Kategorie

Tajemnica powstańczego skarbu


Na pograniczu Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej i Wyżyny Śląskiej, w odległości około 35 kilometrów na południowy wschód od Częstochowy położone są Żarki - miasto o wielowiekowej tradycji, wymienione już w dokumencie Władysława Opolczyka z 1382 roku. Dzieje tego miasta, za sprawą dziwnego zrządzenia losu, związane są z tajemniczym wzgórzem, które posłużyło pierwszym osadnikom na założenie osady. Wzgórze to opada z trzech stron łagodnym zboczem, z czwartej znaczną stromizną łączy się z rozległą równiną.

Zdarzenia dziejowe okazały się jednak dla mieszkańców Żarek okrutne. Miejscowa ludność, doświadczona licznymi przeciwnościami losu, odebrała je jako klątwę i powoli zaczęła opuszczać swoje domostwa, przenosząc się w dolinę i zakładając u podnóża wzniesienia nową osadę nazywaną nadal Żarkami.
U jego szczytu ostały się jedynie ruiny kościółka, które wraz z sąsiadującą z nimi siedemsetletnią lipą, stały się niemymi świadkami toczących się w okolicy historycznych wydarzeń.
Trop jednej z legend wiedzie w odległe czasy powstania styczniowego, do stoczonej tu bitwy partii powstańczej i do ukrytego w kościółku skarbu. Już od ponad trzech miesięcy roty kozackie posuwały się po jurajskich wzgórzach tropem partii powstańczych. Jedną z nich, rzuconą przez los w tę okolicę, był oddział pułkownika Anastazego Mossakowskiego.
Było słoneczne popołudnie 24 kwietnia 1863 roku, kiedy wycieńczony i pomniejszony o pozostałych w tyle maruderów oddział Mossakowskiego wyszedł po całonocnym marszu na rozległą równinę. Zmęczeni forsownym marszem powstańcy, po ustawieniu broni w kozły rozłożyli się na wilgotnej jeszcze murawie i w przekonaniu, że zmylili pogoń, zapadli w sen.
Nie upłynęły dwie godziny, gdy stojący na straży powstaniec zauważył na skraju lasu podejrzany ruch, a w chwilę potem błysk obnażonych szabel. Upewniwszy się, zatrąbił na alarm. W tym momencie wypadł z lasu inny, lepiej uzbrojony oddział rosyjski.
Już pierwsze starcie uwidoczniło zdecydowaną przewagą wroga. Mossakowski, widząc, że przeciwnik bierze górę, nakazał powstańcom rozproszyć się po lasach. Aby ratować z trudem zdobytą broń, polecił ją zakopać w parowie. Podczas gdy większość powstańców posłuszna rozkazowi skierowała się w stronę lasu, jeden z nich z ukrytym zawiniątkiem odłączył się i podążył w kierunku wzgórza, do stojących tam ruin kościółka. Nie uszło to uwagi kozaków, z których jeden, wyższy rangą, zakomenderował: - Wpieriod! - i z podniesioną szablą rzucił się w pościg za uciekającym.
Wyraźna przewaga nad goniącym pozwoliła powstańcowi wspiąć się po stromym stoku wzgórza i wpaść do ruin kościoła, w którym ukrył pośpiesznie powstańczy skarb - pieniądze zebrane na walkę z zaborcą.
Kiedy zamierzał opuścić ruiny, zorientował się, że jest okrążony. Postanowił drogo okupić swoją śmierć. W momencie uchylania drzwi wystrzelił do napastników. W tej samej chwili gruchnęła salwa kilku wystrzałów i bohaterski powstaniec z przestrzeloną głową osunął się w progu, tarasując wejście własnym ciałem. Kozacy wywlekli go przed kościółek, a sami przeszukali wnętrze, domniemając że coś musiał w nim ukryć. Poszukiwania okazały się jednak bezskuteczne. Mijały lata. Fakty związane z bitwą coraz bardziej zacierały się w ludzkiej pamięci. Jednak wieść o ukrytym skarbie, przekazywana z pokolenia na pokolenie, była wiecznie żywa.
Możliwość łatwego zdobycia wielkiej fortuny stała się pokusą silniejszą od strachu dla żądnych bogactw i przygody niektórych mieszkańców Żarek. Snuli więc oni od dawna fantastyczne plany odszukania bogactw.
Mieszkało zaś w mieście dwóch takich, co to dla pieniędzy gotowi byli nawet nieboszczykowi spokój zakłócić. Ambicją ich było odkrycie legendarnego skarbu.
Pewnego razu, kiedy pagóry i ostańce jurajskich skał pogrążone były w ciemnościach nocy, a przesuwający się po niebie księżyc zapowiadał niebawem okrycie żareckiego wzgórza płaszczem srebrzystej poświaty, dwóch śmiałków ruszyło ku ruinom kościółka. Gdy znajdowali się już w połowie drogi, jakiś dziwny odgłos zwrócił ich uwagę, spojrzeli odruchowo ku Żarkom, a w oczach pojawił się niepokój.
-Idziemy? - zapytał wyższy, podpierając się na drzewcu trzymanej łopaty.
-Idziemy! - odpowiedział towarzyszący mu kompan. Ruszyli więc z wolna, idąc blisko siebie. Zmęczenie dawało się im we znaki. Zbliżając się powoli do wierzchołka, nie spuszczali ani na moment wzroku z coraz wyraźniej zarysowujących się ruin kościółka. Minęli lipę. Poszum liści wydał się im jakiś złowrogi i tajemniczy.
Stanęli wreszcie spoceni, w niewielkiej odległości od naznaczonej oczodołem dawnego okna ściany. -Spróbujmy tutaj! - zdecydował niższy - wbijając łopatę w ziemię.
Nim zaczął kopać, spojrzał w kierunku okiennego otworu i znieruchomiał. Łopata wypadła mu z ręki. Z wysiłkiem zdołał wyszeptać:
-Wszelki duch pana Boga chwali!
Zajęty kopaniem drugi ze śmiałków podniósł głowę na wylękniony głos przyjaciela i powiódł wzrokiem w kierunku ruin. Obaj ujrzeli żołnierza z przewieszoną przez ramię strzelbą, z wiszącą u boku szablą i powstańczą rogatywką na głowie.
-Zjawa!. Uciekajmy!!! - krzyknęli niemal równocześnie. Porzuciwszy łopaty i kilofy ruszyli pędem po łagodnym zboczu.
-Uciekajmyyy!!!... - zawtórowało echo.
Pędzili teraz bez opamiętania, dopóki nie dopadli pierwszych domostw. Ukryli się w pierwszej obórce, z trudem łapiąc oddech.
-A nie mówiłem, że w ruinach straszy? - zagadnął, ochłonąwszy nieco, niższy z młodzieńców. Swoją nocną przygodę postanowili zachować w tajemnicy.
Po kilku dniach, kiedy już oswoili się z tym niezwykłym przeżyciem, odzyskawszy dawny wigor, zdradzili tajemnicę nocnej przygody swoim rówieśnikom. Pewnego razu uradzili wspólnie, że ponowią próbę odnalezienia legendarnego skarbu. Będzie ich jednak więcej i wszelkiego strachu w takiej gromadzie się wyzbędą.
Nadszedł wreszcie dzień, w którym zgodnie z postanowieniem, w tajemnicy, kilkunastoosobowa grupa śmiałków gotowa była do wyprawy.
Było już zupełnie ciemno, gdy w milczeniu, zbliżali się ku ruinom kościółka. Na szczęście dla podążających księżyc posuwał się po gładkim granacie nieba, oświetlając im drogę.
Zdyszani, zatrzymali się w niewielkiej odległości od rosnącej tu lipy. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Twarze ich w blasku przeźroczystej poświaty księżyca wydały się śmiertelnie blade. Bez słowa, po krótkim odpoczynku, ruszyli dalej. Niebawem prowadzący nakazał się zatrzymać. Stali bowiem tuż przy ruinach.
Naraz, ku zaskoczeniu przybyłych, we wnętrzu, tak jak poprzednim razem, ukazała się postać powstańca z podniesioną do cięcia szabla. Pierwszy, który opanował strach, zwrócił się z pytaniem do tajemniczej postaci, rozpoznanej jako duch pilnujący ruin.
-Gdzie jest ukryty skarb?
Odpowiedzią był jakiś nieludzki, niczym spod ziemi głos.
-Jest w pobliżu was, ale go nie dostaniecie. Odnajdzie go bowiem młodzieniec, który jego zawartość przeznaczy na odbudowę kościółka.
Odpowiedź była tak stanowcza, że żaden z obecnych nie był w stanie oponować. Wrócili więc posłusznie do Żarek, nie zgłębiwszy tajemnicy swych przodków.
Po dzień dzisiejszy sławny w przeszłości kościół, wyposażony niegdyś w srebrne dzwony, znajduje się nadal w ruinie.
W 1937 roku, w pobliżu Żarek odkryto wprawdzie skarb składający się z 465 srebrnych monet, głównie z czasów Zygmunta III Wazy, ale nie był to zapewne skarb powstańczy.


M. Zwoliński, Legendy i podania Ziemi Częstochowskiej, Częstochowa 1993