Kategorie

Sztolnia uranu w zboczu Chmielarza









Poranna rosa jest tak obfita, że aż przemoczone nogawki spodni kleją się niemiłosiernie do nóg. Na dokładkę wszędobylskie pokrzywy parzą odkryte części ciała. Mija już prawie godzina jak przedzieramy się przez gęste zarośla wokół góry Chmielarz. Ale nie poddajemy się, bowiem czeka na nas nie lada gratka. No i w końcu ją odnajdujemy. Niewielki otwór, częściowo przysłonięty metalowymi prętami kusi swą tajemnicą. Tak, udało się - znaleźliśmy sztolnię uranu.



Sztolnia w zboczu góry Chmielarz znajduje się kilkaset metrów na wschód od Wojcieszowa. Jest jedną z kilku sztolni w Górach Kaczawskich, gdzie pobierano próby rud uranu, arsenu, arsenopirytu, miedzi i kwarcytów. Jej korytarze były prawdopodobnie drążone przez jeńców a po II Wojnie Światowej badane przez czerwonoarmistów. Do dziś obiekt pozostaje nieużytkowany, dlatego korzystamy z możliwości obejrzenia go od środka.


Już na samym początku korytarz zadziwia nas swoimi gabarytami. Inne takie obiekty w naszej okolicy były conajmniej dwa razy węższe. Przestronne wnętrze daje nam pewne poczucie bezpieczeństwa dlatego śmiało ruszmay naprzód. Im dalej tym chłodniej, tym więcej wody na spągu, ale też i ciekawiej. Na ścianach coraz częściej natrafiamy na nacieki, kolorowe polewy. Od białej, przez czerwoną aż do czarnej jak smoła. Po kilkudziesięciu metrach dochodzimy do krzyżówki. W tym miejscu odchodzą na boki dwa kilkumetrowe korytarze. W lewym natrafiamy na dwie wymurowane z cegieł ścianki z otworami w których kiedyś pewnie były drzwi. Widzimy też kilka zmurszałych drewnianych stempli. Niektóre połamane leżą na spągu. Ten widok nas nieco deprymuje dlatego wycofujemy się do głównego korytarza. Podążając coraz bardziej wgłąb natrafiamy jeszcze kilka razy na boczne korytarze. Najczęściej po kilkunastu metrach kończą się. Czasem zawałem. Gdzieniegdzie widzimy śpiące nietoperze, w sumie naliczyliśmy ich około dziesięciu. Coraz więcej wody, już nie kapiącej ale lejącej się strużkami ze stropu. Także coraz więcej ciekawych, kolorowych nacieków, żył kwarcowych, różnych gatunków skał. Na pewno nie lada gratka dla znawców tematu. Po kilkuset metrach docieramy do końca sztolni. Absolutna ciemność, absolutna cisza nie licząc plusków spadających kropel wody. Krótka sesja zdjęciowa i czas wracać. Po drodze jeszcze raz badamy niektóre boczne korytarze. Każdy z nich wygląda podobnie - albo koniec wydobycia, albo zawał. Idąc w stronę wyjścia na ścianach widzimy coraz więcej fauny. Najczęściej są to komary. Dobrze że smacznie śpią. Po paru minutach jesteśmy już na powierzchni. Jak to miło znów ujrzeć zieleń drzew i blask słońca. Dookoła ciepło. O wiele cieplej niż w sztolni.




Wracając do domu zastanawiamy się, jak to z tym uranem było. Czy go znaleziono czy też nie. Jeśli tak, to czy jest tam promieniowanie radioaktywne, a jeśli jest to czy sztolnia jest bezpieczna i w jakim stopniu zostaliśmy napromieniowani? Zobaczymy wieczorem - jeśli nie będziemy luminować, to znaczy że wyprawa się udała.

tekst: Jackus
fot: Dodek, Jackus

Artykuł pochodzi z serwisu Betonet - serdecznie zapraszam







POLECAMY TAKŻE: