Kategorie

Skarb Samsonowa








Sklep Poszukiwania.pl



Czy skarb generała Samsonowa istniał ?? To pytanie zadaje sobie każdy poszukiwaczy i miłośnik tajemnic historii, który zetknął się choć raz z tematem. Nie inaczej było też u mnie.

Kilka lat temu otrzymałem maila. Podobnych wiadomości przychodzi całkiem sporo. Ludzie widzą zatopione lub zakopane czołgi, ich dziadkowie byli w podziemiach łączących zamek lub kościół z innym obiektem oddalonym o 5 km lub też wiedzą, gdzie jest zakopane złoto ale do jego odkrycia potrzebny jest sprzęt, który zbada w głąb na jakieś 5-10 m.

Tak więc otrzymany mail został przeczytany i przekierowany do reszty ekipy. Chłopaki podobnie jak ja, uśmiechnęli się pod nosem. Jednak zaskoczeniem był kolejny mail i następujący po nim telefon. Dziewczyna, która pisała wcześniej zadała sobie trud odnalezienia innej formy kontaktu, przedzwoniła i zaczęła opowiadać historię. Nie ma co ukrywać opowieść zaintrygowała mnie, a po streszczeniu jej chłopakom zapadła decyzja, że nie ma co czekać zbieramy się i jedziemy na 500 km wycieczkę (i to licząc tylko w jedną stronę).

 

Droga w kierunku skarbu minęła nam w wyśmienitych humorach, no może oprócz kierowcy który siłą rzeczy nie mógł uczestniczyć w pełnej degustacji zakupionych na drogę specjałów. Po drodze w Warszawie wzbogaciliśmy nasz zespół o nowych członków i już na dwa pojazdy udaliśmy się do celu.

 

Wieś odnaleźliśmy bez problemu, podobnie jak dom autorki maila. W domu zaskoczenie – czekała na nas cała rodzina. Przełamując pierwsze lody, przedstawiliśmy się, opowiedzieliśmy o przeprowadzonych akcjach oraz o tym, że pewne miejsca ukrycia skarbów sprawdzają się maksymalnie w 1%. Na to pierwszy raz od naszego przyjazdu odezwała się matka dziewczyny i zdradziła nam rodzinną tajemnicę.

 

Podczas wojny (pierwszej światowej) do wsi,  w której mieszkał jej dziadek nie zaglądały żadne armie. Pewnego ranka dziadek udając się na pole, niedaleko za wsią zobaczył nieprzytomnego człowieka. Był to żołnierz armii rosyjskiej. Dziadek zabrał go do domu, gdzie pielęgnowany i dobrze traktowany wyzdrowiał na tyle, że mógł opowiedzieć skąd się tutaj znalazł. Otóż jego generał podczas bitwy wezwał do siebie kilku oficerów, każdemu dał plecak z rozkazem przedostania się za front i wywiezienia lub ukrycia zawartości plecaka.

 

Niedługo po wyznaniu ranny żołnierz zmarł. Pozostał po nim plecak, do którego dziadek zajrzał. Rodzina nie wiedziała co było w plecaku, jednak ważnym kierunkiem jest to, że po roku mieli w innej wsi nowy dom z gospodarstwem, a nie byli wcześniej majętni.

 

Na łożu śmierci dziadek przekazał tajemnicę plecaka swojemu jedynemu synowi. Ten zachowując ją w tajemnicy przez całe życie przekazał ją swojej córce będąc już na łożu śmierci. Dodatkowo określił gdzie została ukryta zawartość plecaka i czego należy się po jej odkryciu spodziewać. Po kilku latach od śmierci ojca, kobieta podzieliła się informacjami z dwójką dzieci, które podjęły decyzję aby ściągnąć naszą ekipę do pomocy.

