Kategorie

Włodkowa, pani na Barwałdzie


Rzadko który zamek na ziemiach polskich posiada tak romantyczną przeszłość, jak zamek barwałdzki. Śladów jego dziś jeszcze doszukać się można na wzgórzu Żar, u którego stóp wznosi się kościół i klasztor w Kalwarii Zebrzydowskiej, Minąwszy klasztor, w pół godziny docieramy do ruin zamczyska. Dość głęboki rów obiega dokoła miejsce warowni, a tu i ówdzie wystające spod zwałów ziemi resztki kamiennych murów świadczą o dawnym przeznaczeniu tego miejsca. Dziś miejsce to, całe porosłe krzakami i młodym laskiem, tonie w ciszy i zieleni. Gdy przed wiekiem zwiedzał to wzgórze archeolog krakowski Józef Łepkowski, stwierdził, że "lud widzi w tym miejscu siedlisko złych duchów, a niejeden z strzelców opowiada o cieniu Włodkowej unoszącym się o północy nad gruzami". Przed Łepkowskim był tu jeszcze ktoś i również spotkał się z opowieścią o tej tajemniczej kobiecie. Był to Kazimierz Brodziński, późniejszy autor Wiesława, naonczas oficer wojsk polskich, zdążających wiosną 1813 r. z Krakowa przez Mogilany, Kalwarię, Wadowice... pod Lipsk

Cóż to za postać ta Włodkowa i co wiąże jej imię z murami Barwałdu ?

Nie sposób dokładnie powiedzieć, kto i kiedy zbudował ten zamek. Na widownię dziejową wstępuje w początkach XV w.., przy czym odnośne źródła stale zwą go zamkiem barwałdzkim. Ten ostatni szczegół pozwala na przypuszczenie, że zamek nasz wzniesiono już po założeniu sąsiedniej wsi - Barwałdu, od której z czasem otrzymał swą nazwę. Że zaś wieś ta po raz pierwszy występuje w źródłach w r. 1325, można przypuścić, że zamek zbudowano w pierwszej połowie XIV stulecia. Był to niewielki chyba zameczek (szczupłość miejsca, na którym się wznosił, zdaje się za tym. przemawiać) zbudowany prawdopodobnie z rozkazu któregoś z książąt oświęcimskich, by stał na straży granicy księstwa. Tędy bowiem , niemal u stóp barwałdzkiego zamku, biegła w tych czasach (od Suchej w kierunku Skawiny i dalej ku Wiśle) granica Księstwa Oświęcimskiego, będąca zarazem granicą polityczną Czech i Polski, jako że księstwa śląskie od r. 1339 weszły w skład Korony Czeskiej. Podobną rolę pełnił od strony Polski zamek wzniesiony przez Kazimierza Wielkiego na sąsiednim wzgórzu lanckorońskim. Obydwa zamki sąsiadowały ze sobą, póki burze dziejowe i czas nie obróciły ich w gruzy.

Od r. 1447 zamkiem barwałdzkim władał Włodek Skrzyński, herbu Łabędź. Typowy to przykład polskiego raubrittera, który z wyżyn swego zamku spadał na karawany kupieckie, łupił przejezdnych, sąsiednie wioski i miasta, gnębił i rabował. Barwałd smutną w tych czasach cieszył się sławą. Długosz pisze, że powszechnie żądano od króla, by Włodka i żonę jego dopuszczających się wydzierstw i rozbojów" z Barwałdu usunął i poskromił. Ale król dziwnie jakoś się nie kwapił i Włodka z zamku nie usunął. Skrzyński nie był wyjątkiem. Takich jak on rycerzy-rozbójników w tych stronach Polski grasowało w owych czasach sporo. Mikołaj Siestrzeniec, Piotr Polak, Jan Stosz, Jan Czapek, Jan Kotowski, Jan Kuropatwa i wielu, wielu innych - tworzą poczet długi tego rodzaju gwałcicieli prawa i porządku. ciekawe, że w szeregu tych polskich raubritterów spotykamy niekiedy ludzi na bynajmniej nie podrzędnych stanowiskach państwowych. Taki np. Krystian z Koziegłów jest kasztelanem sądeckim, a Piotr Szafraniec podkomorzym krakowskim. Istotnie "wojowanie stało się rzemiosłem, z którego wielu ówczesnych rycerzy polskich i śląskich stworzyło dla siebie źródło bogacenia się".

Nie mniej od Włodka Skrzyńskiego ciekawa jest osoba jego żony, Katarzyny, zwanej powszechnie Włodkową. Postać to nieprzeciętna. W świetle współczesnych źródeł przedstawia się nam ona jako kobieta niezwykle odważna, obdarzona niespotykaną u kobiet siłą fizyczną (nie było podobno łuku i kuszy, których by tylko rękoma, bez przyrządu, nie naciągnęła), rozmiłowana w rzemiośle rycerskim i doskonale władająca bronią.

Opowiada o niej , Długosz, że bawiąc w Oświęcimiu, gdy dowiedziała się o wypuszczeniu z więzienia kilku pospolitych opryszków; w rękach których znajdowała się spora suma pieniędzy, uderzyła ze swymi ludźmi na wypuszczonych, wybiła ich w pień i uszła z łupem na Barwałd. Jedna z kronik śląskich mówi o niej, że stojąc na czele bandy, łupiła po drogach kupców, zajeżdżała zamki i wsie, żądna łupów i złota. Jej pojawienie się w okolicy budziło zgrozę, a okrzyk die Wlokyne kompt!" - "Włodkowa idzie" " był ostrzeżeniem o zbliżaniu się tej okrutnej kobiety.

Koniec burzliwego żywota naszej bohaterki jest właściwie nieznany. Według zacytowanej powyżej kroniki śląskiej, Włodkowa miała zginąć na stosie w Krakowie za bicie na swym zamku fałszywej monety. Istotnie tę tak surową karę stosowano w tych czasach do fałszerzy monety. Taką właśnie śmiercią zginął z rozkazu króla Ludwika dzierżawca słynnej Skałki Szaflarskiej pod Nowym Targiem, również fałszerz pieniędzy, ujęty przez Sędziwoja z Szubina i spalony na stosie. Wątpliwą rzeczą jest tylko, czy Włodkowa jako szlachcianka mogła podlegać tego rodzaju karze, przewidzianej przez miejskie prawo magdeburskie. Wspomniany już przez nas Łepkowski, opierając się na tradycji ludowej, zapisanej w kronice klasztornej, tak przedstawia tragiczny finał kariery pani na Barwałdzie. "Po śmierci Władysława Skrzyńskiego nie ustały rozboje; żona jego Włodkowa Katarzyna, gdyby orlica upatrywała z baszt barwałdzkich zdobyczy, wypuszczając na łup zgraje sług swoich najemnych. Rozgniewany król Kazimierz polecił przełożonemu zamku lanckorońskiego, który z Włodkową w dobrej był znajomości, aby ją związaną oddał w ręce sądu. Dobiegła do uszu przebiegłej Włodkowej wiadomość o tym zleceniu i postanowiła zgładzić swego prześladowcę. Zaprosiła więc lanckorońskiego prefekta na ucztę, podziemia zamkowe; w których jej pomocnicy i służalcy zwykle oczekiwali zdobyczy, i tym razem napełniła zdradliwymi siepaczami, a sama z pochlebnym na ustach słówkiem i miłym w oczach uśmiechem powitała zaproszonego gościa. Prefekt przybył sam, a słudzy jego i zbrojni towarzysze ukryci w krzakach otoczyli zamczysko. Gdy już długo trwała uczta, a ani pochlebne słowa Włodkowej, ani dolewany ciągle napój nie zdołały odurzyć przytomności umysłu prefekta, upatrzyła Włodkowa porę i nie zwłócząc dłużej, uderzyła sztyletem w pierś swojej ofiary. Los chciał, by zbrodnia ta była ostatnią ze spełnionych w murach Barwałdu; sztylet ześliznął się po ukrytym pod zwierzchnią odzieżą pancerzu. Na dany znak przez prefekta uderzyli na zamczysko jego słudzy zbrojni, a wnet Włodkowa i jej zgraja leżeli powiązani na wozach ciągnących ku Krakowu, gdzie też niebawem zginęła zbrodniarka, płonąc żywcem na stosie wystawionym wśród rynku krakowskiego".

Gokolwiek sądzilibyśmy o ścisłości i prawdomówności źródeł, które ukazały nam postać Skrzyńskiej, jedno jest pewne: była to niewątpli wie postać nieprzeciętna, choć nie jedyna w swym rodzaju. Takie typy zdarzały się, że wymienimy żyjącą w tych czasach szlachciankę Rusinowską. Ta ostatnia była i rycerzem-rozbójnikiem i koniokradem zarazem. Długo broiła, ale i na nią przyszła kreska. Król Aleksander kazał ją powiesić "w butach i przy ostrogach, tak jak w nich rozbijała".

A co się stało z zamczyskiem? W 1474 zamek jest w rękach znacznego w owych czasach rodu Komorowskich. I można by sądzić, że teraz czas zatrze ponure dzieje barwałdzkiego zamku i lepsza, a przede wszystkim spokojniejsza, czeka go przyszłość. Niestety, stało się zgoła inaczej. Kiedy mianowicie Mikołaj Komorowski wszedł w konszachty z królem węgierskim Maciejem zachodziła obawa, że zamek na Żarku może się dostać w ręce węgierskie, wówczas z rozkazu króla Kazimierza Jagiellończyka Dembiński, wojewoda sandomierski, siłą zajmuje tę warownię i burzy ją do szczętu. Stało się to w 1477 roku. I odtąd długo na szczycie Żaru sterczały zwaliska barwałdzkiego zamczyska, a głucha cisza zaległa w ruinach. Nieubłagany ząb czasu wytrwale i bezlitośnie kruszył resztki murów i baszt, aż zamek zniknął z oczu ludzkich niemal całkowicie. Nie , zaginęła przecież pamięć o groźnej niegdyś pani na Barwałdzie, a imię jej na zawsze przylgnęło do tego miejsca, które ludzie okoliczni do dziś dnia zwą krótko "Włodkową".



Autor: J.Szczudło
strona WWW