Ostatnie dni niemieckiego lotniskowca Graf Zeppelin
Upalny dzień 17 sierpnia 1947 r. na Środkowym Bałtyku. W kierunku długiego, wysokiego kadłuba niemieckiego lotniskowca Graf Zeppelin mknie 533 mm torpeda wystrzelona przez niszczyciel Sławnyj. Trafia ona w prawą burtę na wysokości wręgi nr 180 przebijając istniejący w tym miejscu 60 mm pancerz wykonany z wotanu twardego. Silna eksplozja wstrząsa całym okrętem. Kadłub zaczyna nabierać wody. Po 15 minutach przechył wynosi 25° na prawą burtę oraz powstaje coraz wyraźniejsze przegłębienie na dziób. 8 minut później Graf Zeppelin posiada 90° przechyłu i 25° przegłębienia. Minutę później okręt pogrąża się w wodzie. Tak kończy się historia nigdy nie ukończonego niemieckiego lotniskowca. Historia, która może znaleźć swój epilog wraz ze znalezieniem i dokładną penetracją wraku.
Cofnijmy się jednak do lat 30 tych. Wielki plan rozbudowy floty niemieckiej zakładał budowę 4 dużych lotniskowców oznaczanych roboczo jako Flugzeugträger A, B, C i D. Okręty te wraz z pancernikami miały tworzyć silne zespoły floty mogące samodzielnie operować na atlantyckich szlakach żeglugowych. 30 września 1936 r. położono stępkę pod lotniskowiec B w stoczni Friedricha Kruppa, a trzy miesiące później 28 grudnia 1936 r. pod kolejną jednostkę tej klasy lotniskowiec A. Projekt zakładał budowę okrętów o wyporności 23 140 t, wymiarach 257,3 x 27 x 7,60 m, prędkości 35 w i zasięgu 8340 Mm przy 19,5 w. Głównym uzbrojeniem okrętów miało być 30 myśliwców Messerschnitt Me 109T oraz 12 bombowców nurkujących Junkers Ju 87C. Artyleria okrętowa miała składać się z 16 dział szybkostrzelnych 150 mm C/28, 12 dział przeciwlotniczych 105 mm C/33 oraz 22 działka 37 mm C/30 i 7 działek 20 mm C/30.
8 grudnia 1938 r. odbyło się wodowanie lotniskowca A, które z uwagą śledzili możni tamtej epoki Hitler i Göring. Okręt otrzymał nazwę Graf Zeppelin na cześć hrabiny Hella v. Brandenstein-Zeppelin, córki projektanta sławnego statku powietrznego.
Realia wojny nie pozwoliły jednak zrealizować potężnej floty składającej się z pancerników i lotniskowców. Priorytetami w Kriegsmarine była budowa okrętów podwodnych oraz uniwersalnych kutrów KFK spełniających funkcję pomocniczych trałowców, dozorowców i ścigaczy okrętów podwodnych. Lotniskowce zawsze znajdowały się na końcu tej długiej listy. Dodatkowo jeszcze po nieudanych operacjach przeciwko konwojom w Norwegii w 1942 i 1943 r. całkowicie zawieszono program lotniskowców.
Nieukończony okręt stacjonował w Gdyni i Kiloni, a koniec wojny zastał go w Szczecinie, gdzie stał się zdobyczą Czerwonoarmistów. Międzynarodowa komisja zaliczyła zdobycz do tzw. kategorii C i przekazała Związkowi Radzieckiemu. Zgodnie z postanowieniami komisji okręt musiał zostać zatopiony na głębokiej wodzie. Przy okazji tegoż faktu dowództwo Marynarki Wojennej postanowiło przeprowadzić na okręcie serie testów na odporność z użyciem bomb lotniczych, pocisków artyleryjskich, min i torped.
17 sierpnia 1947 r. 77 oddział służby ratowniczej (ASS KBF) rozpoczął prace mające zapewnić pływalność kadłuba. Po załataniu wyrw w kadłubie i wzmocnieniu niektórych grodzi okręt zaholowano do Świnoujścia. Tam też otrzymał nazwę PB-10. 14 sierpnia 1947 r. cztery holowniki portowe i holownik morski MB-44 wyprowadziły lotniskowiec na redę portu. Stamtąd uzbrojony lodołamacz WOŁYNIEC, holowniki MB-44 i MB-47 wraz z ubezpieczającymi trałowcami T-714 , T-742 i bazą nurkową WM-902 doprowadziły okręt na wydzielony do prób 5 milowy kwadrat morskiego poligonu.
Rankiem 16 sierpnia rozpoczął się pierwszy dzień prób. Pod pokładem lotniczym umieszczono trzy bomby 100 kg oraz dwa pociski artyleryjskie 180 mm. Dodatkowo w przewodzie kominowym zainstalowano jeszcze bombę o wadze 1000 kg. Pierwszy test polegał na równoczesnej detonacji wszystkich ładunków. Po zbadaniu uszkodzeń na pokładzie lotniczym umieszczono kolejną serię bomb 1000 kg, 250 kg oraz dwóch pocisków 180 mm na górnym pokładzie hangarowym. Po każdej eksplozji na pokład lotniskowca przybywała specjalna grupa specjalistów marynarki. Do końca dnia zdetonowano jeszcze bombę 500 kg umieszczoną 2,7 m nad pokładem lotniczym, bombę 250 kg na górnym pokładzie hangarowym, bomby 100, 250 i 500 kg na pokładzie lotniczym oraz 100 kg na pokładzie „C” (bateryjnym). Skutkami eksplozji było całkowite zniszczenie komina, przy nieuszkodzeniu przewodów odprowadzających spaliny i nie odnotowaniu wzrostu ciśnienia w kotłach. Pokład lotniczy został lekko uszkodzony.
Rankiem nad kadłubem pojawiło się 24 bombowce Pe-2 oraz dwie Cataliny. Ich celem był biały krzyż o ramionach 20 na 25 m i szerokości pasa 5 m namalowany na pokładzie lotniczym. Podczas trzech nalotów na stojący, bezbronny cel zrzucono 100 bomb P-50, przy czym tylko 6 trafiło w cel (!).
Po całkowicie nieudanym poprzednim dniu rozpoczęto kolejne próby z wykorzystaniem bomb i pocisków artyleryjskich. Zdetonowano bomby 250, 500 i 1000 kg oraz pociski 180 mm na pokładzie lotniczym. W hangarze lotniczym eksplodowała natomiast bomba 100 kg. Koniec dnia przyniósł całkowite zniszczenie nadbudówek okrętowych oraz poważne uszkodzenia na górnym pokładzie hangarowym (liczne dziury od odłamków).
17 sierpnia sytuacja pogodowa uległa znacznemu pogorszeniu. Zaczął wzmagać się sztorm. Kadłub kotwiczący tylko na dwóch kotwicach zaczął dryfować w kierunku mielizny. Szybko postanowiono o zakończeniu testów i zatopieniu lotniskowca torpedami. Z Bałtijska wyruszyła flota torpedowa w składzie kutrów torpedowych Tk-248, Tk-425 i Tk-503 oraz niszczycieli Sławnyj, Strogij i Strojnyj. Pierwsza torpeda z kutra Tk-248 okazała się niecelna, druga z Tk-503 trafiła kadłub w okolicach wręgi 130 w bąbel przeciwtorpedowy, potwierdzając skuteczność jego budowy. Dopiero trzecia torpeda z niszczyciela Sławnyj przypieczętowała los niedoszłego lotniskowca.
Historia wraków nie kończy się wraz z ich zatopieniem. Jej kontynuacja jest pisana przez coraz to nowe wyprawy badawcze nurków. Mam nadzieję, że niedługo zacznie ona jej dalsza część.
Przemysław Federowicz
Artykuł został opublikowany w Magazynie Nurkowanie 02/2003 (88)
[email]
[private web]