Kategorie

Tropem przyjaciela barona roz.4









Wcześniejszy powrót do Polski z pewnością nie był przyjemny. Już na lotnisku zaczęły się problemy z bagażami, potem okazało się, że leje tak mocno, że przejście do taksówki było prawdziwym wyzwaniem. Na koniec po dojechaniu do mieszkania nie mogłem znaleźć kluczy, szukałem i szukałem, niestety bez rezultatu. Na szczęście zostawiłem zapasowe klucze sąsiadce żeby podlewała moje kaktusy. Godzina była późna, jednak chcąc spać u siebie musiałem zaryzykować.



Drzwi u sąsiadki otworzyła młoda, ładna, ubrana w pidżame dziewczyna. Nie znałem jej, dlatego też poplątałem się trochę i zacząłem wygadywać jakieś głupoty. Dopiero śmiech mojej sąsiadki, która pokazała się za dziewczyną, przywrócił mnie do rzeczywistości.

- Ale się Pan zakręcił - śmiała się dalej sąsiadka. To jest moja siostrzenica Anna, przyjechała odpocząć, pozwiedzać. A właśnie, co Pan tutaj robi ?? Czy coś się stało, że wrócił Pan wcześniej ??

- Nic się nie stało - szybko uspokoiłem kobietę - Musiałem wcześniej wrócić z powodów powiedzmy zawodowych. Miło Cię poznać Aniu - przywitałem się wreszcie z dziewczyną, całując jej rękę.

- Aaaa czyli pewnie znowu wpadł Pan na trop jakiegoś ukrytego skarbu - moja sąsiadka znając moje zajęcie, chciała wyciągnąc ode mnie jakieś ciekawe informacje, o których jako pierwsza będzie mogła opowiedzieć rano koleżanką.

- Tak, tak. Tym razem będziemy szukali dużego skarbu mongolskiego i to nie gdzie indziej jak w Polsce.

Korzystając z zaskoczenia poprosiłem sąsiadkę o klucze, a korzystając z tego, że poszła ich szukać umówiłem się szybko z Anią na kawę.

Nawet się nie rozpakowywałem. Od razu sięgnąłem po odpowiedni dysk i odszukałem informacje jakie posiadałem o Ossendowskim, Ungernie i skarbie, który mogli wspólnie ukryć. Nie było tego bardzo wiele, jednak informacje zawarte na dysku mogły okazać się istotne w dalszych poszukiwaniach.

Więc kim był Ferdynand Ossendowski, człowiek któremu według posiadanych informacji baron powierzył zadanie ukrycia bardzo dużego skarbu? Żeby odpowiedzieć na to pytanie należy cofnać się do początku historii w jaką wplątał się nasz rodak.

Jako postać niezwykle barwna i można z pewnością użyć tego słowa, awanturnicza Ossendowski był wszędzie, gdzie działo się coś ciekawego. Do momenty wybuchu rewolucji w Rosji mieszkał w Petersburgu, gdzie pełnił funkcję dyrektora Związku Przemysłowców Złota i Platyny oraz był redaktorem w kilku czasopismach. Z Petersburga przeniósł się na Syberię, tam w Omsku został wykładowcą na miejscowej uczelni, a także zaczął czynnie się udzielać w Tymczasowym Rządzie Kontrrewolucyjnym Admirała Kołczaka. Już wówczas prawdopodobnie zalazł za skórę rewolucjonistą, wystarczy wspomnieć, że po upadku rządu tymczasowego Ossendowski musiał szybko uciekać. Chciał dostać się do azjatyckich posiadłości brytyjskich. Droga wiodła przez Mongolię, którą pokonał korzystając z pomocy kozaków, stale czując na plecach oddech czerwonoarmistów.

Będąc w Mongolii kwestią czasu było spotkanie się dwóch silnych indywidualności jakimi byli Ossendowski i Ungern. Spotkanie z baronem Romanem von Ungern-Sternberg zaowocowało bliską współpracą, a czasem być może jakąś formą przyjaźni. O ile baron nie kwapił się do zawierania przyjaźni, a tym bardziej nie ufał nikomu, to w momencie gdy zbliżało się zagrożenie musiał zaryzykować. Mianował Ossendowskiego, nazwanego w oddziale Ungerna Profesorem, swoim doradcą politycznym. Ta nominacja była dobrze przemyślana i zaplanowana. Profesor znał biegle 7 języków, w tym chiński i mongolski, więc był dla barona znakomitym narzędziem do negocjacji i załatwiania spraw z zagranicznymi przedstawicielami.

Ossendowski już jako doradca barona von Ungern-Sternberg udał się z tajną misją do Pekinu, Japoni i do USA.

Nie jasne są dalsze losy zarówno podróży Ossendowskiego, jak i skarbu, który posiadał Ungern. W jakiś dziwny sposób cały zebrany majątek zniknął i nie pozostał żaden świadek jego ukrycia. Chodziły pogłoski, że jedynie Ossendowski zna miejsce ukrycia skarbu. A ten po latach spędzonych poza granicami wrócił na stałe do Polski gdzie zajął się pisarstwem.

Ossendowski prowadził własne archiwum, dostęp do niego posiadały nieliczne osoby. Prawdopodobnie po śmierci Profesora całe archiwum zostało zniszczone. Śmierć Ossendowskiego owiana jest również aurą tajemniczości. Będąc jeszcze w Mongoli, w jednej z wiosek, którą odwiedził wraz z baronem Romanem, udali się do lamy znanego z tego, że potrafił przepowiedzieć przyszłość. Zapytany o to kiedy umrą, lama odpowiedział Ungernowi, że ten zginie za 16 tygodni, natomiast Ossendowskiego przypomnij o niej sam baron. Przepowiednia była traktowana z rezerwą, jednak faktycznie po upływie tego czasu, złapany i osądzony baron Roman von Ungern-Sternberg został stracony przez rząd rewolucyjny.

A Ossendowski spokojnie żył i mieszkał w Polsce. Podczas wojny zamieszkał w majątku państwa Witaczków w Żółwinie. Tam, na początku 1945 r., podjechała limuzyna, z której wysiadł młody mężczyzna w oficerskim mundurze. Poprosił o widzenie z Ferdynandem Ossendowskim. Jakież było zdziwienie pisarza oraz domowników gdy młody oficer się przedstawił - Nazywam się baron von Ungern-Sternberg. Zamknęli się w pokoju i rozmwiali do późna. Oficer opuścił dworek niosąc w ręku egzemplarz Przez Kraj Ludzi, Zwierząt i Bogów. Na drugi dzień Ossendowski zmarł podobno na skutek poważnych dolegliwości żołądka.

Przez wiele lat mówiło się, że wyjaśnienie zagadki ukrycia skarbu jest zawarte w pierwszym wydaniu powieści Przez Kraj Ludzi, Zwierząt i Bogów. Być może dlatego Ossendowski podarował odwiedzającemu go oficerowi ten egzemplarz. Bynajmniej po dwóch tygodniach w Warszawie była już Armia Czerwona. Młody baron wyjechał, ślad po nim zaginął.

Rozesłałem posiadane informacje na skrzynki mailowe moich przyjaciół. Tym razem z pewnością to ja ich zaskocze szybkością i determinacją w działaniu - pomyślałem, uśmiechając się pod nosem. Przeanalizowałem ponownie posiadane informacje. Przecież ostatnie miejsce pobytu Ossendowskiego, musiało być również ostatnim miejscem zlokalizowania jego archiwum. A co jeśli informacje o zniszczeniu są tylko plotką, a zbiory dobrze zabezpieczone czekają na swojego odkrywcę?

Sięgnąłem po mapę, odnalazłem miejscowość i zacząłem przegladać okolice na mapie. Następnie sięgnąłem po zdjęcia lotnicze z tego rejonu. Wpatrywałem się w nie, a powieki stawały się coraz cięższe. Nawet nie pamiętam kiedy odpłynąłem na wersalkę.

foto: PExels





POLECAMY TAKŻE: