Kategorie

Poszukiwania w mieście









Przygoda zaczęła się jakoś w marcu 2006 roku, gdy z kolegą przemierzaliśmy okoliczne ‘krzaczory’. Moje oko wypatrzyło ręcznie rzeźbiony, kawałek piaskowca. Okazało się ze to kawałek kamienicy, jaka stała w tych okolicach do roku bodajże 1990. Niestety wówczas nie posiadałem aparatu cyfrowego, jednak postarałem się o teraźniejsze zdjęcia.


Ręcznie rzeźbiony kawałek kamienicy (piaskowiec)



Wtedy jednak nie posiadałem wykrywacza i nie wiedziałem ze okolice starych kamienic to jedne z najlepszych fantowisk. Jednak nie wykrywacz był głównym problemem, lecz krzaki i śmieci, jakie się tam znajdowały. Po roku zostałem posiadaczem wykrywki all-1. Jednak wciąż krzaki i śmieci nie pozwalały na poszukiwania. W 2008 roku, we wiosnę rozpoczęto akcje czyszczenia dna w okolicznych stawach. W tym celu, w miejscu, w którym niegdyś stała owa kamienica, wykopano trzy zbiorniki.

  
Na początku nie było tam jeszcze szlamu ani większych roślin.

 

 

 

Gdy tylko dowiedzieliśmy się z kolegą ze coś tam kopią, starym zwyczajem pobiegliśmy na „miejsce zdarzenia”. Postanowiliśmy zbadać grunt pod cewkę. I tu ku mojemu i kolegi zdziwieniu, fanty leżały na wierzchu.

  
Grosz poznański 1816r, Guzik pruski

Pełni entuzjazmu wróciliśmy do domu. Następnego dnia, z samego rana, z wykrywaczem w plecaku poszliśmy na nasza miejscówkę. Odpaliliśmy detektor i przez bite 3 godziny penetrowaliśmy kawałek po kawałku. Niestety teraz, szczęście mi nie dopisało. Poza kilkoma rozwalonymi łuskami, złotówkami z PRL nic ciekawego nie wykopałem. A kolega? Wręcz przeciwnie, bez piszczałki: 5 pfenningów z ’41 i jakiś cywilny zdobiony guzik. Niestety kolega zrezygnował z dalszej penetracji terenu i zostałem sam. Jednak prawdziwy poszukiwacz się nie poddaje i szuka dalej. Następnego dnia poszedłem trochę dalej, by szukać wzdłuż drzew.

No i odpaliłem mojego all’a. Spotkałem wtedy wielu ludzi starszego pokolenia, którzy chętnie rozmawiali, zdradzali miejscówki, ale ich wam już nie podam. Było tez parę osób, które patrzyły na mnie z żalem, i paru moich nauczycieli, którzy się ze mnie śmiali. Ale co oni tam wiedzą o przygodzie, nie znają radości z wykopanej monety. Zdarzyła się tez śmieszna dość sytuacja. Idzie trzech kolesi z browarami w ręku, krzyczą, śmieją się itp. Oczywiście zadziałała wyobraźnia i instynkt, wiec ścisnąłem mocniej saperkę i oczy miałem dookoła głowy. Za chwile jeden zmienia kierunek i idzie w do mnie. Ja już się „żegnałem ze sprzętem”, rozpoczął się dialog:

-Siemka, są jakieś fanty?
-Witam, nic ciekawego.
-Jak ustawiasz grunt?
I się zaczęła 15-minutowa gadka, o sprzętach, fantach i miejscówkach. Po rozejściu się, szukałem dalej. Bardzo denerwowały mnie fałszywe sygnały, musiałem korygować balans i dyskryme, co minutę, co doprowadzało mnie pomału do szału, ale mimo to szukałem dalej. Pierwszy sygnał - polmos, kolejny - blaszka cynkowa, następny – polmos. Po ok. 20 śmieciach wpadła łuska mauserowska:

Pod nogami walało się pełno porcelany:
     

Po kolejnej porcji śmieci, coś porządnego:

 
                  Winka na pagon (wermacht)

Pełny radości, z uśmiechem na twarzy machałem dalej. No i machałem ponad godzinę, bez skutku. Śmieci było tyle ze można było na głowę dostać, blaszki, grosze z PRL, większe kawałki skorodowanej stali, i te tajemnicze fałszywe sygnały. Już ledwo biegający, miałem się składać, gdy tu nagle bardzo głośne piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii, aż zabolało mnie w uchu. Zdziwiło mnie to, gdyż wcześniej nie miąłem czegoś takiego. Robię mała kupkę, przeszukuje i nic, ciągle siedzi skubany. Usypuje większą kupkę i nic. Tak, wszystkie fakty wskazują na to, że to gruba zwierzyna. Dookoła mnie zebrała się grupka przechodniów, wsadzających łapy do dołka, tak ze nie mogłem kopać. Grzecznie poprosiłem o odsunięcie się na bok, pomału ukazywały się kształty, i zielona farba. Wtem ktoś krzyknął: wiadro i wszyscy zaczęli się śmiać, po czym się rozeszli. A ja pomału wyciągnąłem niemiecką menażkę z I wojny:
 

Niestety, na dalsze poszukiwania nie miałem czasu, sił i byłem tak głodny ze nogi same poprowadziły mnie do domu. Przysiadłem, złożyłem sprzęt, obróciłem się by zobaczyć czy nic nie zostawiłem, i tu nagle… Pamiętacie jak mówiłem o tych tajemniczych sygnałach? Sami spójrzcie:

No i na tym się skończyła przygoda z wykopkami w mieście. Teraz musze śmigać za Poznań. Chętnie bym jeszcze przebadał głębiej te tereny, jednak wykrywacz analogowy vs linie wysokiego napięcia i mnóstwo aluminium, nie maja szans. Mimo śmieci, śmiechu kumpli, fałszywych sygnałów, warto było poświęcić baterie, czas, siły. Nie tylko dla fantów, ale i samej frajdy.

Foto: autor

Adam Buszka

Korzystanie ze strony oznacza zgodę na wykorzystywanie plików cookie, niektóre mogą być już zapisane w przeglądarce. Więcej informacji można znaleźć w polityce prywatności.