogniskach eksploracyjnych. Skarby, wykrywacze, wyprawy – to były wiodące tematy tego wieczoru. Niestety wrześniowa noc, pomimo pięknej pogody, okazała się chłodna i należało przenieść dalsze rozmowy bezpośrednio na kwatery.

W sobotni poranek zaplanowałem spotkanie ze zlotowiczami na 9.00 rano, aby wyjechać na zwiedzanie o 10.00. Jakież było moje zdziwienie gdy o 9.00 zobaczyłem gotową grupę do wymarszu !!!. Według planu sobota miała być dniem spędzonym na podróżowaniu i zwiedzaniu. Zaczęliśmy od pieknego pierwszowojennego cmentarza w Kotowicach. Coż może być pięknego w takim miejscu przekonali się zlotowicze dysponujący aparatami. Ciężko było przegonić towarzystwo z powrotem do samochodów.

Następnym miejscem postoju był pałac we Włodowicach. Miejsce opuszczone przez wszystkich, łącznie z konserwatorem. Pałac stoi nieopodal głównej drogi jednak bardzo sporadycznie zatrzymują się przy nim zmotoryzowani turyści. Obecnie przedstawia stan agonalny i tylko piwnice posiada całe. Ruiny miejscami dają wyobrażenie pałacu z okresu jego świetności. Warto zatrzymać się w tym miejscu na dłużej i poznać jego bogatą i ciekawą historię.

W dalszą drogę wyruszyliśmy na zamek Morsko. Tym razem kawalkadę aut poprowadził DJ Mario. Zamek Morsko znajduje się na terenie ośrodka wypoczynkowego, wejście na jego teren nie jest jednak przez to ograniczony. DJ Mario jako miłośnik jury posiada sporą wiedzę z tematów z nią związanych więc uczestnicy zlotu mogli usłyszeń od niego ciekawe historie związane z tym miejscem. Po wyjściu z ośrodka przejąłem grupę, prowadząc ją w kilka miejsc związanych z Morskiem. Poszukiwacze mogli zobaczyć rów przeciwczołgowy wykopany podczas wojny przez mieszkańców wsi, odwiedziliśmy grób żołnierza radzieckiego, jak również opowiedziałem kilka historii związanych z pobytem na tym terenie wojsk Armii Czerwonej. Morsko związane jest również z okresem I Wojny Światowej o czym również wspomniałem opowiadając historie znalezisk z tego okresu.

Jura Krakowsko-Częstochowska oprócz popularnych zamków, tzw. Orlich Gniazd jest również krainą wielu grodzisk, po których obecnie nie ma śladu, a wiedzą o nich co najwyżej archeolodzy i miłośnicy regionu. Aby ukazać poszukiwaczom takie miejsca wybrałem według mnie jedno z najpiękniej położonych grodzisk w Kostkowicach. Dla przeciętnego turysty/grzybiarza nic nie wskazuje na to, że w tym miejscu przed wiekami istniała duża, prężnie rozwijająca się osada. Zgodnie z posiadaną wiedzą omówiłem warunki lokalizacji grodziska, warunki obronne oraz warunki życia jego mieszkańców.

Po grodzisku miałem poważny orzech do zgryzienia, których z kolejnych zamków pokazać. Po krótkim wahaniu wybór padł na Smoleń. Zamek ten pieknie usytuowany stanowi trwałą ruinę wpisaną na stałe w krajobraz. Z zamkiem tym wiąże się kilka ciekawostek, jedną z nich jest legenda mówiąca o wykutej w skale studni znajdującej się na zamku.

Natomiast dla poszukiwaczy i miłośników historii ważną informacją była wiadomość o odkryciu na tym zamku podczas badań archeologicznych, pierwszego na polskich ziemiach hełmu garnczkowego.

Czas mijał nieubłaganie dając o sobie znać pustymi żołądkami zlotowiczów. Obiektów do pokazania pozostało sporo, jednak po wykonaniu zdjęcia grupowego zarządziłem odwrót do bazy.

Po powrocie rozpoczęła się okupacja mirowskich barów. Posileni i jak zwykle wytrwali poszukiwanie wybrali się na wycieczkę do leżącego nieopodal Mirowa, zamku w Bobolicach. Obecnie trwają na jego terenie prace zmierzające do postawienia w tym miejscu hotelu, zachowując średniowiecznych charakter budowli oraz eksponując oryginalne fragmenty murów.

I znów przyszedł czas na wieczorne ognisko. Podobnie jak w poprzedni wieczór było wiele rozmów, a także pytań związanych z miejscami, które odwiedziliśmy.

Ostatni dzień zlotu czyli niedziela. Kolumna samochodów wyruszyła z Mirowa w kierunku na Przewodziszowice, mijając po drodze piękny klasztor w Leśniowie. W Przewodziszowicach pierwszym obiektem miała być wieża strażniczo-obronna. Jakież było nasze zdziwienie gdy po zatrzymaniu aut wyszli z lasu goście w mundurach, z bronią i niemiłosiernie ufajdani na twarzach. Po krótkich negocjacjach otrzymaliśmy ochronę i udaliśmy się pod wieżę. Okazało się, że akurat w tym samym terminie wybrali teren Przewodziszowic miłośnicy biegania po lesie z bronią i strzelania do siebie z kulek J .

Wieża w Przewodziszowicach nie prezentuje się zbyt fotogenicznie. Z samej wieży pozostał jedynie fragment muru na skale. Po omówieniu tematu udaliśmy się w miejsce, które było wiodącym tematem dnia, a mianowicie w okolice ukrycia potężnego skarbu, zdobytego i zabezpieczonego przez odział powstańczy w okresie Powstania Styczniowego. Zlotowicze mogli zobaczyć warunki i jedną z wytypowanych lokalizacji w jakich prowadzone są poszukiwania.

Kolejnym miejscem i niestety ostatnim był zamek Ostrężnik. Podobnie jak w poprzednim miejscu, tak i tutaj opowiedziałem ciąg dalszy historii o zrabowanej przez powstańców kasie. Pokazałem jedną z poprzednich skrytek w jaskini ostrężnickiej, a następnie zlotowicze udali się na masyw skalny obejrzeć pozostałości po najbardziej tajemniczym zamku jurajskim.

Ostrężnik był ostatnim punktem podczas V Jurajskich Spotkań Poszukiwaczy. Tym samym zamyka on ciekawy okres zlotów jurajskich. Oczywiście Spotkania Poszukiwaczy będą organizowane w dalszym ciągu, nawet są już pierwsze ustalenia związane z nową lokalizacją.

Chciałbym podziękować wszystkim uczestnikom za przyjazd i dobrą zabawę. Dziękuję za to, że przekazujecie podczas takich imprez energię na organizację kolejnych.

Już na wiosnę widzimy się na zlocie w Krośnie Odrzańskim, a potem … niech to pozostanie jeszcze tajemnicą.

 

kruku