Kategorie

Urlop 2006









Już tak bywa w życiu że szukamy daleko tego co bywa bardzo blisko. Wyjeżdżamy na urlopy nad morze lub w góry. Tymczasem najbliższa okolica oferuje nam znacznie więcej. Mój urlop w 2006 roku zapowiadał się smutno i samotnie. Zawsze z przyjaciółmi wsiadaliśmy na rowery i w Polskę. Tak zwiedzilismy Wybrzeże, Mazury, Jurę Krakowsko-Częstochowską i okolicę Czorsztyna.



W tym roku z rożnych powodów nam się nie udało. Nie chciałem siedzieć w domu.Każdy kto włóczy się rowerem zna zapewnie to uczucie gdy robi się cieplej. Wsiąść na rower i jechać gdziekolwiek.Wreszcie odetchnąć pełną piersią... Przypomniałem sobie że niedaleko od mojego domu w czasie II wojny światowej Niemcy urządzili poligon artyleryjski. Krążą o tym miejscu niesamowite opowieści.Sieć bunkrów połączonych podziemnymi przejściami. Podobno otoczeni w bunkrach Niemcy uciekli na stację kolejową i zwiali pociągiem. Podobno istnieje bunkier tak duży że w czasie nalotów wjeżdzano do niego ciężarówkami....


Nigdy wcześniej się tam nie wybrałem. Szybka decyzja i na rower bo jeśli nie teraz to kiedy ?.Być może już nigdy... 10 kilometrów na liczniku i skręcam z asfaltu w polna drogę. W kierunku lasu.Lasu którego w czasie wojny tu nie było.

Droga robi się coraz bardziej piaszczysta.Już nie da się jechać. Dalej jest coraz gorzej. Nogi zapadają się w piachu po kostki. Rower trzeba pchać... Wreszcie las, ale droga wcale nie lepsza. Dostrzegam ścieżkę i skręcam. Tu przynajmniej da się jechać. Niestety ścieżka wkrótce biegnie pod górę a pod suchą ściółką suchy piach. Co chwilę zatrzymuję się i rozglądam. Dostrzegam coś koloru betonu. Skręcam i błąd bo już wyobraźnia podpowiada że to bunkier. A to tylko wierzchołek piaszczystego pagórka. Ze zmęczenia zatrzymuję się coraz częściej. Na szczycie kolejnego wzniesienia oglądam się nieco do tyłu i wreszczie jest. Wypalony słońcem betonowy prostokątny kształt. Boki porośnięte mchem i zaimpregnowane smołą. Czas na sesję fotograficzną. Jest i wejście malowniczo zarośnięte łopianem. Wchodzę. Krótkie warknięcie i ze środka wybiega pies. Na szczęście ucieka w las. Ciekawe kto się bardziej przestraszył ? Wchodzę ale ostrożniej. Pod nogami plączą się resztki wiadra. Wchodzę i "Ciemność widzę ciemność" No cóż następnym razem trzeba zabrać latarkę. Ale od czego aparat fotograficzny ? Dźwięk lampy błyskowej w pustym pomieszczeniu słychać jak wystrzał. Czas się zbierać i szukam następnego bunkra .Zmęczenie gdzieś zniknęło. Pcham rower dalej.

Przeczucie mnie nie myli. Ścieżka doprowadza mnie do następnego bunkra.Jest wysadzony i jest wspaniałym obiektem do zdjęć. Wysadzili go żołnierze Armii Czerwonej w roku 1976 albo 1981. Stacjonowali w tym lesie jako dodatkowe siły na wypadek gdyby Polacy nie poradzili sobie sami w Radomiu. Z ich pobytem wiąże się inna historia. Przyjeżdżali do wsi po zaopatrzenie. Jeden z żołnierzy poprosił ekspedientkę o spiczki i został źle zrozumiany. Z pięści oberwał, ale represje po tym incydencie już nie były śmieszne... Robi się ciemno - czas wracać. Po wyjściu z lasu okazuje się, że to dopiero późne popołudnie. Po drodze skręcam do mojej babci. Czas lepiej się przygotować do następnej wyprawy. Czas na wywiad z babcią.

