Skarb z zamkowej góry
W dawnych czasach na rozległych łąkach, między Tucholą a Wiciną, było spore jezioro. Na jego wodach pływały grzebienie i nawoływało się ptactwo wodne. Tuż przy brzegu, na piaszczystym wzgórku, stała chatka, kryta słoma, na dachu obracał się wiatrowskaz. Przed chatą, w rzędach, jeden obok drugiego, stały wysokie tyczki, na których suszyły się sieci rybackie, żagle i liny. Przy pomoście wchodzącym w wodę kołysała się łódź i wiklinowe kosze do połowu węgorzy. Był późnojesienny wieczór. Ciężkie chmury szybko płynęły po niebie, co raz przysłaniając zimnym księżyc. Wiatr marszczył jezioro i giął szuwary. W chatce nad jeziorem, przy wątłym płomyku lampki oliwnej, siedział młody rybak.
Miał przed sobą gruby zeszyt, w którym spisywał swoje wydatki. Po długim liczeniu, odłożył gęsie pióro i rzekł do siebie z troską: Nic z tego chyba nie będzie. Zysk jest tak mały, że potrzeba mi długich lat, bym zebrał trochę grosza. Na cóż mi ten trud daremny, dzień w dzień w pocie, skoro tak małe oszczędności. Młodzieniec od czasu, gdy pochował rodziców żył samotnie, co bardzo mu ciążyło. Wprawdzie całym sercem kochał piękną Gustel i chciał ją pojąć za żonę, ale była ona córką bogatego rolnika i jednocześnie wójta z Wiciny. Chłopak już wiele razy prosił o jej rękę, zawsze spotykał się ze stanowcza odmową jej rodziców. Zbuduj przynajmniej porządny dom, a będziesz godny jej ręki - powiedział ostatnim razem ojciec ukochanej. Młodzieniec przyrzekł dziewczynie, że stanie się tak w następnym maju i wtedy wezmą ślub. Dzisiaj jednak już wiedział, że będzie to niemożliwe. Kiedy rybak tak dumał, usłyszał jakby pukanie do swojego okna. Zaczął nadsłuchiwać, ale wokół było cicho. Zawołał więc głośno: Kto tam? Nie było żadnej odpowiedzi. Otworzył drzwi i wyjrzał w ciemną noc.
Już chciał się cofnąć, gdy nagle dostrzegł na wodzie oświetloną łódź, a w niej białą postać. Czegoś takiego nigdy jeszcze nie widział. Mimo, że niepokój dreszczem przeszedł mu po plecach, wyszedł przed drzwi. Wtedy usłyszał głos dobiegający z łodzi: Nie trać nadziei. Możesz mieć pieniądze, miej tylko odwagę i bądź rozsądny. Teraz właśnie, słyszane słowa przypomniały rybakowi dawne opowieści ojca, że na Górze Zamkowej ukryte są obfite skarby i ten je zdobędzie, kto będzie odważny i rozsądny. Coś kazało chłopakowi wejść do łodzi i wziąć wiosła. Mocnym szarpnięciem odbił się od brzegu. Znów usłyszał głos z oświetlonej łodzi: Nie bój się wiatrów, płyń szczęśliwie. Zrobiło się niesamowicie ciemno. Księżyc skryły grube chmury, kiedy rybak dopłynął do Góry Zamkowej. Zatrzymał łódź i ostrożnie stanął na brzegu, a wtedy jakby z wnętrza ziemi dał się słyszeć zgrzyt żelaznej bramy. W tym momencie przed młodzieńcem stanął olbrzymi czarny pies. Rybak nie cofnął się, zrobił nawet krok do przodu, a pies odwrócił się, wyraźnie dając do zrozumienia, żeby iść za nim.
Poprowadził śmiałka przez ciemne wejście do jasno oświetlonej piwnicy. Było tam pełno worków wypełnionych czystym złotem i srebrem. Mam być rozsądny" - pomyślał młodzieniec i zaczerpnął dwie garście monet, wypychając nimi kieszenie. To powinno wystarczyć - mruknął i skierował się do wyjścia. Olbrzymi pies odprowadził go do łodzi. Gdy rybak chwycił wiosła, psa już nie było, tylko usłyszał zgrzyt zamykanego wejścia do skarbca. Dzięki ci piesku - krzyknął jeszcze w stronę Góry Zamkowej i powiosłował w stronę swojej chatki. Jednakże droga powrotna nie była wcale taka łatwa. Zerwał się silny wiatr i rybak musiał solidnie wiosłować by łódź poruszała się do przodu. Długo musiał walczyć z falą i przeciwnym wiatrem nim dopłyną do swojej przystani. Był bardzo zmęczony, ale szczęśliwy. Mokry od wody i potu, ciężko dysząc usiadł za stołem. Zaraz też wysypał zawartość swoich kieszeni. Były tu srebrne i złote talary.
Owe złoto zamknął zaraz na dnie starego kufra. Kiedy minęła jesień i zima, nastał ciepły maj i słońce świeciło jasno i złotawo, poszedł zadowolony młodzieniec do wójta w Wicinie, żeby poprosić o rękę ukochanej Gustel.
Na podstawie serwisu Podania i legendy z okolic Lubska i Jasienia