W poszukiwaniu Jaskini Lodowej
Czy to możliwe, aby na Pogórzu Kaczawskim znajdowało się miejsce, w którym nigdy, nawet w upalne letnie dni temperatura nie przekracza 0° C?
Jak podają przedwojenne źródła, takie miejsce znajdowało się (a może nadal jest?) na zboczu Łysanki – góry położonej między Biegoszowem a Kondratowem. Dziś działa tam kamieniołom bazaltu „Krzeniów”, jednak jeszcze przed 1945r. miejsce to często było odwiedzane przez turystów.
Otto z termometrem
Jaskinię lodową pod Łysanką najdokładniej opisał w 1895 roku Otto Krieg w miesięczniku turystycznym „Wanderer im Riesengebirge”. Według niego znajdowała się na południowo – zachodnim zboczu Łysanki pośród głazów, na skraju rumowiska bazaltowego. Jej wielkość nie była zbyt imponująca, bowiem szerokość jak również głębokość nie przekraczały 2 metrów. Jednak warunki panujące w jej wnętrzu sprawiały, że była obiektem budzącym duże zainteresowanie. Aby dowieść słuszności miana jaskini lodowej, autor opracowania dokonał pomiarów temperatury. Było to latem, 21 lipca 1895r. Temperatura na zewnątrz wynosiła wtedy +24°C natomiast na dnie jamy tylko +0,6°C. Gdy odsunął kilka bloków bazaltowych spotkało go miłe zaskoczenie, bowiem pod nimi ujrzał bryłki lodu!
Lodówka z piwem
Czym mogło być spowodowane utrzymywanie się niskiej temperatury przez okrągły rok? Według prof. Piotra Migonia – Kierownika Zakładu Geomorfologii Uniwersytetu Wrocławskiego, który również poszukiwał pieczary pod Łysanką, jaskinie lodowe stałą obecność lodu zawdzięczają specyficznemu ukształtowaniu wnętrza. Zazwyczaj ich ściany opadają w dół, co pozwala na tworzenie się zastoisk chłodnego powietrza, które jako cięższe zawsze gromadzi się niżej. Także chłodzone przez okres zimy skalne ściany działają jak lodówka i izolują wnętrze przed ciepłem z zewnątrz. Dodatkowo u podnóża Łysanki biły tzw. zimne źródła. Podobno mieszkańcy pobliskich wiosek dobrze znali jaskinię. Nie przeprowadzali skomplikowanych badań, nie zastanawiali się zbytnio nad genezą tego zjawiska. Potrafili oni jednak wykorzystać tą naturalną lodówkę dla swoich potrzeb. Rolnicy z wiosek Hundorf (po wojnie przemianowany na Biegoszów) oraz Konradswaldau (dziś jest to spokojny Kondratów) w czasie prac polowych chłodzili w jaskini jedzenie i piwo. Jak widać, także przed wojną ówcześni mieszkańcy naszych ziem potrafili docenić walory mocno schłodzonego złocistego napoju.
Organy diabła
Czy jaskinia lodowa jeszcze istnieje? Ekipa Betonetu postanowiła sprawdzić wiarygodność źródeł historycznych i zbadać miejsce jej domniemanego położenia. Rankiem 28 listopada ze Złotoryi wyruszyło dwóch młodych badaczy - amatorów. Kierunek: południe, cel: odnalezienie jaskini lodowej, drużyna: Adam Babiak – miłośnik wędkarstwa, lasu i wszystkiego, co wiąże się z przyrodą oraz Jacek Kozieł – autor niniejszego artykułu, także nie stroniący od wędrówki i przygód na łonie natury. Aby nie wzbudzać zbytniego zainteresowania, trasa wędrówki przebiegała z dala od siedzib ludzkich. Po ciężkiej przeprawie przez nasiąknięte deszczem pola i łąki docieramy do podnóża Diablaka. Chwilę po przekroczeniu granicy lasu, naszym oczom ukazują się ściany skalne, wysokie na kilkanaście a długie na kilkadziesiąt metrów. Po dokładniejszym zbadaniu terenu dochodzimy do wniosku, że niegdyś mieścił się tu kamieniołom piaskowca. Gdzieniegdzie znajdujemy nawet zarośnięte chaszczami ruiny zabudowań. Idąc kilkaset metrów przez las, znów natrafiamy na skałę. Strzelista bazaltowa formacja na szczycie Diablaka, kształtem przypominające trochę organy, robi niesamowite wrażenie. Teraz już wiemy, dlaczego góra ma swą nazwę z piekła rodem. Nawet bazalt, który niegdyś przecież był gorącą magmą, pochodzi z najgłębszych głębin ziemi. Niewątpliwie jest to niezbity dowód na piekielny rodowód tego miejsca. W pewnym momencie natrafiamy na niewielkie wgłębienie szerokości około 5m, a wysokie oraz głębokie na 2m. A może to jest pozostałość jaskini lodowej? Dotykamy dłońmi skały. Nie wyczuwamy wyjątkowego zimna a ze szczelin nawet skapuje woda. Czyżby Otto Krieg w swym opisie położenia jaskini pomylił ze sobą dwie góry? Trudno w tej chwili cokolwiek stwierdzić, bowiem zaczyna doskwierać nam głód. Na miejsce posiłku wybieramy szczyt Diablaka. Rozciągający się piękny widok na Góry Kaczawskie a także odczuwalny trud wędrówki sprawia, że chleb z serem smakuje jakby trochę lepiej.!?
Jest szansa!
Nie możemy zbyt długo odpoczywać, ponieważ o tej porze roku dzień jest wyjątkowo krótki. Szkoda czasu, ruszamy w drogę. Kilkadziesiąt minut przeprawy przez las i docieramy w końcu do miejsca, gdzie według opisu ma się znajdować jaskinia lodowa. Jednak tu spotyka nas niemiłe rozczarowanie: cały teren pokryty jest hałdą odpadów z kamieniołomu. Zastanawiamy się, czy nasz cel także zniknął pod zwałami gruzu, czy może jest ukryty głębiej w lesie. Nie mamy możliwości dokładniejszego zbadania terenu, bowiem jego większość jest własnością kamieniołomu. Poza tym szybko zapadający mrok zmusza nas do obrania azymutu na Złotoryję. W pewnym momencie między drzewami natrafiamy na dziwne obiekty. W świetle latarek ukazują nam się przysypane z wierzchu ziemią, jakby piwnice. Budowle wykonane są z bloków piaskowca, mają około 5 m długości. Można w nich swobodnie przemieszczać się na stojąco. W jednej z nich ktoś nawet urządził sobie kryjówkę. Świadczy o tym stara kanapa i porozrzucane gdzieniegdzie śmieci. Czas nagli a na dworze noc. Teraz już bez odpoczynku idziemy do Złotoryi. Gdy po powrocie do domu przejrzeliśmy stare mapy, uświadomiliśmy sobie, jak bardzo duży obszar pozostawiliśmy niezbadany. Poza tym okazało się, że piaskowcowe piwnice były prawdopodobnie częścią młyna wodnego, znajdującego się niegdyś nad potokiem Wilcza.
Czy ktoś widział?
Jaskini lodowej nie znaleźliśmy. Jednak niewykluczone, że ten niezwykły obiekt jest gdzieś ukryty między głazami i drzewami u podnóża Łysanki. Jej ponowne odkrycie byłoby sensacyjnym wydarzeniem i na pewno stałaby się atrakcją turystyczną, bowiem w całej polskiej części Sudetów nie znaleziono jeszcze miejsca o podobnych właściwościach. W zlokalizowaniu obiektu nieocenioną rolę mogą odegrać mieszkańcy pobliskich wiosek. Oni najlepiej znają swoje tereny i jeśli jaskinia jeszcze istnieje, to na pewno jest też człowiek, który zna jej położenie.
82-letni Stanisław Lichoń mieszka w Kondratowie najdłużej. Przybył tu, gdy wieś nie została jeszcze do końca wyzwolona. Wspomina z tamtego okresu, że w lasach jeszcze przez dwa miesiące po oficjalnym zakończeniu wojny trwały zacięte walki a dookoła leżały ciała zabitych żołnierzy. Gdy wojska hitlerowskie zaczęły się wycofywać przed nacierającą Armią Czerwoną, wtedy we wsi pojawiło się sześć samochodów załadowanych skrzyniami. Tajemniczy bagaż został rozładowany a samochody natychmiast umieszczono w stodołach, które następnie podpalono dla zatarcia śladów. Rodzi się podejrzenie, że ładunek ukryto w poszukiwanej przez nas jaskini, po czym zawalono otwór wejściowy.
Tu wydawać by się mogło, że dalsze poszukiwania nie mają sensu. Jednak okolice Kondratowa są terenem trudnym do zbadania. Podczas naszych wędrówek na pewno wiele miejsc pominęliśmy. Są obszary praktycznie niedostępne z powodu rumowisk skalnych lub powalonych drzew. Czasem też gęste krzewy uniemożliwiają przejście. Wierzymy, że ktoś w przyszłości, idąc przez las natknie się na niszę skalną wypełnioną lodem. Wtedy odzyskamy jaskinię lodową.
Będziemy wdzięczni za kontakt z nami tych Państwa, którzy znają położenie jaskini, lub posiadających jakąkolwiek wiedzę na jej temat. Zapraszamy również na nasze relacje z kaczawskich wędrówek.
Tekst: Jackus
Fot: Dodek, JackusArtykuł pochodzi z serwisu Betonet - serdecznie zapraszam