Trupia Górka
Pułkownik Semenow niechętnie oderwał piersiówkę od ust. Podrabiany gruziński koniak nie dorastał do pięt francuskim, do których był przyzwyczajony, ale wojna trwała już drugi rok i o oryginalny było coraz trudniej. A teraz się musiał napić, niezależnie od smaku alkoholu. Nie podobało mu się to, co działo się na prawym skrzydle jego krasnojarskiego pułku strzelców. Nie miał łączności z sąsiadującym, trzydziestym ósmym permskim, broniącym podejścia do miasteczka i linii kolejowej. Rozciągnął swój pułk wzdłuż niewielkiej rzeczki, za plecami miał las i pasmo wzgórz, kazał się żołnierzom okopać i czekał. Tymczasem i na prawym i na lewym skrzydle wrzała zaciekła walka. Lewym skrzydłem się nie martwił, tam bił się doborowy, sześćdziesiąty czwarty gwardyjski, prędzej padną na stos, jeden na drugiego, a nie opuszczą linii. A już na pewno Koralew, dowódca gwardyjskiego, kolega z roku z akademii wojskowej, nie zapomni o nim i w razie zmiany sytuacji przyśle łącznika. Za to na prawym było coraz gorzej, o ile mógł się zorientować z odgłosów bitwy podpułkownik hrabia Zakajew, dowódca pułku permskiego, miał poważne kłopoty. Najpierw artyleria austriacka przeniosła ogień z okopów na zaplecze, zapewne tyraliery wroga podeszły na tyle blisko do okopów trzydziestego ósmego, że bali się razić własnych żołnierzy. A teraz armaty zamilkły całkowicie, a co gorsza nie było też słychać serii z karabinów maszynowych. Możliwości były dwie: albo Austriacy przerwali atak i się wycofali albo przełamali front i teraz zajmowali miasteczko i wychodzili na tyły całej dywizji. A hrabia Zakajew uciekał razem ze swoim pułkiem, zapomniawszy o towarzyszach broni.
Już prawie godzinę temu Semenow wysłał patrol do nawiązania łączności i sprawdzenia sytuacji, teraz z daleka widział wracającego biegiem sierżanta Gajowa, który mozolnie wspinał się po zboczu doliny, wreszcie zdyszany dopadł miejsca postoju sztabu pułku.
-
Panie pułkowniku, melduję posłusznie, zadanie wykonano!
-
I co, mówcie, Gajow!
-
Doszliśmy aż do torów kolejowych, okopy puste, dużo zabitych i naszych i Austriaków.
-
Austriaków widzieliście?
-
Tak, panie pułkowniku! Są już w mieście, ich saperzy odbudowują przeprawę przez rzekę, a za rzeką stoi kawaleria i armaty.
I nagle odezwały się kaemy znad rzeki, to na jego odcinek ruszyło natarcie austriackie. Na razie chyba rozpoznawcze albo Austriacy próbują związać bojem jego jednostkę, żeby nie mógł dopomóc pułkowi permskiemu. Odwrót, trzeba wykonać odwrót! zostawić jeden batalion do osłony rzeki i od strony miasteczka, a z resztą pułku ruszać na wzgórza, umocnić się i czekać na posiłki. Za wszelką cenę nie stracić łączności z sześćdziesiątym czwartym. Jak dotrą posiłki trzeba będzie kontratakować, żeby odzyskać miasteczko. Semenow rozesłał gońców do swoich batalionów, do pułkownika Koralewa i do sztabu dywizji, a teraz obserwował krzątaninę ordynansów i pisarzy pułkowych ładujących pospiesznie na wozy dokumenty i skrzynie z wyposażeniem sztabu. Przez bukowy las ciągnęły plutony i kompanie jego krasnojarskich strzelców, wycofywali się szybko, ale zachowywali wzorowy porządek, chociaż Austriacy zorientowali się chyba w próbie oderwania się przeciwnika, bo nad lasem zaczęły rozrywać się ich szrapnele, zasypując go gradem ołowianych kulek. Wielkiej szkody to one nie narobią, choć kilku żołnierzy padło rannych, a pozostali musieli przeskakiwać od jednego do drugiego pnia grubych buków, dających przed nimi schronienie. Z wozami sztabowymi przez buczynę nie da rady, muszą jechać drogą wzdłuż skraju lasu. Semenow wskoczył na kozioł wozu taborowego i kolumna ruszyła...
*
-
Panie burmistrzu, przychodzę w sprawie Trupiej Górki. Tam jest stanowisko archeologiczne, cmentarzysko z wczesnego średniowiecza, a ostatnio zauważyłem, że przychodzą tam z wykrywaczami metalu i rozkopują łąkę.
-
No i?
