Żydowski skarb
Dzień I
Ledwie włączył się budzik w telefonie, Michał od razu poderwał się i wyciszył nieprzyjemny dźwięk. Szósta rano. Umył się, ubrał i spakował plecak. Wykrywacz, saperka, pojemnik na wymarzone łuski, woda, kanapki – chyba o niczym nie zapomniał.Doświadczenie nauczyło go, że lepiej zadzwonić do Darka, bo prawdopodobieństwo że nie zareagował na dzwoniący budzik jest dość duże. Nie mylił się – w słuchawce telefonu najpierw usłyszał tragiczny jęk, a potem bełkot, z którego wynikało, że przerwał kuzynowi twardy, jak zwykle, sen. Po chwili Darek zorientował się, że ktoś do niego dzwoni i oprzytomniał.
- Dlaczego mnie budzisz? – zapytał z wielkim ubolewaniem w głosie.
- Umawialiśmy się dzisiaj na poszukiwania w lesie, pamiętasz? – zdenerwował się Michał.
- Zapomniałem… może to przełożymy? – jękną Darek.
- Są wakacje i bardzo ładna pogoda. Wstawaj i nie marudź!
- No dobra, za pół godziny do ciebie przyjadę – powiedział i rozłączył się.
Może nie pójdzie dalej spać – pomyślał Michał.
Zszedł do piwnicy aby wyciągnąć rower lecz jak zwykle okazało się, że w kołach jest mało powietrza. Po napompowaniu wyczyścił go jeszcze i był gotowy do drogi.
Wyszedł przed blok i usiadł na ławce, oczekując na kuzyna.
- No, jesteś wreszcie – powiedział po kilku minutach czekania.
- Mam nadzieję, że coś znajdziemy, bo nie chciałbym aby moje poranne wstawanie poszło na marne – mrukną Darek.
- Zobaczymy. Masz wszystko?
- Jedzenie, pice, saperka – wyliczył.
- No to jedziemy.
* * *
Do lasu dojechali około ósmej. Od „wejścia” ciągnęła się ledwo widoczna droga. Po jej prawej stronie można było dojrzeć okop, który przez pewien czas biegł zaraz przy drodze, potem jednak odbijał dalej w prawo. Gdzieniegdzie można było ujrzeć charakterystyczne leje po wybuchach bomb.
- Gdzie teraz? – zapytał Darek.
- Pojedziemy kawałek tą drogą, potem poprowadzimy rowery na prawo od drogi i tam w jakimś okopie zaczniemy szukać.
- A nie lepiej tutaj, zaraz przy wejściu? W razie czego można będzie szybko się zwinąć…
- Lepiej pójść trochę w głąb lasu, wtedy jest mniejsze ryzyko że ktoś nas zobaczy – odpowiedział Michał.
- Nawet jeśli, to nikt nam raczej nic nie zrobi, a jakby się komuś zachciało dzwonić po leśniczego, czy coś, to zanim tu dotrze my się ulotnimy…
- Generalnie to tak, ale po co narażać się na problemy? Jak będziemy przy wejściu, to ktoś kto przyjdzie do lasu od razu się na nas natknie, a jak będziemy dalej, to ryzyko jest o wiele mniejsze więc będziemy mogli spokojnie robić swoje – przekonywał go Michał.
- No dobra, niech będzie.
Jadąc Michał wypatrzył w ściółce przy drodze kozaka, ale nie przybyli dziś na grzyby więc z westchnieniem pojechali dalej.
- Tutaj chyba będzie dobrze – Darek wskazał ręką okop.
- Może być, w takim razie trzeba się rozpakować – zadecydował Michał.
- Co zrobimy z rowerami? Spinamy razem kłódką? – zastanawiał się jego kuzyn.
- Hm, wydaje mi się, że lepiej nie. Prawdopodobieństwo, że ktoś będzie próbował w środku lasu ukraść nam rowery nie jest duże, a w razie kłopotów będzie można szybko uciekać. Poza tym, będziemy cały czas obserwować czy ktoś się nie zbliża, a gdy dany kawałek okopu przeszukamy i trzeba będzie iść dalej to rowery się przesunie.
- Dobra – zgodził się Darek.
Michał wyciągnął z plecaka pudełko z wykrywaczem i zaczął go składać. Po chwili detektor metali był złożony.
- Wiesz jak to obsługiwać? – zapytał Darek.
- W instrukcji pisali, że wystarczy włączyć i wybrać z menu tryb pracy. Ustawie na wszystkie rodzaje metali, w końcu jesteśmy pierwszy raz, więc nie ma co wybrzydzać…
- Żeby nie było, że przez cały dzień nic nie znajdziemy bo źle ustawiłeś – ostrzegł Darek.
- Powinno być dobrze.
Michał wszedł do okopu, włączył wykrywacz, ustawił odpowiedni tryb i zaczął się powoli przesuwać. Po przeczesaniu pierwszych 10 metrów okupu coś słabo zapiszczało.
- Albo mamy nieprawdopodobne szczęście i znajdziemy coś sensownego, albo to zwykłe zakłócenie – powiedział Michał.
- Sygnał jest bardzo słaby, więc pewnie to coś jest głęboko?
- Chyba tak, ale jeśli w ogóle coś tam jest, to myślę, że nie głębiej jak na 50 centymetrach.
Wzięli saperki, odgarnęli ściółkę leśną w wyznaczonym miejscu i zaczęli zdejmować małe warstwy ziemi. Cały czas uważnie patrzyli na wybieraną ziemię, aby nie przeoczyć niczego.
Po dobrych kilku minutach kopania Darek wziął wykrywacz i przejechał raz jeszcze nad wykopanym dołem. Tym razem zapiszczało mocniej.
- Chyba jednak coś tam jest, bo sygnał jest mocniejszy – zauważył Darek.
- Wkopaliśmy się może na 20 centymetrów. Przyniosę metr i sprawdzimy.
Michał poszedł do swojego plecaka i grzebał w nim przez chwilę.
- Cholera - zaklął – Chyba zapomniałem go spakować.
- Poczekaj, może w plecaku znajdę zwykłą linijkę, w roku szkolnym chodziłem z nim do szkoły – przypomniał sobie Darek.
Po chwili buszowania w plecaku znalazł.
- Wprawdzie to tylko dziesięć centymetrów, ale powinno wystarczyć.
- Lepsze to niż nic – mruknął Michał.
Darek nachylił się nad dziurą i zmierzył.
- Około dwadzieścia trzy centymetry – stwierdził.
- Sygnał nie jest specjalnie mocny, więc trzeba będzie jeszcze trochę pokopać.
Przez dłuższy czas ostrożnie usuwali kolejne warstwy ziemi, aż nagle coś lekko zgrzytnęło w otarciu o saperkę Darka.
- Pewnie kamień – powątpiewał.
- Przeszukajmy delikatnie palcami tę rozkopaną ziemię, może coś tu jest – powiedział Michał.
Po chwili Michał na coś trafił.
- O, łuska! I to jaka duża! – ucieszył się.
- Ma około 8 centymetrów długości – zmierzył Darek.
- Schowam do pojemnika, a ty sprawdź wykrywaczem czy czegoś jeszcze nie ma w tym miejscu.
Michał schował łuskę i wrócił do kuzyna.
- I jak?
- Zobacz, coś tu jeszcze jest, sygnał jest dość mocny – powiedział Darek.
- W takim razie dalej zdejmujmy bardzo cienkie warstwy ziemi.
Zaraz potem okazało się, że znaleźli kolejną łuskę.
- Taki sam kaliber, tylko tę dopadła trochę korozja – mówił Michał.
- I pocisk w niej został – zauważył kuzyn.
-Spory, około 5 centymetrów.
- Może w środku zostało trochę prochu? – powiedział z nadzieją w głosie Darek.
- No nie wiem, ten pocisk ledwo się trzyma, pordzewiałe to. Zresztą, nawet jeśli proch tam nadal siedzi, to po tylu latach w wilgotnej ziemi pewnie będzie do niczego – powątpiewał Michał.
- Zobaczymy, może jednak będzie dobry.
Michał włożył starannie znalezisko do pojemnika, a Darek wziął wykrywacz i przejechał nad dołem.
- Nadal piszczy - ucieszył się.
- Dobra, to ostrożnie wybieramy dalej – powiedział podekscytowany Michał.
Wykopali jeszcze pięć łusek, wszystkie tego samego kalibru i w podobnym stanie lecz niestety bez pocisków.
- Ktoś tu musiał obsługiwać jakiś konkretny karabin maszynowy, skoro były tu te łuski – zauważył Darek.
- Na nasze szczęście – uśmiechnął się Michał.
Przeleciał wykrywaczem nad dziurą, lecz nic już nie zapiszczało. Zasypali i starannie przykryli ściółką miejsce eksploatacji.
- Ja przestawię rowery i plecaki, pójdę się odlać a ty weź wykrywacz i badaj okop stąd na zachód – zaproponował Michał.
- Dobra. Zachód jest tam? – powiedział niepewnie wskazując ręką kierunek.
- Tak.
Darek powoli przeczesywał okop, kiedy zobaczył nadchodzącego w ich stronę gościa. Facet wyglądał na około 40 lat. Był ubrany w jakiś stary, wyświechtany strój moro.
- Pewnie leśniczy, a może tylko grzybiarz? – pomyślał.
Tak czy siak trzeba było się zwijać. Zaczął pośpiesznie składać wykrywacz lecz facet przyśpieszył kroku i zaraz znalazł się przy nim.
- Co tu robicie? – zagadnął w przyjazny sposób.
- My? Grzyby zbieramy - odpowiedział ostrożnie Darek.
Tymczasem Michał zakradał się od tyłu do nieproszonego gościa trzymając w rękach sporą lagę.
- Szukacie skarbów? – uśmiechnął się gość – Jestem leśniczym, ale spokojnie, nic wam z mojej strony nie grozi.
Odetchnęli z ulgą i Michał odłożył śmiercionośny kawał drewna.
- Znaleźliśmy kilka łusek, dość duże – Michał pokazał leśniczemu znalezisko.
- No, ładne. Prawdopodobnie kaliber 12,7x99mm – ocenił leśniczy.
- Zostawiamy po sobie prządek. Zakopujemy każdy wykopany dołek, przysypujemy liśćmi, nie zostawiamy śmieci – zapewniał Darek.
- W porządku. Tutaj w lesie są zgliszcza dawnej leśniczówki. Ponoć w czasie wojny ukrywała się tam rodzina Żydów. Jeśli chcecie, mogę wam pokazać gdzie to jest – zaproponował.
- Chętnie zbadamy to miejsce – ucieszył się Michał.
- No to chodźcie, to jest kawałek stad.
Szli jakieś 15 minut najpierw na zachód, a potem lekko na północ. W końcu trafili na niewielką polanę w lesie, obok której znajdował się spory strumyk. Nie było tu żadnego budynku, ale widać było w pewnym miejscu przegniłe fragmenty desek.
- Możecie sobie tutaj kopać dowoli, nikt nie powinien wam przeszkadzać. Traficie stąd do wyjścia? – zapytał leśniczy.
- Tak, dziękujemy – powiedział Michał.
- No to życzę owocnych poszukiwań.
- Do widzenia – pożegnali się.
Leśniczy poszedł raźnym krokiem na południe.
- Zgłodniałem. Robimy przerwę na posiłek? – zaproponował Darek.
- Dobry pomysł.
Wyciągnęli kanapki i ze smakiem zajadli.
- Ciekawe, z tego co czytałem to Żydzi często byli majętni, więc może i ci mieli jakieś oszczędności ukryte w tym domu? – powiedział Michał.
- Możliwe, ale nawet jeśli, to ktoś już tu pewnie buszował przed nami – ostudził go kuzyn.
- Pewnie tak, ale warto by dokładnie przeszukać całą tą polanę.
- Właściwie to miejsce nadaje się świetnie na obóz. Teren jest płaski, więc można rozbić namiot. Zaraz obok płynie spory strumyk, więc i woda jest – zauważył Darek.
- Dobry pomysł. Rozbilibyśmy obóz i można by było posiedzieć tu kilka dni – wyraźnie ucieszył się Michał.
- Niedaleko we wsi jest sklep, więc można by było od czasu do czasu wybrać się po coś do jedzenia.
- Teraz jest już późne popołudnie, więc może zakończymy na dzisiaj a jutro przyjedziemy z rana i rozbijemy tu obóz? – zaproponował Michał.
- Zgoda.
Wydostanie się z lasu zajęło im jakieś 20 minut, potem dojechali do miasta i każdy pojechał do swojego domu wypocząć po przyjemnym, aczkolwiek pracowitym dniu.
Dzień II
Następnego dnia spotkali się z Michałem pod jego blokiem o godzinie szóstej rano.
- Cześć – powiedział Michał.
- Cześć. Strasznie ciężki jest ten namiot, nie wiem jak my tam z nim dojedziemy.
- Jak się zmęczysz to daj znać, zmienimy się i ja go wezmę. Nie było problemów? – zapytał Michał.
- Matka ględziła, żebyśmy uważali bo w nocy z całą pewnością napadną na nas zwierzęta albo miejscowi – powiedział zażenowany Darek.
- Moja też cos ględziła, ale zignorowałem i jest git – uśmiechnął się Michał.
- Dobra, to jedziemy?
- Jedziemy.
* * *
Dojechanie do lasu z ciężkim namiotem okazało się trochę męczące, tym bardziej, że pod koniec trzeba było jechać z ze trzy kilometry stromo pod górę.
Ostatecznie dotarcie na miejsce zajęło im prawie godzinę czasu.
- Nareszcie! Myślałem, że nigdy tu nie dotrzemy – powiedział zasapany Michał.
- Chyba poczekamy trochę z rozbijaniem namiotu, bo obecnie trawa na polanie jest mokra od rosy – zauważył Darek.
- Tak, a w międzyczasie zjemy śniadanie.
Wyciągnęli kanapki i powoli zjedli. Słońce wyszło wyżej na niebo i zaczęło silniej grzać.
- Dobra, trawa wyschła, można się brać do roboty – powiedział Michał.
- Zgoda.
Rozbicie namiotu zajęło im jakieś pół godziny.
- Spory ten namiot, nie wiem jakim cudem zmieścił się do plecaka – podziwiał Michał.
Namiot posiadał dwa pomieszczenia. Jedno w stylu przedpokoju, a drugie pełniące rolę sypialni.
- Miałem mniejszy, ale ten wziąłem ze względu na możliwość schowania rowerów do przedpokoju na noc – powiedział Darek.
- Ciekawe, czy uda nam się złożyć z go z powrotem do plecaka – zastanawiał się Michał.
- Pewnie będą problemy, ale jakoś damy radę.
- Teraz trzeba zagospodarować gdzieś miejsce na ognisko.
- Ja wykopię dół, a ty idź poszukaj drewna – powiedział Darek.
- Dobra.
Jako że byli w lesie, znalezienie sporej ilości odpowiednich patyków i kłód okazało się łatwym zajęciem i szybko się z tym uwinął.
- No, to obóz gotowy – powiedział Michał.
- Chyba o czymś nie pomyśleliśmy. Co jeśli pod naszym obozem będzie coś w ziemi siedziało? Trzeba przeszukać całą polanę… - martwił się Darek.
- Jak przeszukamy całą resztę, to obóz się przesunie.
- Dobra, to gdzie zaczynamy? – zapytał Darek.
- Może od miejsca, w którym prawdopodobnie stała chatka?
- Zgoda.
Darek wziął wykrywacz i zaczął powoli przeszukiwać teren. Michał w tym czasie układał ognisko, aby było gotowe na wieczór.
- Coś jest! – zawołał Darek.
Michał wziął saperki i przybiegł do kuzyna.
- Zobacz, sygnał jest całkiem mocny – powiedział Darek.
- No to kopiemy.
Tu grunt był twardszy niż w lesie, dlatego szło im to wolniej.
Po pewnym czasie coś zgrzytnęło pod saperką Michała. Jak się okazało, była to łyżka.
Ucieszony Michał schował ją do specjalnego pudełka i przejechał w tym miejscu jeszcze raz wykrywaczem. Już nic tam nie było, więc zakopali dołek i sprawdzali teren dalej.
Jakiś metr na prawo od ostatniego odkrycia wykrywacz znowu coś znalazł. Po wkopaniu się na jakieś trzydzieści centymetrów znaleźli metalowy kubek.
Dalsze poszukiwania na przypuszczalnym terenie starej leśniczówki pozwoliły im na znalezienie kilku metalowych sztućców, metalowego talerza, pordzewiałej siekiery, trochę skorodowanych gwoździ i prętów. Wszystko to odnajdywali na podobnych głębokościach, od dwudziestu do trzydziestu pięciu centymetrów.
Pod wieczór pozbierali trochę drewna, aby ognisko mogło się palić przez dłuższą część nocy, rozpalili ogień i smażyli kiełbaski.
- W sumie to nie są jakieś skarby, ale i tak jestem zadowolony, że cokolwiek znaleźliśmy – powiedział Michał.
- Jutro przeszukamy resztę polany, może coś jeszcze znajdziemy – powiedział z nadzieją w głosie Darek.
Gdy zjedli, dołożyli zdrowo do ogniska, schowali rowery do namiotu i poszli spać.
* * *
W nocy Michała obudził jakiś szelest. Zauważył, że ognisko już przygasało. Wydawało mu się, że po polanie ktoś chodzi.
Może… może to jakiś miejscowy przyszedł kraść? A może tylko jestem przewrażliwiony? – pomyślał.
Wyjął z plecaka nowiutką siekierkę i po cichutku zakradł się do wyjścia namiotu. Ostrożnie rozsunął zamek i zobaczył w ciemnościach sylwetkę jakiejś osoby pośpiesznie oddalającej się z polany.
Co ktoś mógł robić w środku nocy, w lesie, przy obozowisku dwóch poszukiwaczy skarbów? – zastanawiał się.
Popatrzył na zegarek – była godzina druga. Czuł, że nieprędko zaśnie, więc dołożył do ogniska i usiadł przy nim, nie zapominając o siekierze.
Gdy tak siedział i słuchał odgłosów lasu, to każdy szum liści wydawał mu się złowieszczy.
Wreszcie zmęczenie wzięło nad nim górę i zasnął przed namiotem.
Dzień III
Darek wstał rano i widząc, że nie ma w namiocie kuzyna wyszedł na zewnątrz. Ku jego zdziwieniu Michał spał na ziemi obok ogniska, dzierżąc w rękach sporą siekierkę.
Dbając o swoje własne bezpieczeństwo odsunął się na pewną odległość .
- Michał? – zawołał.
Ku przerażeniu Darka jego kuzyn poderwał się natychmiast z ziemi z siekierą w ręce i zawył.
Darek odskoczył i zaczął się ostrożnie oddalać.
- Co ci jest? – zapytał.
Michał rozglądnął się zdezorientowany.
- Gdzie oni są?! – zawył ponownie Michał.
- Kto?
- Niemcy!
- Jacy Niemcy? Co ty bredzisz? – dziwił sie Darek.
- Ci, którzy na nas napadli!
- Nikt na nas nie napadał, uspokój się.
Michał ponownie się rozglądnął i ciężko westchnął.
- Musiało mi się przyśnić – powiedział.
- Opowiedz.
- Siedziałem sobie w nocy przy ognisku i przysnąłem. W pewnym momencie obudziły mnie jakieś głosy. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że ktoś buszuje w namiocie. Wpadłem do środka z siekierą i zobaczyłem dwóch esesmanów. Dobierali się do plecaka, w którym miałem schowany wykrywacz. Wściekłem się i zacząłem ich rąbać na oślep siekierą. Gdy było pewne, że nikt i nic już ich nie poskłada do kupy, wybiegłem na zewnątrz, żeby sprawdzić czy nie ma ich więcej. Zobaczyłem mała grupkę uciekającą kłusem do lasu i chciałem się rzucić w pościg za nimi. Wtedy ty mnie obudziłeś.
- Kurde, ty to masz sny. Mnie się za to śniło, że odkryliśmy w lesie starą kopalnię złota, obfitą nadal w złoża oczywiście i byliśmy obrzydliwie bogaci – przypomniał sobie cudowny sen Darek. – A jak to się stało, że spałeś w nocy przed namiotem?
- Obudził mnie w nocy około drugiej jakiś dźwięk, więc wyszedłem na zewnątrz z siekierą i zobaczyłem kogoś oddalającego się pośpiesznie z polany. I to nie był sen – zastrzegł. – Potem nie miałem ochoty spać, więc dołożyłem do ogniska i usiadłem przy nim. W pewnym momencie musiałem przysnąć.
- Kurde, to mamy problem – zmartwił się Darek.
- Trzeba będzie na noc ustalić warty, na przykład po dwie lub trzy godziny i pilnować obozowiska – powiedział poważnie Michał.
- Eh, to sobie nie pośpimy. No trudno.
- To i tak się dobrze składa, bo ognisko wtedy jak nakryłem nieproszonego gościa już dogasało. Trzeba utrzymać ogień całą noc, będzie odstraszał zwierzęta.
- Dobra. A czego mógł od nas chcieć ten gość? – zapytał Darek.
- Nie wiem. Jeśli by odrzucić, że mógł być gwałcicielem lub seryjnym mordercą, to zostaje nam dość prawdopodobna opcja, ze przyszedł kraść.
- A może to był nasz leśniczy?
- Raczej nie. Intruz miał sylwetkę dość szczupłą i był wysoki, przy czym nasz myśliwy jest raczej gruby i dość niski.
- Miejmy nadzieję, że go spłoszyłeś na dobre i więcej tu nie przyjdzie.
- Zobaczymy, warty i tak się ustawi.
- Trzeba skoczyć do sklepu po coś do jedzenia na dzisiaj – powiedział Darek.
- Kto pojedzie?
- Raczej ty, lepiej znasz okolicę.
- Dobra, to ja pojadę, a ty możesz wziąć wykrywacz i sprawdzać tamten róg polany – wskazał ręką.
- Zgoda – powiedział Darek.
Michał wziął plecak i poprowadził rower przez las do starego, ale przejezdnego traktu. Po drodze spotkał leśniczego.
- Dzień dobry – powiedział Michał.
- Dobry. To wy rozbiliście obóz tam na polanie? – zapytał leśniczy.
- Tak, to my.
- Uważajcie z ogniskiem, żeby lasu nie spalić – ostrzegł.
- Oczywiście uważamy. Nie przechodził Pan czasem w nocy około godziny drugiej w okolicach polany? - chciał się upewnić Michał.
- Nie – zdziwił się leśniczy. – A co, widzieliście tam kogoś?
- Tak, w nocy ktoś się tam kręcił, ale jak wyszedłem z namiotu żeby to sprawdzić to uciekł – opowiedział Michał.
- Uważajcie. Nikt normalny nie chodzi w nocy po lesie.
- Dziękuję za radę. Do widzenia – pożegnał się Michał.
- Do widzenia.
Michał wsiadł na rower i pojechał do wsi. Nie trwało to specjalnie długo, bo prawie cały czas jechał stromą drogą w dół.
W sklepie kupił cztery laski kiełbasy, kilka bułek i dwulitrową butlę mrożonej herbaty.
Powrót do obozowiska był znacznie trudniejszy niż dojazd do sklepu. Teraz przez cały czas musiał jechać pod górę i strasznie się zmęczył.
- I jak? – zapytał kuzyna gdy przybył na polanę.
- W kilku miejscach coś jest. Pozaznaczałem patykami, żeby bez ciebie nie kopać – powiedział Darek.
- Dobrze. Ja kupiłem kiełbasę, bułki i herbatę. Zjemy teraz śniadanie? – zapytał Michał.
- Tak. Potem sprawdzimy to, co pozaznaczałem.
Zjedli po pół laski kiełbasy i wzięli się do pracy.
Darek zaznaczył sześć miejsc, w każdym z nich coś znaleźli. Skorodowane gwoździe, nieduże fragmenty jakichś blach i całkiem spory nóż. Jego ostrze miało dwadzieścia centymetrów długości, rękojeść dziesięć. Niestety, był mocno pordzewiały i nie dało się dopatrzeć na nim jakichkolwiek symboli. Wszystko znajdywali na podobnych głębokościach – w granicach trzydziestu centymetrów.
- No, to zostały nam jeszcze dwa fragmenty polany, włączając ten, na którym jest rozbity namiot – powiedział Michał.
- To ja pójdę pozbierać drewno, a ty sprawdź ten ostatni wolny fragment – zaproponował Darek.
- Dobra.
Michał wziął wykrywacz i powoli przeczesywał teren. W pewnym momencie wykrywacz bardzo cichutko zapiszczał. Michał pobiegł i wziął z torby specjalne słuchawki.
Na słuchawkach było słychać wyraźniej, ale też bardzo słabo. Michał przesunął na boki od tego miejsca wykrywaczem i sygnał prawie cały czas był taki sam.
- Darek! – zawołał podekscytowany Michał.
Kuzyn przybiegł po chwili.
- Co jest? – zapytał.
- Coś tu jest! I to chyba coś dużego i całkiem głęboko! Weź wykrywacz i zobacz –powiedział Michał.
Darek wziął wykrywacz i we wszystkie strony przeleciał nad całkiem dużym kawałkiem terenu. Sygnał był na powierzchni dobrego metra kwadratowego.
- Chyba rzeczywiście coś tam siedzi. Zaznaczmy ten teren linką dookoła i kopmy – powiedział Darek.
Michał wziął z plecaka sznurek a darek poszukał patyków. Wbili patyki dookoła terenu przyszłych wykopalisk i opletli sznurkiem.
- Skoro to coś jest głęboko, to może górną warstwę skopiemy zwyczajnie, nie babrając się w cienkie zdejmowanie warstw? – zapytał Darek.
- Dobra, ale gdzieś tak na trzydziestu centymetrach się sprawdzi wykrywaczem jak mocny jest sygnał.
Kopali tak, aby utrzymywać cały czas równomierną głębokości na powierzchni całego wyznaczonego terenu.
Wreszcie byli dość głęboko i Michał sprawdził sygnał. Był mocniejszy, ale nadal obiekt był dość głęboko.
- Kopiemy dalej – powiedział.
W pewnym momencie saperka Darka uderzyła głucho w jakich obiekt.
- Co to? – zdziwił się.
- Spróbuj odgarnąć – powiedział Michał.
Kuzyn ostrożnie zdjął ziemię i ich oczom ukazał się ciemny kawałek drewna. Zaraz potem ziemia z całego wykopu zsypała się gdzieś na dół i w jej miejscu ziała wielka dziura.
- Podziemna jama? – dziwił się darek.
- Ta belka wygląda jak strop. Może to jakiś podziemny bunkier w stylu ziemianki? – domyślił się Michał.
- No nie wiem, może. Zejdźmy na dół.
- Pójdę po latarkę.
Michał wrócił po chwili ze sporą latarką. Darek już był w dole.
- I jak? – zapytał Michał.
- Zejdź na dół, zobaczysz.
Michał wskoczył i miękko wylądował na rozkopanej ziemi.
- Całkiem spore pomieszczenie – podziwiał.
Bunkier miał jakieś dwa metry szerokości, pięć metrów długości i z dwa wysokości.
Michał poświecił po kątach i zauważył, że na podłodze walają się różne przedmioty.
Puszki, butelki, łopata, siekiera, jakieś zgniłe fragmenty desek. W jednym z kątów pomieszczenia znajdowało się coś, co przypominało posłanie. Zgniłe fragmenty desek na podłodze, a na nich fragmenty jakiejś tkaniny.
- Tam pewnie było jakieś wejście – powiedział Darek, wskazując na zasypaną cześć pomieszczenia.
- Trzeba zebrać te wszystkie przedmioty, które się tutaj walają, potem sprawdzić jeszcze całość tego pomieszczenia wykrywaczem i ewentualnie spróbować odkopać tę zawaloną ścianę, która prawdopodobnie prowadziła do wyjścia - powiedział Michał.
- Mam nadzieję, że to się na nas nie zawali – martwił się Darek.
- Tyle wytrzymało, to może wytrzyma jeszcze trochę.
- Obyś miał rację.
- Trzeba pójść po pojemnik na te wszystkie znaleziska, ale najpierw trzeba jakoś stad wyjść – powiedział Michał.
- Zróbmy dziury w tej ścianie, dzięki nim będzie można się wspiąć – wymyślił Darek.
Tak też zrobili. Ściana była wysoka, do sufitu były dwa metry, sam sufit był jeszcze gruby na przynajmniej sześćdziesiąt centymetrów, toteż nie łatwo było się wspiąć, ale jakoś im się udało.
- Weź wykrywacz i sprawdzaj dno bunkra od strony tego zawalonego wejścia, a ja wezmę pojemnik i pozbieram to co tam znaleźliśmy – powiedział Michał.
- Dobra.
Michał zebrał wszystko do pojemnika, łopatę tam znalezioną wziął luzem i odłożył to wszystko do namiotu.
Tymczasem Darek sprawdzał właśnie podłoże pod wylotem dziury, którą wchodzili do bunkra.
- Coś jest! – zawołał Darek.
Michał od razu przybiegł, biorąc ze sobą saperki.
- Coś jest zakopane pod podłożem, i to płytko, bo sygnał jest bardzo mocny – powiedział Darek.
- W takim razie ostrożnie kopiemy.
Zaledwie piętnaście centymetrów pod podłożem saperka ze zgrzytem uderzyła w jakiś duży obiekt. Odgarnęli ziemię i okazało się, że w ziemi jest zakopana spora metalowa skrzynia.
- O kurde, nareszcie coś sensownego – podekscytował się Michał.
- Okopmy ją dookoła i spróbujemy wyciągnąć – zaproponował Darek.
- Zgoda, tylko trzeba uważać, żeby jej nie porysować.
Okopanie skrzyni zajęło im chwilę i wreszcie mogli ją zobaczyć w całości.
Była dość duża, miała około metra długości, pół metra szerokości i czterdzieści centymetrów wysokości.
- Jakaś porządna ta skrzynia, w ogóle nie pordzewiała - zauważył Michał.
- Popatrz, po bokach są uchwyty. Spróbujmy ją wyciągnąć.
Złapali oboje za uchwyty i pociągnęli. Skrzynia okazała się strasznie ciężka, ledwo ją wyjęli z dołu.
- Co takiego w niej jest, że jest tak cholernie ciężka? - wydyszał Darek.
- Nie wiem, ale będzie problem z wytarganiem jej na górę – powiedział Michał.
- Proponuję zrobić teraz przerwę obiadową. Zjemy i pomyślimy co dalej – zaproponował Darek.
- Dobra, tylko trzeba się umyć w strumieniu, bo jesteśmy cali uwaleni ziemią.
Strumyk płyną zaraz obok polany. Był całkiem głęboki, woda w nim sięgała do kolan. Była lodowata, jak na strumień przystało. Nabrali jej trochę do pustych butelek, bo pić im się chciało a potem umyli się starannie.
Było bardzo gorąco, dlatego obaj wypili duszkiem dobry litr lodowatej wody co ich natychmiastowo orzeźwiło.
Na obiad mieli to samo co na śniadanie, czyli kiełbasę, bułki i herbatę.
- Wymyśliłeś jakiś sposób na wyciagnięcie tej skrzyni z bunkra? – zapytał Darek po posiłku.
- W zasadzie to wymyśliłem jeden sposób, tylko że potrzebowalibyśmy do tego długiego przynajmniej na pięć metrów sznura. I musiał by być oczywiście mocny.
- A co to za sposób?
- Ścięlibyśmy jakieś nieduże drzewo lub gałąź i położylibyśmy nad otworem. Przez nią by się przerzuciło linę. Na dole jeden koniec liny byśmy przywiązali do skrzyni, a za drugi koniec ktoś by ciągnął. W ten sposób unieślibyśmy skrzynię do samej góry, skąd druga osoba by ją przeciągnęła na ziemię.
- Pomysł dobry, tylko skąd weźmiemy tę linę? - zastanawiał się Darek.
- To może zrobimy tak – ty pojedziesz do domu i weźmiesz ze sobą linkę holowniczą, a ja zatem czas przesunę obozowisko w inne miejsce i sprawdzę teren pod nim.
- Dlaczego ja?
- Bo ja rano pojechałem po zakupy – wyszczerzył zęby Michał.
- Eh, dobra.
- Tylko się pośpiesz, bo jak przyjedziesz za późno to w lesie będzie ciemno i nie znajdziesz obozowiska.
Darek wziął rower i pojechał.
Przesunięcie obozowiska było zajęciem męczącym. Trzeba było wynieść wszystkie rzeczy z namiotu, złożyć go i odnowa rozłożyć w innym miejscu. Zajęło to Michałowi ponad godzinę czasu, łącznie z wykopaniem nowego dołka na ognisko.
Kuzyna nadal nie było, więc Michał uznał, że pozbiera za ten czas drewno. Tym razem musiało być go o wiele więcej, bo ogień zamierzali podtrzymywać do samego rana.
Kiedy sterta drewna była zadowalająco duża, było już późne popołudnie.
Michał wziął wykrywacz i przeczesał teren pod dawnym obozowiskiem. W kilku miejscach wykrywacz coś znalazł, więc pozaznaczał je patykami.
Zaczynało się już trochę ściemniać, więc Michał zadzwonił do kuzyna.
- Gdzie jesteś? – zapytał.
- Już jadę. Będę za około dwadzieścia minut – powiedział Darek i rozłączył się.
Jako że robiło się już późno Michał nie brał się już do kopania. Dozbierał jeszcze patyków i zaczął układać ognisko.
Po około pół godziny pojawił się zadyszany kuzyn.
- Dlaczego tak długo? – zapytał Michał.
- Jak zjeżdżałem z Kruhelu to na samym dole strzeliła mi dętka i musiałem przez całą drogę prowadzić rower. Dobrze, że miałem zapasową dętkę w domu, to szybko zmieniłem i mogłem jechać z powrotem. – powiedział Darek.
- Masz linę?
- Tak, mam. To lina holownicza, więc powinna być wytrzymała.
- Już jest późno, więc dzisiaj nie będziemy nic więcej robić. Dokończę układać ognisko, rozpalimy je i zjemy kolację.
- Widzę, że znalazłeś coś na miejscu starego obozowiska – wskazał powbijane patyki.
- Tak. Jutro się sprawdzi co to, a potem weźmiemy się za dźwig do naszej skrzyni .
- Po ile ustalamy warty? – zapytał Darek.
- Wydaje mi się, że po dwie i pół godziny będzie w sam raz.
- Dobra. Kto pierwszy?
- Ja mogę być pierwszy.
- Zgoda.
Rozpalili ognisko i usmażyli kiełbaski. Zjedli ze smakiem, popili herbatą. Siedzieli jeszcze trochę przy ognisku, aż się całkowicie ściemniło. Darek w pewnym momencie był już bardzo zmęczony i położył się spać.
Michał został przy ognisku, razem z siekierką. Dokładał co jakiś czas do ognia. Noc była lekko chłodna. Ognisko przyjemnie grzało. Czuł się bardzo dobrze. Dzicz, natura, cisza i spokój, trzask ogniska i cichutkie odgłosy lasu w tle. Z daleka od ludzi. To lubił.
Nie chciało mu się zbytnio spać, chociaż był zmęczony, dlatego siedział przy ognisku dłużej niż przewidywał to ustalony czas warty.
Po prawie czterech godzinach siedzenia przy ognisku zaczęły mu się zamykać oczy, toteż obudził kuzyna i sam położył się spać.
Zmienili się w nocy jeszcze parę razy. Nikt ich nie niepokoił. Nie pojawił się ponownie tajemniczy gość, który zaszczycił ich swoją obecnością poprzedniej nocy.
Dzień IV
Następnego dnia młodzi poszukiwacze skarbów byli niewyspani.
Jako że Darek wracając wczoraj z liną kupił po drodze prowiant na dzień następny, nikt nie musiał z samego rana fatygować się do sklepu we wiosce.
Na śniadanie zjedli kilka drożdżówek, a na obiad i kolację mieli tak jak poprzednio kiełbasę.
- Od czego zaczniemy? Od skrzyni czy od tych miejsc które wczoraj zaznaczyłeś? – zapytał Darek.
- Skrzynię zostawmy sobie na koniec. Teraz sprawdźmy te miejsca na polanie – powiedział Michał.
Udało im się znaleźć metalowy kubek, gwoździe, jakiś pręt, dwie puszki i kilka fragmentów blach. Zajęło im to sporo czasu, ponieważ musieli zdejmować bardzo cienkie warstwy ziemi.
Michał schował znaleziska do specjalnego pojemnika i wreszcie mogli zająć się skrzynią.
- Ja pójdę poszukać jakiegoś odpowiedniego drzewa do naszego dźwigu, a ty zamocuj do skrzyni linę – powiedział Michał i poszedł do lasu.
Darek zszedł z liną do bunkra. Podszedł do skrzyni i zastanawiał się, jak najlepiej zamocować linę. Ostatecznie przepuścił linę przez oba uchwyty i zrobił węzeł. Coś tam go kiedyś uczyli w harcerstwie o węzłach. Miał nadzieję, że dobrze pamięta.
Po chwili doszło go stukanie siekiery. Postanowił pójść i zobaczyć, jak idzie kuzynowi. Znalazł go niedaleko obozu.
Michał rąbał gałąź sporego drzewa.
- Może cię zmienić? – zaproponował po chwili Darek.
- Dzięki – powiedział Michał.
Niedługo gałąź się złamała i zaciągnęli ją do obozu.
Następnie oczyścili ją z wystających gałązek i większych sęków.
Kiedy kłoda była gotowa, położyli ją nad wejściem do bunkra i przerzucili przez nią linę.
- Ja zostanę na dole i będę ciągną za linę, a gdy skrzynia będzie już na samej górze to spróbuj ją zaciągnąć na ziemię. Tylko tak, aby nie spadła mi na głowę – poprosił Michał.
Zadanie okazało się trudniejsze niż przypuszczali. Skrzynia byłą ciężka, a lina po kłodzie nie chciała się zbyt dobrze przesuwać.
- I co teraz? – zapytał Michał.
- Nie wiem. Może zedrzyjmy korę w miejscu gdzie ma być lina. Samo drewno powinno być w miarę śliskie – wymyślił Darek.
- Dobry pomysł.
Rzeczywiście, sposób ten podziałał. Teraz lina pracowała bez najmniejszego problemu.
Z wielkim wysiłkiem Michał próbował unieść skrzynię lecz nie szło mu to za dobrze.
- Cholernie ciężkie – powiedział zadyszany Michał.
- Zejdę na dół i spróbujemy razem.
We dwóch jakoś unieśli skrzynię.
- Puszczę linę a ty mi powiesz, czy dasz radę ją utrzymać przez chwilę w górze – powiedział Michał.
Darek pokiwał głową i zawiesił się całym ciężarem na linie. Kiedy Michał puścił linę, kuzyn poczuł straszne obciążenie ale jakoś utrzymywał pozycję.
Michał wyszedł z bunkra i próbował wyciągnąć skrzynię na ziemię. Po kilku próbach udało mu się.
Kuzyn ledwo wspiął się po ścianie, aby wyjść z bunkra, tak go bolały ręce od tej liny.
- Bierzemy skrzynię przed namiot – powiedział Michał.
Złapali i ledwo ją donieśli na miejsce.
- Co tam jest, że aż tyle waży?! – dziwił się Darek.
- Nie wiem. Teraz trzeba będzie ustalić, co zrobimy z tą skrzynią. Popatrz, ma jakiś zamek – powiedział Michał.
Darek spróbował pociągnąć wieko skrzyni lecz ani drgnęło.
- Może spróbujemy jakoś wyłamać ten zamek? - zaproponował Darek.
- Nie mamy za bardzo czym. Chyba zadzwonię do ojca i poproszę, żeby przyjechał pod las samochodem, to zaniesiemy mu te skrzynię. Potem spakujemy się i pojedziemy do mnie do garażu, tam spróbujemy ją otworzyć.
- W sumie to nie mamy innego wyjścia, ta skrzynia jest bardzo ciężka – powiedział Darek.
Ze złożeniem namiotu oczywiście był problem. Nie chciał wejść z powrotem do plecaka, lecz gdy został w niego brutalnie wdeptany ostatecznie plecak dał się zamknąć.
Skrzynię schowali w krzakach obok obozu, a sami wraz z rowerami i ekwipunkiem poszli przed las.
Gdy przyjechał tato Michała zostawili sprzęt i wrócili się po skrzynię.
Pół godziny targali ją do wyjścia z lasu.
Zapakowali skrzynię do bagażnika i tato Michała odjechał.
Powrót okazał się o wiele łatwiejszy niż dojazd do lasu, ponieważ dużą część trasy mieli z górki.
* * *
Gdy dojechali do garażu ojciec Michała już tam na nich czekał.
- Nie mam łomu. Trzeba będzie przeciąć gumówką - powiedział.
Tak też zrobili. Po chwili zamek nie stanowił problemu.
- No to otwieramy – powiedział Michał i podniósł klapę.
Ich oczom ukazał się nieprawdopodobny widok. Cała skrzynia była wypełniona po brzegi złotymi monetami.
Michał pierwszy otrząsną się z wrażenia i sięgną po jedną z nich.
Z jednej strony posiadała wizerunek jakiejś kobiety i napisy po rosyjsku. Z drugiej zaś strony widniał dwugłowy orzeł i data – 1757. Orzeł posiadał trzy korony – po jednej na każdej głowie i jeszcze jedną większą, powyżej głów, na środku. Orzeł dzierżył w szponach berło i carskie jabłko z krzyżem. Niewątpliwie był to herb Cesarstwa Rosyjskiego.
- Ruble – powiedział ojciec Michała.
- Jak dzielimy? – zapytał Darek.
- Sześć do czterech dla mnie – powiedział Michał.
- Dlaczego?
- Bo to mój wyrywacz i ja zorganizowałem wyprawę. Poza tym, jeśli one są naprawdę złote, to zaledwie kilka monet będzie tyle warte, że kupisz dobry samochód – zapewniał Michał.
- No dobra. Tylko co teraz z tym zrobimy?
- Trzeba to oddać do jakiegoś muzeum. Jest wtedy nagroda, w postaci iluś-tam procent od wartości znaleziska. Ale ja i tak bym zostawił sobie trochę monet – powiedział tata Michała.
- Ile? – zapytał Michał.
- A tak ze dwadzieścia sztuk…
Michał uśmiechnął się szeroko.
- No to zostawimy sobie trochę, a resztę oddamy – powiedział.
Michał Burdziak