Starsza schorowana kobieta - kiedy znów zaczyna narzekać na zdrowie - pytam jak tu było w czasie wojny. Babcia się ożywia i zapomina o bólu. Opowiada o wysiedleniu,testach niemieckiej artylerii na ich opuszczonych domach. Przymusowej pracy w kuchni niemieckich koszar. Opowiada jak wraz z innymi mieszkańcami podkradała się pod druty obozu jenieckiego. Przerzucali za druty jedzenie jeńcom radzieckim. Niemcy strzelali i szczuli psami. Do dziś ma ślady psich kłów na nogach. W nagrodę za zakończenie pracy przy bunkrach Rosjanie zostali w 1944 roku rozstrzelani i pochowani nad rzeką. Wiosną 1945 roku gdy trupy niemieckich żołnierzy zaczęły rozmarzać i cuchnać okoliczna ludność pochowała ich obok Rosjan... Historia zatoczyła koło. Czas wracać do domu. Następny dzień i następny - upragniony od wielu dni deszcz. Nici z wyjazdu ale czas pogrzebać w internecie i zebrać ekwipunek. W internecie udaje mi się znaleźć zdjęcia lotnicze tego terenu.

Po dokładnej analizie widać parę podejrzanych obiektów. Określam odległości i azymuty - dość już łażenia na ślepo po lesie. Wreszcie pogoda - choć jeszcze pochmurno i zimno w domu wysiedzieć nie sposób.Tym razem trafiam bezbłędnie - jest bunkier ! Podchodzę bliżej - ręce i nogi się uginają - jeden wielki śmietnik. Do środka nawet nie próbuję wchodzić.Kilka fotek i ruszam dalej. Sprawdzam następny namiar wg mapy i staję na wprost wielkiego krzaku dzikiej róży. Sprawdzam jeszcze raz mapę i wskazania licznika. Wychodzi że bunkier jest 3 do 5 metrów przedemną. Schylam się rozgarniam trochę krzaki i widać troche dalej beton. Wciskam się w krzak róży i docieram do ściany bunkra. Po ścianie idę dalej. W krótkich spodenkach do jazdy rowerem w starciu z dziką różą raczej jestem bez szans ale to teraz nieważne...Idę dalej wzdłuż ściany bunkra i ... wychodzę z krzaka. Z drugiej strony bunkier nie jest tak zarośnięty... Navigare necesse est ale są prostsze drogi... Jest i wejście. Powoli i ostrożnie wchodzę i wypatruję ewentualnego strażnika. Strażnik jest, a nawet kilku. Pod stropem spore gniazdo os. Ostrożnie wchodzę dalej. Miłe zaskoczenie - w bunkrze jasno i czysto. Ściany pomalowane na biało. Ciekawe czy to jeszcze oryginalna farba ? Na podłodze żadnych śmieci tylko trochę gruzu i zeschłych liści.

Sesję fotograficzną przerywa szczypiący ból. Osy wkroczyły jednak do akcji ! Czas uciekać. Ręka i kark puchną coraz bardziej - czas do domu. Po kilku dniach udaje mi się znów wyjechać mimo lamentów rodziny. Zupełnie niespodziewanie znajduję 5 już bunkier i docieram do 6. Jest jak dotychczas największy 18.5 metra długości i 6.5 szerokości. Pomiary pewnie mało dokładne bo taśma się zwija w najmniej spodziewanym momencie kalecząc palce. Ten bunkier jest kluczowym obiektem tego kompleksu. Zainstalowano w nim wyciągarkę do holowania celów i przez szczelinę obserwowano celność i skutki ostrzału. Holowano cele równolegle do bunkra w odległości 25 i 100 metrów. Widać to bardzo wyraźnie bo na ziemi przeoranej pociskami do dziś roślinność jest bardzo uboga. Wyciągarka musiała być potężna bo jedna ze ścian bunkra została zamurowana dopiero po instalacji urządzeń. Szabrownikom jednak udało się ją wynieść zwykłym wejściem. O ile w pozostałych bunkrach mogło spać czterech żołnierzy to w tym mogło spać co najmniej 8, a o ile zwisające ze stropu płaskowniki również służyły do mocowania to 16. Spano na standartowych niemieckich noszach mocowanych do ściany. Składano w stronę ściany gdy nie były używane.

Bunkier straszliwie zaśmiecony. Wewnątrz palono opony, ściany pokryte grubą warstwą sadzy.Nawet latarka wiele nie pomogła. Na podłodze pełno śmieci i kręgów drutu ze spalonych opon.Łatwo się przewrócić co też niezwłocznie uczyniłem... Powrót do babci i tam przywrócenie się do stanu jako takiej wyglądalności. Powrót do domu na szczęście przed godziną policyjną jaką wyznaczyła mi rodzinka. Gorące przyrzeczenie sobie - nigdy więcej samotnie tam nie pojadę.

Następne dni - deszcz i szukanie partnera. Udało się - w piątek robimy zlot gwiaździsty u mnie i jedziemy we czworo !!! Piątek - pogoda wyśmienita - niestety nie możemy jechać - sprawy rodzinnne. Sobota - jedziemy. Pogoda do południa dobra, potem zbiera się na burzę. Chowamy się do bunkra. Burza tak gwałtowna że nawet żaba chowa się z nami. Pioruny biją blisko - wystarczy zamknać oczy i pomyśleć że to ostrzał artyleryjski. Zaczynamy dyskusję o tym co już wiemy, a czego jeszcze nie. Żaba patrzy się na nas z niezwykle mądrym wyrazem pyszczka. Szkoda że nie umie mówić - w końcu to jej teren. Powoli odwraca się od nas i kieruje do wyjścia. Tylko ona zauważyła że deszcz przestał padać. Rześkie powietrze dodaje sił więc szybko docieramy do głównego bunkra. Udaje mi się namówić na wejście do środka. Światło pod nogi i krok do przodu, światło na strop i głowa do przodu. Gaśnie latarka. Na szczęście to tylko żarówka. Wymieniam po ciemku i wracamy. Mamy tylko jedną latarkę i już tylko jedną żarówkę. Nie warto ryzykować...

Nie dotarliśmy nawet do połowy długości bunkra... Rozjeżdżamy się do domów - niektórzy mają ponad 30 km do przejechania. Wracam jak zwykle sam. Ponieważ jest jeszcze widno wracam inną drogą przez pola. Według informacji od babci są tam 2 bunkry.

Droga błotnista i pełna głębokich kałuż - nie da się jechać. Nic nie znalazłem. Niedziela - ostatni dzień urlopu. Od jutra koniec wylegiwania się w łóżku do południa. Smutny to dzień choć pogoda piękna. Jadę po raz ostatni w tym roku. Las pełen samochodów i grzybiarzy. Miałem zrobić pomiary bunkra innego typu ale rezygnuję. Za dużo ludzi z komórkami i świerzbiącymi paluchami. Jeden telefon "uprzejmie donoszę" i będę się musiał głupio tłumaczyć. W końcu lasy według niektórych dziennikarzy pełne są poszukiwaczy niewypałów. Zbierają i sprzedają, a Bin Laden płaci szczodrze...

Grzybów sporo, zaczynam zbierać. Nie wiem czego pilnować - grzybów, roweru czy drogi. Pochylony prawie uderzam głową w bunkier. Niestety ten znalazłem już wcześniej. Stoi na wzgórzu. W czasie wczorajszej burzy woda spływała w dół i zebrała się w wielką kałużę. Dziś kałuży już nie ma - zamiast niej dół szerokosci 0,5 i długości 1,5 metra. Ziemia zapadła się w tym miejscu co najmniej o 30 cm. Wyobraźnia podpowiada że to jest podziemne przejście. Ale dziś już tego nie sprawdzę. Słońce coraz niżej i w promieniach zachodzącego słońca dostrzegam jeszcze jeden bunkier. Pięknie omszały i dostojny. Standartowe wymiary 5,50 na 8,50 i około 3 metrów wysokości. Piękne omszałe i nieuszkodzone schodki. Wnęka na domofon albo raczej bunkrofon w innym miejscu niż zwykle. Po prostu piękny. Powrót inną dłuzszą drogą by zatrzymać się na przykościelnym cmentarzu przy mogile jeńców radzieckich. Chwila zadumy i czas podsumować.

Znalazłem 7 bunkrów z 13 lub 17 jakie są na tym terenie. Ponad 300 wykonanych zdjęć.. Niesamowite chwile i dużo szczęścia bo skończyło sie szczęśliwie. Tylko kilka ran ciętych i szarpanych do kolekcji. Na pewno tu jeszcze wrócę i mam nadzieję że nie sam. Na wiele pytań dotyczących tego poligonu udało mi się znaleźć odpowiedzi. Ale powstało mnóstwo innych po analizie zdjęć i map. Czasem odpowiedź bywa prozaiczna i nie taka jak byśmy sobie życzyli.

Ale warto szukać.Zawsze !

 

Grzegorz Bieniek

 

Praca zgłoszona w konkursie Wortalu Poszukiwaczy Skarbów www.poszukiwania.pl



foto: zack8681