 

Zgodnie z rodzinną legendą zawartość plecaka stanowiły srebrne i złote monety (bardzo szczegółowo opisywane przez matkę dlatego uważamy, że musiała je widzieć) oraz bardzo dużo medali wojskowych. Rodzaj monet, odznaczenia, kierunek z którego przybył ranny żołnierz, historia o generale dzielącym pułkowy skarbiec przywołały w sekundzie jedno hasło – Skarb generała Samsonowa.

 

Tak nabuzowani zaczęliśmy wypytywać o szczegóły i miejsce ukrycia skarbu. Zostaliśmy lekko zaskoczeni techniką ukrycia. Otóż dziadek obawiając się konsekwencji posiadania takiego majątku, jak również takiej ilości rosyjskich medali, postanowił większość skarbu ukryć w miejscu, w którym nikt go nie znajdzie, ani tym bardziej nie ukradnie. Otóż podczas budowy domu dziadek w fundamentach przygotował skrytkę, do której włożył beczkę wypełnioną uzyskanym dobrem. Rozwiązanie było pomysłowe tylko, że odcinało posiadacza przed swobodnym dostępem do depozytu, co za chwilę okazało się istotnym elementem zagadki.

 

Mając już wiedzę w jakim miejscu został ukryty skarb, byliśmy gotowi na rozkucie każdego sygnały w piwnicach domu, w którym przebywaliśmy. Na ziemię sprowadziła nas kobieta tłumacząc, że gdyby chodziło o ten dom to mogliby sami prowadzić poszukiwania. Musieliśmy mieć bardzo zdziwione miny gdyż od razu wytłumaczyła w czym rzecz. Na jakimś etapie zawieruchy drugowojennej rodzina straciła dom, w którym dziadek dokonał ukrycia. Tragedii nie było gdyż dziadek przeniósł się do syna, kilka domów dalej i codziennie bacznie obserwowali czy coś się dzieje z domem czy nie.


Po jakimś czasie dom został opuszczony, następnie rozebrany i ogłoszono przetarg na działkę, którą kupił sąsiad. Na miejscu domu od dwudziestu lat rosła pszenica i to w niej właśnie mieliśmy znaleźć pozostałości domu wraz z ukrytą beczką.

 

Odległość od miejsca badań do domu obecnego właściciela terenu wynosiła ok. 15 m. Poza tym teren otwarty, idealnie widoczny z drogi. Należało podejść do gospodarza i zapytać o zgodę, co też uczyniliśmy. Zgodził się bez większych oporów więc wkroczyliśmy na skarbonośny teren. Od razu pojawiły się płytkie sygnały, które wybieraliśmy czyszcząc teren. Dopiero po tym wkroczyły ramy. Spokój w słuchawkach był złowrogi, jednak do pewnego momentu. Tuż przed granicznym płotem z kolejną działką rozległ się dźwięk. Wycofaliśmy się i ponowiliśmy najście ramą. Sytuacja powtórzyła się, aż serce podskoczyło do góry. Coś tam było, głęboko. Trzeba kopać tylko, że tego nie da się już ukryć. Pojawił się problem, z którym wróciliśmy do zlecającej nam rodziny.

 

Przedstawiliśmy sytuację. W naszej opinii działka, która należała kiedyś do ich rodziny faktycznie coś kryje. Jest sygnał, nie ma za to warunków i możliwości potwierdzenia dokładnie źródła sygnału. W naszym odczuciu powinni dogadać się z obecnym właścicielem aby wydobyć depozyt. Widać było, że nie jest to im na rękę. Jednak my nic więcej nie byliśmy w stanie zrobić. Rozstaliśmy się, umawiając się, że zadzwonią jak będą dogadani z sąsiadem.

 

Czekaliśmy długo, nawet bardzo długo gdyż można śmiało powiedzieć, że na telefon lub maila od nich czekamy do dnia dzisiejszego. W naszym odczuciu w momencie gdy osiągnęli porozumienie z obecnym właścicielem, sami przystąpili do działania. Co gorsze, raczej znaleźli to czego szukali gdyż inaczej dzwoniliby o ponowną pomoc.


 


RSK





POLECAMY TAKŻE: