Kategorie

Sztolnia upadowa Dawid









19.01.2008 - CZĘŚĆ I

      Upadowa David wchodzi w skład Kopalni David i przez wiele lat pełniła rolę chodnika odwadniającego i ujęcia wody dla okolicznych wodociągów. Więcej na temat tej kopalni można przeczytać TUTAJ.
Celem tej naszej wyprawy było zbadanie północno-wschodniej części obiektu, czyli chodnika po prawej stronie dolnej komory upadowej. Pełnił on role przekopu i łączył Upadową David ze Sztolnią Gustav. Akcje zaczęliśmy około godziny 9 rano od przetransportowania niezbędnego sprzętu w dolne partie obiektu. Pierwszym naszym zadaniem tam było powiększenie otworu w ceglanej ściance do takich rozmiarów żeby forsowanie tej przeszkody nie sprawiało wielkich trudności. Otwór ten jest jedynym przejściem do niebadanych dotąd partii obiektu, po około 2 godzinach osiągnęliśmy zamierzony efekt.


Teraz już nic nie stało nam na przeszkodzie, więc zabraliśmy się do eksploracji wyrobiska. Pierwszy odcinek korytarza wyglądał bardzo kiepsko, w znacznej części był obwalony i na spągu leżały ogromne płyty skalne, które odpadły od stropu. Nic dziwnego ponieważ według mapy górniczej ta część stanowiła wyrobisko eksploatacyjne pokładu węgla a takie miejsca nie należą do stabilnych. Jednak dosyć spore wapienne nacieki na stropie utwierdziły nas w przekonaniu, że od dawna nic się tu nie posypało. Po kilkudziesięciu metrach docieramy do rozwidlenia i chodnik z pokładem węgla ucieka w prawo. Natomiast my kierujemy się korytarzem komunikacyjnym na wprost. Już na pontonie, ponieważ jest on w znacznej części zalany wodą. Ale po paru minutach beztroskiej żeglugi drogę znów tarasuje obwał, po drugiej stronie zaczyna się odcinek chodnika z obudową ceglaną. Niestety wejście do niego jest bardzo ciasne i musimy wypuścić powietrze z pontonu a następnie go napompować już po drugiej stronie zacisku stojąc po pas w wodzie. Operacja choć nie łatwa po chwili zakończyła się sukcesem i możemy płynąć dalej. Po około 20m obudowa kończy się zawałem, możliwym do przejścia ale bardzo niebezpiecznym. W tym miejscu zakończyła się nasza wyprawa w maju 2006. Tym razem wyposażeni w lepszy sprzęt postanawiamy kontynuować eksploracje. Pierwszy prawie 3 metrowe przewężenie pokonuje ja. Odczuwam od razu silny przeciąg w zacisku, co może wskazywać, że przed nami znajduję się jeszcze spory odcinek drożnego korytarza. Kiedy jestem już po drugiej stronie moim oczom ukazuje się szeroki chodnik wykuty w łupkach i piaskowcu, to zapewne też było wyrobisko eksploatacyjne. Po szybkim powiększeniu zacisku reszta ekipy też jest już po drugiej stronie. Idziemy dalej, ale po chwili znów pojawia się woda i szeroka obudowa drewniana w ten sposób, że stropnica podparta jest aż trzema stemplami. Dalej płyniemy pontonem, po prawej stronie pojawia się obudowa kamienna jednej ze ścian sztolni a po lewej piękne nacieki i… kolejny obwał… Na odcinku kilkudziesięciu metrów obwaliły się skały ze stropu i możemy przejść suchą nogą, a dalej znów woda. W tym też miejscu korytarz się rozwidla w lewo znów odchodzi chodnik z pokładem węgla a my kierujemy się na wprost. Zaraz po wejściu na ponton odkrywamy coś bardzo niepokojącego, zmienił się rodzaj obudowy. Teraz stemple składają się z drewnianych podpór i stropnicy w postaci szyny kolejowej ważącej około ćwierć tony… Na pewno nie poprawiło to naszego poczucia bezpieczeństwa, ale zdecydowaliśmy się bardzo uważnie płynąć dalej. Chodnik w tym miejscu wyglądał bardzo przyjemnie, mimo tych szyn wiszących nad głową. Woda błękitna i krystalicznie czysta, na dnie jakieś konstrukcje, kable, belki. Jak daleko sięgają nasze latarki ciągnie się równiutki rząd stempli jeden za drugim i dalej ciemność… I to nieodparte uczucie że czas się tutaj zatrzymał. I w pewnym momencie ten romantyczny klimat prysł, a tuż przed nami jedna z szyn jakimś cudem trzyma się wsparta tylko jedną podporą i to na samym środku. Ominąć się nie da a ciekawość nie pozwala zawrócić więc przywiązujemy do niej linę odpływamy na bezpieczna odległość i ciągniemy… Przez chwile powstał efekt domina, bo wbrew naszym planom nie zwaliła się tylko jedna szyna… Ale sytuacja opanowana i płyniemy dalej nucąc radośnie: „Cała naprzód ku nowej przygodzie!”. Dalej korytarz jest trochę pobwalany i płynie się dosyć opornie, po kolejnym odcinku po lewej stronie wraca chodnik z pokładem węgla który odłączył się jakiś czas temu. Tutaj musimy wysiąść z pontonu bo drogę zagradzają skały a ponadto dalej wyrobisko jest suche. Dotarliśmy do miejsca w którym dwa chodniki idą równolegle w odległości zaledwie 2m, miejscami „ściana” pomiędzy nimi zawaliła się tworząc bardzo szeroki korytarz o skośnym suficie który stanowi jednolita płyta skalna. Kąt, pod jakim jest pochylona to też kąt pochyłu pokładu czyli około 20°. W pewnym momencie znów pojawia się woda a koniec korytarza ginie gdzieś w świetle latarek...
Jednak w tym miejscu decydujemy się zawrócić, myślę że to była dobra decyzja bo byliśmy już bardzo zmęczeni i gdybyśmy dalej kontynuowali to mogłoby to się dla nas źle skończyć. Akcja trwała w sumie 8 godzin i pokonaliśmy połowę drogi jaka dzieliła nas od sztolni Gustav, udało się nam przede wszystkim dotrzeć do całkiem nowych wyrobisk do których od czasu zamknięcia kopalni jeszcze nikt nie dotarł. I ustalić że przekop jest drożny na znacznym odcinku, następną próbę jego sforsowania podejmiemy już od strony sztolni Gustav…