-
Dobrze by było przeprowadzić tam badania ratownicze, przynajmniej na części obszaru, chociaż jakieś trzy-cztery ary należałoby przekopać, żeby mieć pewność co do datowania i zabezpieczyć najcenniejsze znaleziska.
-
A ile by to kosztowało?
-
To tak trudno ocenić, bo nie wiadomo ile będzie tych grobów, jak głęboko trzeba będzie kopać, ale myślę że około dwudziestu tysięcy.
-
Panie, co pan mi tu..., ja mam na głowie w gminie przedszkola, cztery szkoły, gimnazjum, mi głodne dzieci płaczą na stołówkach, matki do opieki społecznej przyprowadzają po pięcioro-sześcioro, żeby im na buty i zeszyty dać, a pan mi tu z jakimiś trupami. Mnie by na taczkach wywieźli, ksiądz by mnie z ambony wyklął, jakbym dwadzieścia tysięcy w błoto wyrzucił. Nie ma mowy!
-
To może postarać się o jakieś fundusze z zewnątrz, jakby gmina poparła muzeum, to mógłbym napisać wniosek do urzędu marszałkowskiego, może byśmy dostali.
-
No to, to co innego, ale dziś nic nie załatwimy, bo mam naradę, niech pan przemyśli sprawę i wpadnie do mnie za tydzień, pogadamy. No to, do widzenia!
-
Do widzenia, panie burmistrzu.
Burmistrz wstał zza biurka, otworzył drzwi do sąsiedniego gabinetu:
-
Jacku, wpadnij na chwilę do mnie! Słuchaj, był tu u mnie ten wariat z muzeum, no wiesz który, ten geolog czy jakoś tak... Jak to jest z zabytkami u nas?
-
To znaczy z czym, bo kościół i kapliczka nad stawem to...
-
Nie, nie o to chodzi, mówił mi o Trupiej Górce, że tam podobno ktoś coś wykopuje z wykrywaczami i tak dalej.
-
E tam, chłopaki sobie pokupowali sprzęt i szukają, syn leśniczego i ten młodszy od Siekierskiego – więcej piwa wypiją niż złota znajdą. Tylko że to niby zakazane.
-
Coś z tym trzeba zrobić, wiesz, on chciał dwadzieścia tysięcy na wykopaliska.
-
O, dużo! W budżecie nie planowaliśmy...
-
Wiem, wiem... ty, a jakby tak od Ciuraszki wziąć, robi remont basenu za półtora miliona, co to dla niego te dwadzieścia tysięcy, nawet nie zauważy, zrobi się aneks do umowy, trochę się mu obniży koszty, a pieniądze damy na muzeum, na wykopaliska, niech się od nas odczepi.
-
To się tak nie da, Ciuraszka przetarg wygrał, a taki aneks to podejrzany będzie, izba rozrachunkowa może się do nas przyczepić, a jak zaczną przy tym węszyć, to nie wiadomo co znajdą.
-
E, przecież robiliśmy nieraz aneksy...
-
Ale zwiększające koszty budowy, a nie obniżające! Takie obniżenie to się zaraz podejrzane wyda. Poza tym Ciuraszka już dał nam odstępne od całej kwoty przetargu, jak mu obetniemy to trzebaby część pieniędzy mu zwrócić.
-
No tak masz rację – od dwudziestu tysięcy te dziesięć procent to byłoby dwa tysiące, wyszłoby, że po tysiąc mamy oddać... No nic, nie martw się, jakoś to inaczej załatwię.
Burmistrz sięgnął po telefon.
- Z komendantem poproszę... Cześć, witam, co nowego? Słuchaj taką sprawę mam, był u mnie ten z muzeum, znasz go? … No, właśnie ten... podobno ktoś mu tam na Trupiej Górce, koło lasu, jak droga na Brzozówkę, jakieś stare groby rozkopuje.... A bo ja wiem, jak stare? Pewnie z tysiąc lat mają, no wiem, że to nie sprawa dla policji, tylko rozumiesz, jako gmina mam chronić zabytki, a pieniędzy na to nie mam, a ten może jakieś pismo do wojewody napisać i mnie za dupę wezmą. Jakby tak twoje chłopaki się tam pokręcili czasami, z radiowozem, na tej Trupiej Górce, żeby tych z wykrywaczami chociaż trochę przepłoszyć, co?... Aha, a to pismo, co złożyłeś odnośnie działki, to zaraz jutro załatwię, oczywiście, tak jak napisałeś, wieczysta dzierżawa po preferencyjnej stawce, załatwione masz! No to na razie!
Komendant nie był zachwycony. Na szczęście przypomniał sobie, że Stolnicki w tym tygodniu dwa razy spóźnił się do pracy... Kto by tu jeszcze? Aha, Pasternak zawalił wywiad środowiskowy w sprawie tych małolatów, którzy dwa kioski na osiedlu okradli i prokuratura odesłała papiery do uzupełnienia.
-
Zawołajcie mi tu Stolnickiego i Pasternaka, tylko szybko!
No zbyt inteligentni to oni nie są, ale chyba w sam raz do takiej roboty się nadają.
-
Pasternak, w tym tygodniu macie wolne w sobotę, tak? Planowaliście coś?
-
Z żoną chciałem do szwagra na imieniny jechać, do Wrocławia.
-
No to żona sama pojedzie, wy macie dodatkową służbę. Razem ze Stolnickim od rana wybierzecie się na Trupią Górkę, ktoś tam chodzi z wykrywaczem metali i rozkopuje jakieś groby.
-
Ale tam nie ma żadnych grobów, łąka i tyle...
-
Ja wam mówię, że są, nie dyskutować! Macie tam cały dzień pilnować i najlepiej by dla was było, żebyście się tym razem nie zbłaźnili, tylko czymś wykazali, bo inaczej z premią możecie się pożegnać. Odmaszerować!
*
Podejdę dzisiaj górą, przez las. Okopy nad rzeką tak rozryte już od dawna, że nawet głupiej łuski się nie znajdzie. W lesie też właściwie tylko kulki od szrapneli wychodzą. W zeszłym tygodniu nie było tak źle, bo trafiłem na miejscówkę, gdzie chyba Rosjanie porzucali część sprzętu, jak się wycofywali. Szli chyba od rzeki, ścigani przez Austriaków i jak zaczęły się ostrzejsze podejścia na stok wzgórza, to zostawiali to, co było za ciężkie. Wyszło spod wykrywacza kilka bagnetów, saperki, rozsypane naboje do mosina, sprzączki od plecaków, okucia skrzynek, bączki od czapek. Dzisiaj na razie pusto, wykrywacz popiskuje czasami, ale to wszystko nowe śmieci, tylko jedna łódka z nabojami się trafiła. Las się kończy, może spróbować wzdłuż drogi? Jak nie będzie nic z militarki, to może jakieś monetki się trafią, przy drogach zawsze tego pełno, chociaż oczywiście nie brakuje też gwoździ, ogniw łańcucha, podków, trzeba będzie na dyskryminacji szukać.
Też nic, poza śmieciami, nie chce mi się wracać do lasu, późno się robi, a dziś sobota, autobusy rzadziej jeżdżą, jak pójdę w kierunku Brzozówki, to mogę na przystanku z godzinę odstać, może raczej przejdę się w stronę miasta. Akurat po drodze jeszcze spróbuję na tej łączce, zejdę w dół z wykrywaczem, sprawdzę, czy są jakieś sygnały.
O, proszę! Jest i to bardzo ładny! Głęboko siedzi cholerstwo, ale sygnał po prostu śliczny, musi być coś większego i raczej z kolorowych metali, na żelastwo detektor by burczał w charakterystyczny sposób. Jest! Opłaciło się kopać, dziura pół metra głęboka, ale ta piersióweczka – rewelacja. Mosiężna, ze srebrną nakrętką i tabliczką z rosyjskim napisem. Tabliczka z dedykacją! „Pałkowniku Juriju Afanasewiczu Semenowu...”. Też chyba srebrna! No super! Wykrywacz do dołka, może jeszcze coś tam siedzi. Siedzi! Sygnał tak samo mocny jak wcześniej. No to bierzemy się do roboty! Saperka tylko śmiga, aż się chce robić, serce bije coraz szybciej …
-
Dzień dobry! Starszy posterunkowy Pasternak... co pan tu robi?
*
Konie, poganiane bezlitośnie przez woźniców, z mozołem ciągnęły po piaszczystej drodze ciężkie taborowe wozy. Byle szybciej, byle przejechać przez odsłonięty stok wzgórza, dotrzeć do kulminacji, tam już swoi, tam się okopiemy i będziemy się bronić. Austriacy ruszyli naprzód, zajęli miasteczko, ścigają pewnie pułk permski, ale w tę stronę się na razie nie posunęli. Pierwsza seria ścięła czołowy zaprzęg, kolejne poszarpały plandeki na wozach, strąciły z nich woźniców, poraniły konie, rozłupały deski wozów. Ci, co ocaleli, próbowali dobiec do zbawczej ściany lasu, ale strzelec obsługujący austriacki karabin maszynowy umieszczony na kościelnej wieży w miasteczku był bezlitosny – krótkimi seriami ścinał ich kolejno, reagował na każdy ruch, byli doskonale widoczni na odsłoniętej łące. Pułkownik Semenow rzucił się na ziemię zaraz po pierwszych strzałach, teraz częściowo osłaniał go wóz, ale nie mógł się poruszyć nie narażając się na postrzał. Coś grzmotnęło o ziemię, to sierżant Gajow zrzucił z wozu ciężką, okutą skrzynię z pułkową kasą, pieczęcią i najważniejszymi dokumentami. Próbował ją dźwignąć, ale seria, która przeszła mu nad głową rzuciła go na ziemię. Usiłował się czołgać w stronę lasu, a raczej pełznął, ciągnąc za sobą skrzynię. Semenow pociągnął łyk z piersiówki, przeżegnał się zamaszyście i skoczył by mu pomóc, zakurzyło się wokół nich od kul kaemu, przypadli do ziemi. Semenow podniósł głowę – tyraliera austriacka rozciągała się właśnie u podnóża wzniesienia, za chwilę ruszą naprzód, by ogarnąć rozstrzelany tabor.
