Kategorie

Kampania 1806 w Prusach (cz.1)


Dlaczego Fryderyk Wilhelm III poszedł na wojnę z Napoleonem?

Dwór pruski sądził, że Francja opłaci jego neutralność w czasie wojny z III koalicją w 1805 roku zgodą na anektowanie Hanoweru. To dopiero dwulicowość! Należy tutaj pamiętać, że gdyby Napoleonowi podwinęła się noga pod Austerlitz, to już miałby Prusy na karku. I cesarz wiedział o tym. Nie spieszył się więc z konkretnymi decyzjami w sprawie Hanoweru, a wręcz przeciwnie. Utworzenie Związku Reńskiego pod protektoratem Napoleona uderzyło w dumę Berlina jak obuchem. Pragnąc jako tako udobruchać Fryderyka Wilhelma III i osłabić jego obawy, Paryż rozwinął przed nim perspektywę utworzenia konfederacji germańskiej z państw nie należących do Związku Reńskiego, co torowałoby Hohenzollernom drogę do cesarskiej korony. Napoleon sprytnie sugerował dworowi pruskiemu utrzymanie równowagi sił w Niemczech, poprzez równorzędne istnienie dwóch bloków politycznych, jednego pod francuskim, a drugiego pod pruskim protektoratem.

Wahania w Berlinie dodatkowo umacniała niepewna postawa Petersburga, który mimo klęski pod Austerlitz nie podpisał nadal z Francją formalnego pokoju. Aleksander I szykując się do wojny z Turcją i poszukując nowych nabytków terytorialnych na Bałkanach i Bliskim Wschodzie nie był specjalnie zainteresowany nową awanturą wojenną z Napoleona. Myślał nawet poważnie, aby się z nim dogadać. Na Kremlu istniała jednak bardzo silna partia antynapoleońska, która poczęła roztaczać przez carem koszmarną wizję Rosji wyrzuconej z Europy Środkowo-Wschodniej, jeśli ta zaakceptuje dotychczasowe zdobycze Francji na kontynencie. Usiłując wysondować stanowisko Paryża w tej sprawie Aleksander I zainicjował delikatne rozmowy między obu stronami. Kontakty te przyjęto w Anglii z przerażeniem. Również tutaj partia wojny zdominowała scenę polityczną w kraju. Ministrowie w Londynie nie widzieli w pokoju interesu dla Anglii i parli do utworzenia nowej koalicji antyfrancuskiej. A przy okazji chcieli przeciąć jakiekolwiek kontakty Paryża z Petersburgiem, czego piekielnie obawiano się na dworze angielskim.
Aby sprowokować chwiejne do tej pory Prusy do wojny z Napoleonem, dyplomacja angielska nie omieszkała poinformować Berlina, że rząd francuski za cenę ogólnego pokoju ofiarował Anglii Hanower. Reakcja Fryderyka Wilhelma III była do przewidzenia. Uznał, że został oszukany, a jego kraj wyprowadzony w pole. Upragniony Hanower, stawał się teraz w rękach Bonapartego przedmiotem transakcji wymiennej z Londynem, za który chciał kupić dla siebie pokój. Poczucie goryczy i poniżenia było w Berlinie powszechne. Prusy, które tak się przyczaiły podczas ostatniej wojny, tyle mogły poczynić szkód Napoleonowi, gdyby czynnie wystąpiły przeciwko niemu, nie skorzystały z sytuacji licząc, że uwzględni się je przy podziale zdobyczy wojennej i będą partycypować w porządkowaniu spraw niemieckich. A tu nic podobnego... Prusy wychodziły z pustymi rękoma. Rozwścieczony monarcha pruski zapragnął wojny, zbrojnego rewanżu za tę hańbę.
Jakie miał szanse? Całkiem spore. Udało mu się bowiem sfinalizować sojusz z Aleksandrem I, który postanowił pomóc Prusom, podejmując ryzyko nowej wojny z Napoleonem, mimo że już był uwikłany w wojnę z Turcją. Dwór pruski mógł także liczyć na pomoc finansową Anglii, z którą postanowił się porozumieć w sprawie spornego Hanoweru. Londyn z ulgą przyjął nastroje antyfrancuskie w Berlinie i gotów był dać pieniądze Prusom na wojnę z Francją.
Dlaczego jednak Fryderyk Wilhelm III zdecydował się na takie ryzyko? Być może kierowała nim urażona duma i ambicja, poczucie, że stoi na czele armii utworzonej przez samego Fryderyka II Wielkiego, armii uchodzącej za najlepszą w Europie. Kogo to tej pory gromił Napoleon? Tchórzliwych, różnoplemiennych Austriaków? Barbarzyńskich Turków i egipskich Mameluków? Słabych Włochów? Rosjan - takich samych barbarzyńców jak Turcy i Mamelucy? Czy sława jego nie rozproszy się jak dym, gdy spotka się z armią Fryderyka II? Ten Napoleon za dużo sobie pozwalał i to tylko dlatego, że udało mu się raz czy dwa razy pobić Austriaków, którzy "dostawanie batów" mieli już zakodowane we krwi. Czas najwyższy aby najlepsi żołnierze Europy dali mu nauczkę. Takie to opinie powszechnie dominowały w całych Prusach.
A jaka była ta ówczesna armia pruska? Przede wszystkim odbijała się w niej jak w lustrze cała pańszczyźniana struktura państwa. W korpusie oficerskim mógł służyć tylko szlachcic, zaś rangę generała osiągano na starość lub dzięki protekcji i wysokiemu pochodzeniu. Stan chłopski i mieszczański był zobowiązany do służby wojskowej tylko jako szeregowcy. W praktyce jednak do armii trafiali tylko najbiedniejsi, którzy nie mogli się wykupić, całkowicie obojętni na los kraju. W dodatku po trzecim rozbiorze Polski przeszło 40% mieszkańców państwa stanowili Polacy i taki sam procent mieli w pruskiej armii. Chłopi - żołnierze narodowości niemieckiej także nie mieli przywiązania do państwa, które uciskało ich podatkami, pańszczyzną i ciężką, dwudziestoletnią służbą wojskową. Nie była to armia narodowa, ale feudalna, podpierająca się na kapralskim kiju, gdzie żołnierza - chłopa do posłuszeństwa skłaniał tylko strach przed oficerem - szlachcicem. Przeciętny żołnierz pruski doskonale wiedział, że nie może być mowy o polepszeniu jego losu, choćby bił się ofiarnie i po bohatersku. Jego obowiązek mógł być tylko jeden - niewolnicze posłuszeństwo wobec władzy państwowej.
W strukturze organizacyjnej armii pruskiej, bardzo nowoczesnej w połowie XVIII wieku, pojawiły się niebezpieczne rysy: zabrakło Fryderyka II, zamiast którego komendę sprawował nieudolny książę Karol Wilhelm Brunszwicki i inne utytułowane miernoty w generalskich rangach. Nadal taktyka pruska hołdowała doktrynie wojennej z czasów fryderycjańskich. Dominował przestarzały szyk linearny, do natarcia prowadzono armię głębokimi kolumnami batalionowymi. Nie znano bowiem powszechnego w armii francuskiej szyki rozproszonego, tyraliery. Artyleria pruska dysponowała bronią przestarzałą technicznie, zaś umiejętność użycia zmasowanego ognia artyleryjskiego była ograniczona. Nie znano takich związków taktycznych jak dywizja. Obowiązującym związkiem tego typu była brygada. Sam marsz pruskiej armii był ślamazarny i nieudolny, z nadmiernie rozciągniętymi kolumnami i wlokącym się z tyłu taborem. Tych słabości generałowie pruscy oczywiście nie dostrzegali. Dopiero Napoleon miał je obnażyć w całej rozciągłości.
Z dniem 1 października Fryderyk Wilhelm III skierował pod adresem Napoleona ultimatum z terminem do 8 października (cesarz odebrał je dopiero 7 października). Co w nim było? Żądanie usunięcia armii francuskiej z krajów niemieckich za linię Renu i zgoda na utworzenie konfederacji państw północnoniemieckich pod protektoratem Prus. To był akt wypowiedzenia wojny.

Reakcja Napoleona

Napoleon chyba nie docenił determinacji pruskiego monarchy, prowadzącego dotychczas tak kunktatorską politykę, i nie spodziewał się wybuchu wojny tak szybko. Tymczasem Fryderyk Wilhelm III już do 9 sierpnia postawił swoją armię w stan pogotowia, a następnie ogłosił mobilizację rekruta. Ultimatum Berlina dotarło do cesarza w Bambergu, gdzie zajęty był rozlokowaniem części swoich korpusów w Niemczech. Brak ostrożności, rozwagi i rozumu rządu pruskiego był wręcz zdumiewający. Co prawda Prusacy mogli liczyć na pomoc Rosjan, ale sytuacja Aleksandra I była inna obecnie niż rok temu. Wtedy miał wolne ręce, teraz rozpoczynał wojnę z Turcją i był zmuszony prowadzić wojnę na dwa fronty. Prowokując Napoleona, Fryderyk Wilhelm III musiał przecież brać pod uwagę, że nim nadciągną rosyjskie posiłki, będzie musiał rozegrać pierwszą kampanię z napoleońską armią bez żadnej pomocy. Decyzja dworu pruskiego o wypowiedzeniu wojny Paryżowi była bardzo lekkomyślna. Korpusy Napoleona stały przecież w sercu Niemiec, nie były jeszcze ewakuowane do Francji, a to bardzo usprawniało francuskiemu dowództwu swobodę manewru. Napoleon nie musiał dokonywać ponownie koncentracji armii przeciwko Prusom, mógł zapomnieć o konieczności długich i wyczerpujących marszów, jak w wojnie poprzedniej, gdy ściągał korpusy znad kanału La Manche.
Sztab Napoleona był doskonale poinformowany o planach wojennych Prus i choć był zaskoczony takim obrotem sprawy, zareagował szybko i zdecydowanie. Mógł liczyć, że w krótkim czasie zmobilizuje około 200-tysięczną armię. Dotychczasowym teatrem bitew napoleońskich były północne Włochy, dolina Dunaju i Morawy. Teraz główny prolog nowej wojny miał być rozegrany w Turyngii, a następnie na ziemiach polskich.
Plan Napoleona przewidywał rozbicie armii pruskiej, nim nadejdzie rosyjska odsiecz. W tym celu cesarz skierował swoje korpusy spoza osłony Lasu Turyńskiego i Frankońskiego, przenosząc generalną bitwę do Turyngii. Wybrał drogę przez Las Frankoński, ponieważ był to najkrótszy szlak prowadzący na Berlin. Szybki upadek stolicy miał zdruzgotać psychicznie Prusaków. Chciał także oszołomić pruskie dowództwo szybkością i gwałtownością manewrów. W planie jego leżało przebicie się na tyły pruskiej armii i odcięcie jej od Berlina. To miało zmusić ją do przyjęcia bitwy z odwróconym frontem. Narzucając konfrontację w takich okolicznościach Napoleon osiągał dodatkowy efekt psychologiczny. Chodziło o to, aby żołnierze pruscy w czasie bitwy mieli przekonanie, że już są odcięci od tyłów, od reszty kraju i stolicy. Rozpoczynając tzw. manewr jenajski, jeden z najbardziej błyskotliwych w swojej karierze wojskowej, cesarz nie przewidywał nawet, że przejdzie on jego najśmielsze oczekiwania. Zaszedł dalej, niż planował!

Opracował: Szymon Jagodziński

źródło: Napoleon.gery.pl

Korzystanie ze strony oznacza zgodę na wykorzystywanie plików cookie, niektóre mogą być już zapisane w przeglądarce. Więcej informacji można znaleźć w polityce prywatności.