Kategorie

Przesłuchanie Sidorowa cz. 2 - Adamczewski Leszek


Z podziemnych hal Rosjanie usunęli wszelkie ślady po poznańskich skarbach.

Butna mina, pobrzękujące ordery przypięte do munduru i pas z pistoletem.
Tak Siergieja Sidorowa zapamiętał Richard Howard, amerykański oficer z oddziału zajmującego się zabezpieczaniem dóbr kultury. Widział go w Berlinie, dokąd Sidorow trafił z brygadą trofiejną 1. Frontu Białoruskiego. Wcześniej ten ekspert Komitetu do spraw Sztuki przy Radzie Ministrów ZSRR z podziemnego schowka urządzonego w fortyfikacjach międzyrzeckich wyciągnął i wywiózł do Moskwy poznańskie skarby.

Fragmenty korytarzy północnego odcinka systemu podziemnego MRU w rejonie

dworca Otto. To stąd major Siergiej Sidorow wyciągnął poznańskie skarby:
dzieła sztuki i archiwalia.

Fot.:2X LESZEK ADAMCZEWSKI


Zesłanie latem 1946 roku marszałka ZSRR Gieorgija Żukowa do Odessy na stanowisko dowódcy drugorzędnego okręgu wojskowego nie zakończyło jego sprawy. Aresztowano między innymi generała Konstantina Tielegina, bliskiego współpracownika Żukowa z czasów służby w sztabie 1. Frontu Białoruskiego i dowództwie radzieckich wojsk okupacyjnych w Niemczech. Zgromadził on liczne skarby zrabowane w Niemczech, w tym obrazy znanych mistrzów. Torturowany, obciążył Żukowa.


Radzieckie służby specjalne zainteresowały się również działalnością tak zwanych brygad trofiejnych Komitetu do spraw Sztuki przy Radzie Ministrów ZSRR, zwłaszcza tej, która operowała na tyłach wojsk 1. Frontu Białoruskiego. Dowodził nią Andriej Biełokopytow, a w jej skład wchodził między innymi Siergiej Sidorow. I obaj stanowili także trzon brygady
rabującej skarby kultury w Berlinie po klęsce Trzeciej Rzeszy.


Po kilku miesiącach nagle odwołano do Moskwy Biełokopytowa. Wiele wskazuje, że miało to związek z przygotowaniami do wyeliminowania bohatera drugiej wojny światowej, bo jednym z zarzutów, które postawione zostaną Żukowowi i jego współpracownikom, będzie grabież szeroko pojętych dóbr kultury.


Za dużo skrzyń


Po zesłaniu Żukowa do Odessy, śledczy natrafili na dokumenty dotyczące odkrycia w drugiej połowie marca 1945 roku skarbów w schowku urządzonym w systemie podziemnym Ufortyfikowanego Frontu Łuku Odry-Warty, zwanego dziś Międzyrzeckim Rejonem Umiocnionym. Zaskoczyło ich, że zamiast awizowanych 531 skrzyń, przywieziono... 624. Brakowało natomiast spisu zawartości skrzyń, co rodziło podejrzenie, że sporo przedmiotów mogło zostać rozgrabionych.


I dlatego we wrześniu 1946 roku na przesłuchanie wezwano Siergieja Sidorowa, który nadzorował wywózkę skarbów z okolic Meseritz (Międzyrzecza). Sporządzony wtedy protokoł przechowywany jest w Państwowym Archiwum Federacji Rosyjskiej i został opublikowany w książce Pawła Knyszewskiego ,,Moskaus Beute'' (Łupy Moskwy), wydanej w Niemczech w 1995 roku.


To, co powiedział Sidorow we wrześniu 1946 roku, nie różni się wiele od opisu znalezienia skarbów w podziemiach MRU przedstawionego przez Konstantina Akinszę i Grigorija Kozłowa w wydanej w tym samym roku w Niemczech książce ,,Beutekunst'' (Łupy kulturalne) i znanego już czytelnikom ,,Głosu''. Sidorow dorzucił kilka szczegółów, inne pominął.
Pozostałe różnice dotyczą prawdopodobnie innej perspektywy spojrzenia na wydarzenia sprzed półtora roku. A na to nałożyły się, zapewne podświadomie, jego doświadczenia z Berlina, gdzie uczestniczył w rabowaniu dóbr kultury w stolicy pokonanej Trzeciej Rzeszy.


Sidorow, widząc w pobliżu wioski Hochwalde (Wysoka) koło Międzyrzecza potężne umocnienia niemieckie, błędnie zlokalizował tę okolicę. W swym zeznaniu powiedział, że działo się to ,,w pobliżu Wału Pomorskiego''. A umocnienia Pommernstellung rozpoczynały się kilkadziesiąt kilometrów na północ od Hochwalde.


Mówi oficer brygady trofiejnej


,,W Hochwalde w okręgu Meseritz w pobliżu Wału Pomorskiego powiedział Sidorow we wrześniu 1946 roku oddziały wojskowe zabezpieczające dobra zdobyczne odkryły schowek podziemny. W trzech halach Niemcy ukryli wywiezione z muzeów dzieła sztuki. Poza wyjątkami, zbiory znajdowały się w oryginalnych opakowaniach niemieckich. Każda skrzynia była opisana i ponumerowana, niektóre skrzynie były otwarte. Drewniane rzeźby, większe meble jak stoły czy szafy, ale także sztućce nie były zapakowane. Obrazy różnych mistrzów, rzeźby i drobne meble, wyroby szklane i kartony z dokumentami archiwalnymi były zapakowane w skrzyniach. W sumie tych skrzyń było około 500.


W tym czasie Armia Czerwona dokonywała przegrupowania swych sił w związku z przygotowaniami do forsowania Odry i szturmu na Berlin. Dlatego też cały ten rejon przekazano polskiej administracji wojskowej. Po rozmowach pełnomocnika Biełokopytowa z Dowództwem Naczelnym i Urzędem do spraw Dóbr Zdobycznych, postanowiono wszystkie znalezione w podziemiach przedmioty zapakować i odtransportować do Związku Radzieckiego.

W tym celu batalion dóbr zdobycznych oddał do mojej dyspozycji 19 żołnierzy. Oni musieli pod moim dowództwem i nadzorem zawartość skrzyń przepakować i w ciągu kilku godzin załadować na wagony, które półtorej godziny wcześniej zostały podstawione. To była wielka prowizorka. Zaraz po załadunku został sporządzony protokół, który właściwie nie zawierał
dokładnego opisu zawartości skrzyń. Ani eksperci, ani muzealnicy nie brali w tej operacji udziału. Towarzysz Biełokopytow załatwiał formalności przewozowe, a drugi pełnomocnik, towarzysz Biełousow dyrygent teatru objazdowego był w Stargardzie [Szczecińskim]. Ja byłem sam i dlatego nie miałem możliwości sprawdzenia zawartości skrzyń, ograniczając się tylko do wyrywkowej kontroli. Poza tym musiałem sprawdzić otwarte i uszkodzone skrzynie. Te dobra zdobyczne były jednocześnie wynoszone z trzech hal.
Ponadto musiałem dopilnować załadunku skrzyń na samochody ciężarowe i załadunek na wagony. Dlatego też nie byłem w stanie sam tych prac przeprowadzić zgodnie z obowiązującą procedurą, nawet gdybym się temu wszystkiemu przyglądał z boku.


Jednocześnie w wielkim pośpiechu demontowano położoną tuż obok podziemną fabrykę zbrojeniową. A do tego Niemcy ostrzelali cały ten teren i zbombardowali nas. Nie wszystkie skrzynie kazałem otworzyć, więc do dzisiaj nie wiem, co one zawierały. Ale wszystko, co było w halach [podziemnych], także rzeczy nieposortowane, zostało odtransportowane. Jak mi opowiadali współpracownicy, po zakończeniu załadunku skrzyń, hale te zostały posprzątane z resztek skrzyń i śmieci''.


Zatarto więc wszelkie ślady po skrytce poznańskich skarbów.


Czwarta hala


W rosyjskim programie telewizyjnym ,,Zgodnie z prawem zwycięzcy'' z 10 maja 1996 roku Andriej Biełokopytow powiedział między innymi, że pozbawiono go stanowiska za karę, zarzucając mu niewłaściwe wykonywanie obowiązków podczas jak się wyraził ewakuacji.


Moją winą było to mówił że liczyłem te kosztowności [chodzi o dobra kultury przyp. L. A.] nie na sztuki, a całymi skrzyniami. Tłumaczyłem się brakiem czasu, warunkami, w jakich przebiegała akcja. Bez skutku. Znowu udałem się z prośbą do Gieorgija Żukowa, ale ten skierował mnie do byłego członka rady wojennej, generała lejtanta Konstantina Tielegina, ale kiedy dotarłem na miejsce, Tielegina aresztowano.


Sidorowa nie pytano o nadwyżkę skrzyń przywiezionych do Moskwy z okolic Meseritz, ponieważ szybko wyjaśniono, że tuż przed odjazdem pociągu ze skarbami wyciągniętymi z podziemi MRU przyjechał konwój samochodów ciężarowych, przywożąc 93 skrzynie z dobrami kultury zrabowanymi w zamku Pansin (dzisiaj to Pęzino) koło Stargardu Szczecińskiego. Konwój ten eskortował major Aleksij Biełousow, wspomniany przez Sidorowa ekspert brygady Biełokopytowa.


Przesłuchujący drążyli za to inny problem dlaczego nie spisano zawartości skrzyń, nie przyjmując argumentów o ekstremalnych warunkach, w jakich działał Sidorow. O to samo miano pretensje do Biełokopytowa.

Dziś nie da się już ustalić, czy Biełokopytow, Sidorow lub za ich milczącą zgodą któryś z generałów Armii Czerwonej przywłaszczył sobie jakieś dzieła sztuki, które nadal poszukuje Muzeum Narodowe w Poznaniu. Bo chociaż Rosjanie zwrócili wiele zagrabionych w 1945 roku skarbów kultury, w tym też tych wyciągniętych z podziemnych hal MRU, lista strat jest ciągle długa...


Być może na jedną z zamaskowanych przez Niemców hal (niemieckie dokumenty wspominają o czterech pomieszczeniach w systemie podziemnym MRU przeznaczonych na poznańskie skarby, gdy tymczasem Sidorow wielokrotnie mówił o odkryciu trzech hal) Rosjanie się nie natknęli i poszukiwane przez Polaków dzieła sztuki nadal leżą za grubą warstwą żelbetu. Na północ od dworca Otto w systemie podziemnym MRU pozostał bowiem, chociaż tego nie można dzisiaj zobaczyć, labirynt korytarzy i komór. Część z nich z nieznanych powodów od całego systemu odcięło Wojsko Polskie w latach pięćdziesiątych XX wieku. A w niektórych odcinkach podziemi nikt mógł nie być od stycznia 1945 roku.


Autor dziękuje Dariuszowi Garbie i Pawłowi Piątkiewiczowi za pomoc w
zdobyciu materiałów archiwalnych.