-
Gajow, nie damy rady z tą skrzynią, trzeba zostawić...
-
Panie pułkowniku, melduję posłusznie, tam pieczęć i pieniądze na żołd dla całego pułku!
-
Do lasu nie damy rady, dawaj ją tu, do leja!
Austriacki granat wyrwał w piaszczystej ziemi sporą dziurę, rzucili skrzynię na dno, Gajow bagnetem wyciął kilka kawałków darni, pułkownik obsypywał ją piaskiem nabierając go gołymi dłońmi, na szczęście wóz osłaniał ich przed wzrokiem strzelca z kościelnej wieży. Tyraliera była coraz bliżej. Wygramolili się z leja, pułkownik rzucił okiem, wyglądało to całkiem nieźle, nic nie widać, nie powinni znaleźć. A teraz do lasu, jak najszybciej. Gajow poderwał się pierwszy, dostał dwie kule w plecy, nisko, na wysokości nerek, nie przeżyje, nie ma szans. Pułkownik Semenow powoli odwrócił się, Austriacy byli już tylko o kilkanaście metrów, mierzyli do niego z manlicherów, teraz karabin maszynowy już nie będzie strzelał, tamci są za blisko. Podniósł się, rozłożył ręce, żeby im pokazać, że nie ma broni. Podchodzili coraz bliżej, poczuł że musi się napić, teraz, natychmiast. Sięgnął po piersiówkę, chyba zbyt gwałtownie, bo jeden z nich nacisnął spust. Piersiówka wysunęła się z martwiejącej dłoni.
*
Dobrowolnie poddałem się karze. Za te naboje od mosina prokurator zagroził mi niezłym wyrokiem: pół roku w zawieszeniu na dwa lata. Posterunkowy Pasternak tak się przejął swoją rolą, że w raporcie zrobił ze mnie terrorystę. Uratowała mnie piersiówka, spodobała się prokuratorowi, obiecałem mu, że nie będę się dopytywał, co się z nią stało. Dał mi dwa tysiące grzywny z możliwością zamiany na areszt lub prace społecznie użyteczne. Wybrałem to drugie i burmistrz skierował mnie na dwa tygodnie, razem z jakimiś dwoma obszczymurkami, do pracy na wykopaliskach. Kopaliśmy na tej Trupiej Górce. Archeolog tutejszy całkiem sympatyczny, w wykopach znaleźliśmy kilkanaście szkieletów, ale fanty przy nich niezbyt ciekawe, jakieś paciorki, nożyk żelazny, krzyżyk z brązu. Dał mi się namówić na odkopanie tego namierzonego przeze mnie miejsca, tylko z góry zapowiedział, że cokolwiek tam znajdziemy, to i tak pójdzie do muzeum, bo znalezione w trakcie regularnych wykopalisk, za zgodą konserwatora wojewódzkiego.
*
-
Cześć, nie przeszkadzam? Jest taka pilna sprawa...
-
No co tam?
-
Podpisz warunki zabudowy terenu dla Ciuraszki, dla mnie i jeszcze jednego znajomego. Przyniosłem papiery.
-
Co ty, za budowę się bierzesz?
-
A wiesz, trochę kasy wpadło, Ciuraszka swoje zarobił przy tym basenie i chciałbym jakąś większą chatę postawić, gdzieś za miastem, przy lesie, żeby trochę spokoju mieć.
-
No to trzeba było i mnie powiedzieć, działkę jakąś macie na oku?
-
Mamy, na Trupiej Górce, bardzo tanio kupiliśmy.
-
A, tam gdzie to cmentarzysko było...
-
No właśnie.
-
No to naprawdę szkoda, że nie powiedzieliście nic. A ten wasz trzeci znajomy to kto?
-
Też go znasz, kierownik muzeum...
POLECAMY TAKŻE: