Kategorie

Wykrywacz metali Armand Inspector


Na wstępie zaznaczam, iż nie mam nic wspólnego z firmą ARMAND a poniższy opis wynika jedynie z chęci podzielenia się spostrzeżeniami z innymi poszukiwaczami, robię to za darmo - czyli bez przyjęcia za poniższe wypociny korzyści majątkowych.

Wykrywacz metali INSPECTOR produkowany przez firmę ARMAND jest statycznym wykrywaczem typu VLF nie posiadającym dyskryminacji. Z założenia jest przeznaczony dla początkujących poszukiwaczy, ewentualnie dla osób, dla których nie jest ważne rozróżnianie metali oraz nie lubiących zawracać sobie głowy ustawieniami wykrywacza.

 

Budowa wykrywacza.

 

Wykrywacz składa się z 5 części a mianowicie:

 

•  sondy z rurką PCV i przewodem,

•  pudełka z elektroniką i bateriami,

•  rurki aluminiowej łączącej sondę z uchwytem „S” i elektroniką,

•  uchwytu „S”,

•  podłokietnika.

 

Uchwyt „S” z zamontowanym pudełkiem z elektroniką i bateriami oraz podłokietnikiem nie wymagają ciągłego demontażu do transportu i w gruncie rzeczy ilość części składowych wykrywacza spada do z 3.

Rozłożony wykrywacz mieścił się spokojnie do plecaka typu „Jarocin” wraz z saperką wałówką, napojami okolicznościowymi oraz garderobą wierzchnią przeciwdeszczową typu „sztormiak”.

Poszczególne części wykrywacza pasują do siebie z oczywistą logiką i złożenie wykrywacza nie powinno sprawić trudności przeciętnie rozgarniętemu eksploratorowi wiedzącemu jak wygląda wykrywacz metali (zakładam, że inna osoba nie mająca pojęcia, co składa i tak nie będzie wiedziała, co z tym zrobić). Kabel sondy jest solidny. Montaż kabla do sondy wygląda porządnie a wtyk po zamontowaniu do electronicboxu trzyma się stabilnie.

Przy składaniu wykrywacza odkryłem fakt, iż mocując sondę bezpośrednio z uchwytem „S” (z pominięciem rurki) otrzymujemy sprzęt dla osób bardzo niskiego wzrostu ewentualnie dzieci do lat 3. Możemy także szukać wykrywaczem w pozycji bocznej leniwej po spożyciu za dużej ilości płynów okolicznościowych.

Waga wykrywacza po złożeniu mieści się w granicach dopuszczalnych norm i przed przystąpieniem do poszukiwań nie jest wymagane wcześniejsze uczęszczanie na siłownię.

Wyważenie wykrywacza jest prawie dobre, jednak środek ciężkości jest z bardzo przesunięty w stronę pudełka z elektroniką i bateriami, co powoduje po pewnym czasie zmęczenie nadgarstka. Rozwiązaniem jest obciążenie podłokietnika i odciążenie electronicboxu. Gdyby zasilanie było zamontowane przy podłokietniku zamiast razem z elektroniką problem by nie zaistniał.

Wykrywacz nie posiada regulacji wysokości, rurka łącząca sondę z uchwytem „S” jest montowana na stałe. Jej długość jest dobrana dla przeciętnego użytkownika i w sumie raczej tak jest. Żadna z osób szukających przedmiotowym sprzętem nie miała problemów z wysokością wykrywacza - chyba, że osoby znajdujące się w tej grupie były niereprezentatywne.

Sonda wykrywacza, to ażurowa sonda koncentryczna o średnicy 280 mm , lekka i całkiem przyjemna. Wykonanie sondy zewnętrznie - bo do środka jakoś nie kusiło mnie żeby zajrzeć - przyzwoite, nie odbiega od wyrobów konkurencji.

Panel sterowania posiada przełącznik włącz/wyłącz, przycisk zerowania, diodę informującą o wyczerpywaniu się baterii oraz gniazdo słuchawkowe „mini jacek”. Innych elementów nie znaleziono.

Montaż dwóch baterii 9V nie sprawia większych trudności oraz nie wymaga zastosowania wkrętaka, noża lub innych ostrych narzędzi - zastosowano śruby z uchwytami a'la motylek. Elektronika podczas wymiany baterii jest niestety w dużym stopniu narażona na kontakt z piaskiem, deszczem oraz kolegami - po zdjęciu pokrywy w celu wymiany ogniw zasilających odsłaniamy całą elektronikę. Nie jest to najszczęśliwsze rozwiązanie.

Praca z wykrywaczem nie przedstawia nawet początkującemu eksploratorowi żadnych trudności, gdyż jak już wspomniałem wykrywacz nie posiada żadnych pokręteł regulacyjnych.

Czułość wykrywacza przez niektórych zwana zasięgiem (jakby jedno z drugim miało coś wspólnego) ustawiona jest fabrycznie na maksimum, zerowanie odbywa się w roboczej pozycji sondy poprzez krótkie naciśniecie przycisku zerowania (przez ok. 2-3 sek.) aż do momentu usłyszenia krótkiego sygnału dźwiękowego.

Wykrywacz pracuje w trybie statycznym, wykrywając przedmioty metalowe bez konieczności ciągłego zamiatania wykrywaczem z lewa na prawo i odwrotnie.

Wykrycie metalu sygnalizowane jest w sposób płynny i nie wprawia szukającego w stan przedzawałowy przy każdorazowym wykryciu metalu. Głośnik jest dobrze dobrany i pomimo, że nie ma regulacji głośności sygnał zarówno w głośniku jak i w słuchawkach nie jest za głośny, rzekłbym akurat. Jedynie sam sygnał ma bardzo płaczliwy oddźwięk i niczego nieświadoma osoba np. spacerująca niedaleko, po jego usłyszeniu może dojść do wniosku, że gdzieś niedaleko błąka się potępiona dusza (w przypadku, gdy poszukiwacz występuje w stroju maskującym i po prostu go nie widać) lub, że w pobliżu przebywa bardzo nieszczęśliwa osoba, która w lesie wyładowuje swoje niepowodzenia (w przypadku, gdy poszukiwacz nie występuje w stroju maskującym i po prostu go widać).

Model INSPECTOR nie posiada dyskryminacji i jednakowo wykrywa zarówno metale żelazne jak i kolorowe. W związku z tym jego przeznaczenie bardziej skierowane jest na poszukiwanie militariów niż monetek, chociaż, jak kto lubi - mówiąc krótko kopiemy wszystkie sygnały.

Zasięgi wykrywacza nie odbiegają od innych przedstawicieli z tej półki cenowej a nawet tej wyższej, jednym słowem są przeciętne, ale posiadacz INSPECTORA nie będzie popadał w kompleksy spotykając podobnego sobie osobnika wyposażonego w inny krajowy produkt podobnej klasy (a nawet wyższej) - no może z pewnymi wyjątkami.

Podczas kilku lub nawet może kilkunastu (11?) wyjazdów w teren z udziałem INSPECTORA ARMANDA stwierdzam, że wykrywacz pracuje przyzwoicie i nieźle sobie radzi. Baterie dostarczone w komplecie z wykrywaczem starczyły na 5 wyjazdów i może starczyły by na dłużej, ale je zgubiłem (zawsze po wykopach wyciągam baterie z wykrywacza, co by nie wylały albo coś w tym stylu). Konstrukcja piszczałki jest stabilna, wykrywacz nie rozkręca się podczas pracy. Jest natomiast jeden szkopuł: sonda posiada zamontowany kawałek rurki z tworzywa (którą łączy się z rurką łączącą sondę z uchwytem) i problem tkwi w tym, że po połączeniu rurki plastikowej z rurką aluminiową pozostają lekkie luzy i sonda się delikatnie buja na boki przy energicznym przemiataniu. Owinięcie końca rurki plastikowej taśmą izolacyjną rozwiązało problem, ale... Poza tym nie stwierdzono innych niepokojących objawów.

Jednym słowem: nie jest to sprzęt dla profesjonalisty, ale początkujący poszukiwacz albo weekendowy hobbysta może czuć się spełniony (chociaż pewnie po góra dwóch sezonach albo zrezygnuje z kopania w ogóle albo stanie się przyszłym profesjonalistą i niechybnie zrujnuje budżet domowy na okres 2 lat zakupując coś bardziej „pro”).

 

Serdecznie pozdrawiam

Kopi