Kategorie

Przepustka na wykopaliska czyli jak zdobyć koncesję


Natalia Koperniak

Archeologia, niemal każdemu, kojarzy się z odkrywaniem tajemnic przeszłości i ludźmi, którzy z wielką pasją wydzierają ziemi sekrety o jej dawnych mieszkańcach. Nie wszyscy jednak domyślają się ile archeolog musi wykonać pracy związanej z uzyskaniem pozwolenia na wykopaliska, zanim rozpocznie swą misję odkrywcy. Wiedzą o tym polscy archeolodzy, pracujący na stanowiskach archeologicznych na całym świecie. Ich pozycja, wieloletnich i doświadczonych badaczy nie zawsze ułatwia drogę do zdobycia koncesji.



Duże trudności piętrzą się przed badaczami Krymu. Według dr Radosława Karasiewicza-Szczypiorskiego, prowadzącego wraz z prof. Tadeuszem Sarnowskim, wykopaliska na Krymie z ramienia Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego, najważniejszy jest wymóg, zastrzegający prawo prowadzenia badań tylko osobom posiadającym obywatelstwo ukraińskie. Niezbędne było zatem nawiązanie współpracy z odpowiednią placówką archeologiczną na Krymie i pozyskanie archeologa, który byłby współkierownikiem badań. Kierownikiem takim od wielu lat jest dr Oleg Savelja z Muzeum Narodowego i Rezerwatu "Chersonez Taurydzki" w Sewastopolu. Placówka ta zaprosiła w 1996 r. Instytut Archeologii UW do wspólnego prowadzenia badań na Półwyspie Heraklejskim, między innymi w Bałakławie. Właśnie dr Savelja załatwia większość formalności na miejscu, choć w ścisłym porozumieniu ze stroną polską, po zawarciu stosownej umowy. Pierwszym krokiem do uzyskania koncesji jest wystąpienie z wnioskiem o wydanie pozwolenia na badania. Wniosek kierowany jest do Komitetu Polowego przy Instytucie Archeologii Akademii Nauk Ukrainy z siedzibą w Kijowie (komitet ten jest kolegialnym odpowiednikiem naszego Konserwatora Zabytków, ma też podobne kompetencje w kwestii przyznawania koncesji). Gdy decyzja Komitetu jest przychylna, wydaje on tzw. "list otwarty", który jest roczną koncesją z możliwością przedłużenia na kolejny rok. Warunkiem odnowienia "listu" jest złożenie szczegółowego sprawozdania z badań w minionym sezonie. Przed podjęciem badań terenowych niezbędne jest zarejestrowanie "otwartego listu" w Ministerstwie Kultury i Wydziale Kultury Rady Narodowej.

Podobnie rzecz przedstawia się w przypadku badań w Libanie. Od około dwóch lat dr Krzysztof Jakubiak z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego podejmował próby uzyskania pozwolenia na wykopaliska na stanowisku w Dolinie Auali. Dopiero rok 2003 okazał się przełomowy. Do Muzeum Archeologicznego w Bejrucie wystosowany został "list intencyjny", czyli wniosek o przyznanie polskiej misji koncesji na badania. Nie będą to jednak wykopaliska, lecz badania powierzchniowe, gdyż po wojnie domowej nadrzędnym celem Libańczyków jest zinwentaryzowanie stanowisk archeologicznych na terenie całego kraju. Wniosek uzyskał aprobatę dyrektora Departamentu Starożytności przy Muzeum Archeologicznym w Bejrucie Frederica Husainiego, lecz nie oznaczało to jeszcze końca starań. Najtrudniejszym zadaniem było uzyskanie zgody Rady Ministrów i podpisu premiera Libanu, a nie jest to łatwe. Nie tyle z powodu nieprzychylności władz Libanu do polskich badaczy, ile z faktu, że mają oni szereg ważniejszych spraw niż misje archeologiczne. Podobnie jak w przypadku Krymu, także w Libanie należy współpracować z miejscowymi archeologami. Kierownikiem strony libańskiej jest dr Assas Seif z Departamentu Starożytności przy Muzeum Archeologicznym w Bejrucie, polskiej zaś dr Jakubiak.

Sytuacja prof. Piotra Dyczka badającego, wraz z innymi archeologami z Warszawy i Poznania, stanowisko w Novae w Bułgarii również jest dość skomplikowana. Podstawą rozpoczęcia współpracy było zawarcie umowy międzynarodowej między Uniwersytetem Warszawskim a Instytutem Archeologii Bułgarskiej Akademii Nauk. Umowa musiała zostać podpisana przez Rektora Uniwersytetu Warszawskiego i zaakceptowana przez stronę bułgarską na posiedzeniu Bułgarskiej Akademii Nauk. Kolejnym krokiem było sporządzenie projektu wykopalisk, a następnie planu szczegółowego zawierającego termin planowanych badań, skład ekspedycji, itp. Gdy warunki proponowane przez stronę polską zostały przyjęte, Akademia Nauk z Bułgarii wydała zgodę w postaci "listu otwartego". Koncesja obejmuje jeden sezon, lecz można starać się o jej przedłużenie na kolejny rok. Warunkiem jest przedstawienie, po zakończonych pracach, kompletu dokumentacji i sprawozdania z wykopalisk stronie bułgarskiej. Oficjalnie kierownikiem na stanowisku musi być osoba z obywatelstwem bułgarskim, najczęściej pracownik miejscowej placówki. W przypadku Novae jest to dr Eugenia Genčeva.

Zdecydowanie mniej restrykcyjne jest prawo peruwiańskie, którego zawiłości przybliżył mi prof. Mariusz Ziółkowski, dyrektor Andyjskiej Misji Archeologicznej na Uniwersytecie Warszawskim i kierownik wykopalisk w Departamencie Arequipa w Peru. W tym przypadku nie ma tylu trudności z uzyskaniem koncesji, choć jest to zasługą długoletniej współpracy polskich badaczy z peruwiańskimi placówkami archeologicznymi. W początkach owej współpracy, a sięgają one wczesnych lat siedemdziesiątych, nie było to wcale takie łatwe. Wówczas zgodę na wykopaliska musiał wyrazić rząd. Dziś wygląda to nieco inaczej. Kierownikiem badań może być osoba nie posiadająca obywatelstwa peruwiańskiego, lecz musi być wpisana do specjalnego rejestru archeologów. Samodzielny kierownik wykopalisk powinien mieć jednak kodyrektora pochodzącego z Peru. Kodyrektorem prof. Ziółkowskiego jest dr Luis Augusto Belan Franco. Starania o koncesję zacząć należy od sporządzenia projektu, który zawiera informacje o charakterze planowanych prac i plan geodezyjny przyszłego stanowiska. Projekt wraz z wnioskiem o wydanie pozwolenia przedstawiany jest Komisji Technicznej Narodowego Instytutu Kultury (INC). Ta jednak może tylko zarekomendować wniosek dyrektorowi INC, który przyznaje koncesję na dwanaście miesięcy, badania można przedłużyć na czterdzieści pięć dodatkowych dni. Zaś warunkiem przedłużenia jej na kolejny sezon badawczy jest złożenie raportu z minionego sezonu badań. Ważnym aspektem jest współpraca z miejscowymi placówkami. Misja Andyjska z Warszawy współpracuje z Papieskim Uniwersytetem Katolickim w Limie i Uniwersytetem Katolickim "Santa Maria" w Arequipie.

Patrząc na te zmagania i niezliczone batalie o kilka podpisów zdawać by się mogło, że system rozpatrywania wniosków i przyznawania koncesji jest bezlitośnie biurokratyczny i brak mu ludzkiej twarzy. Jest jednak przykład na to, że władze niektórych krajów bardziej cenią sobie autorytet szanowanej jednostki niż stosy podań i papierów.

Przykładem, o którym mówię była działalność prof. Lecha Krzyżaniaka w Sudanie. Nie ma ona bowiem nic wspólnego z trudnościami, które spędzają sen z powiek innym archeologom. Historia zaczęła się jeszcze w latach sześćdziesiątych, gdy w Starej Dongoli prowadził wykopaliska prof. Kazimierz Michałowski. W badaniach tych od 1966 r. brał udział także prof. Krzyżaniak (wówczas w stopniu doktora). W roku 1971, po powrocie do Chartumu z kolejnego sezonu w Starej Dongoli, zwrócił się do niego dyrektor Sudańskiej Służby Starożytności z prośbą o pomoc w organizacji stałej wystawy archeologicznej w Muzeum Narodowym w Chartumie. Za zgodą prof. Michałowskiego dr Lech Krzyżaniak wykonał swoje zadanie w Chartumie, odmawiając jednocześnie przyjęcia honorarium. Zamiast pieniędzy poprosił on o pozwolenie na poszukanie stanowiska z końca epoki kamienia a następnie na koncesję na jego badanie; "od ręki" otrzymał na wszystko zgodę i tak zaczęła się historia polskich wykopalisk w Kadero koło Chartumu. Teraz, gdy szykują się wielkie, ratownicze badania w Nubii, w strefie IV katarakty Nilu, nie było już żadnych problemów z uzyskaniem przez prof. Krzyżaniaka koncesji badawczej dla polskiego Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej w Kairze. Będzie to niewątpliwie nowy rozdział w rozwoju polskich badań w Sudanie, ale już bez profesora Krzyżaniaka.

Po tylu "zagranicznych" przykładach kolej na Polskę i nasze rodzime problemy z uzyskaniem pozwolenia na wykopaliska. Trudności te nie są jednak tak duże jak w już opisanych przypadkach. Tutaj instancją jedyną i niepodważalną jest Wojewódzki Konserwator Zabytków, do którego każdy, kto chciałby rozpocząć wykopaliska musi się zwrócić. Pierwszym warunkiem, jest to, aby kierownik wykopalisk miał, co najmniej tytuł magistra i dwanaście miesięcy praktyk wykopaliskowych w terenie. Jeśli ten wymóg jest spełniony można składać wniosek do Konserwatora o wydanie zezwolenia na badania. Wniosek może złożyć zarówno instytucja archeologiczna w przypadku badań naukowych, jak i inwestor prywatny, gdy w grę wchodzą wykopaliska ratownicze. W tym ostatnim przypadku musi on wskazać wykonawcę badań wykopaliskowych (może nim być placówka archeologiczna, prywatna firma lub archeolog jako osoba fizyczna). Rolą Konserwatora jest rozpatrzenie wniosku i wydanie decyzji. Nadmienić należy, że obecnie właściwie nie prowadzi się innych badań jak ratownicze, toteż i decyzje Konserwatora bywają najczęściej pozytywne.

Co więcej pozostaje archeologom, jak tylko pakować sprzęt i ruszać na upragnione wykopaliska? Wydawać by się mogło, że nic już nie stoi na przeszkodzie odkrywcom starożytności. Ich determinacja w zbieraniu podpisów, wysyłaniu podań i dopełnianiu wszelkich formalności zostaje przecież nagrodzona przyznaną koncesją. Niestety, jedna wygrana bitwa nie oznacza ostatecznego zwycięstwa. Teraz pozostaje "tylko" uzbroić się w cierpliwość i… zacząć wysyłać listy sponsorskie w poszukiwaniu kogoś, kto dopomoże w ostatecznej realizacji planów i sfinansowaniu wykopalisk

 

Artykuł opublikowany dzięki współpracy z pismem Archeologia Żywa