26.01.2008 - CZĘŚĆ II

     Kolejny raz do tego obiektu zawitaliśmy zaledwie tydzień później, ale już tylko jako ekipa wspierająca. Otóż po lewej stronie dolnej komory upadowej znajduje się zalane pomieszczenie. W czasie działania kopalni było to skrzyżowanie korytarzy a później, kiedy to wyrobisko pełniło role ujęcia wody mieścił się tam zbiornik retencyjny. Z jednej ze ścian tej komory wychodzi drożny korytarz, jednak jego strop znajduje się już poniżej lustra wody w związku, z czym jest on całkowicie zalany. Udało nam się zainteresować tym tematem zaprzyjaźnioną grupę nurków Xdivers, którzy zgodzili się tam zanurkować. Spotkaliśmy się w sobotę rano w Wałbrzychu następnie udaliśmy się w pobliże obiektu. Po około godzinnym etapie transportu sprzętu i przygotowań nurek był gotowy do akcji.

Nurek zniknął pod wodą, czas płynie a po nim ani śladu, w pewnym momencie zaczęliśmy się już niepokoić. Ale na szczęście ostatecznie po około 30 minutach jest z powrotem. Z pierwszej ręki dowiadujemy się, że zalany chodnik ma około 1,5m szerokości i 2m wysokości. Jest kuty w skale a niektóre odcinki posiadają ślady po obudowie drewnianej, na dnie widoczne podkłady szyn. Oto kilka jego słów: „Po kilkudziesięciu metrach dopływam do pierwszego dużego zawału długości 2-3m pokonanie go wymaga wyjścia z wody. Zakładam płetwy z drugiej strony woda mąci się bardzo szybko, pokonuję pierwsze metry 2 syfonu przy zerowej widoczności, dalej widoczność wraca do poziomu 5 -10m. Po raz kolejny w sztolni obserwuję zjawisko halokliny, około 0,5m od stropu wyraźnie rozdzielają się warstwy wody. Dotarcie do przodka w odległości ok. 85 m od wejścia wymaga pokonania dwóch kolejnych zawałów, tym razem mniejszych - woda w tych miejscach ma około 0,5m głębokości. Sztolnia w zalanej części ma jeden główny korytarz, bez ciągów bocznych.” Odległość na jaka dotarł pokrywa się ze stanem na mapie górniczej z 1927 roku, był to prawdopodobnie chodnik poszukiwawczy i później już nie kontynuowano jego drążenia. Z tą akcją wszystkie niewiadome odnośnie tego obiektu zostały wyjaśnione i niema już tutaj miejsc rokujących ciekawą eksploracje w związku z czym kończymy badania Upadowej David.

Aust

Materiał pochodzi z zaprzyjaźnionego serwisu Dolnośląski Klub Tropicieli Tajemnic