Piekło w kotle Ruskobrodzkim
16 stycznia 1945 roku . Jest tuż przed świtem . W oddali , od strony Stąporkowa słychać głuche dudnienie dział . Od wczoraj w okolicy Ruskiego Brodu i Kuźnicy zaroiło się od niemieckich patroli zwiadowczych . Żołnierze wypytywali moją matkę , czy nie widziała Rosjan . Jeszcze tu nie dotarli .
Wyszedłem za potrzebą i ujrzałem w szarości dnia kilkaset sylwetek ludzkich , idących cicho w stronę Kacprowa . Przy moście stała niemiecka pancerka i dwa motocykle , a w stronę Kuźnicy ustawili dwa karabiny maszynowe . Za krzyżem , blisko studni , czterech żołnierzy usiadło i przygotowywało posiłek . Wszystko to odbywało się bardzo cicho .
Około godziny 11- tej ruch się nasilił , jechało coraz więcej samochodów , pancerek i wozów konnych . Słychać też było zgrzyt gąsiennic czołgowych w okolicach Kościoła . Matka wygoniła mnie abym załatwił jakieś jedzenie od Niemców . Miałem wtedy 14 lat i niewiele do stracenia . Nie bałem się . Podszedłem do żołnierzy jedzących za „Krzyżem” . Przyglądałem się napastliwie jak w mroźnym poranku maczają chleb w gorącej strawie wypełniającej ich menażki . Nad małym ogniskiem wisiał kociołek i coś bardzo ładnie pachniało , a gęsta para unosiła się w powietrze . To byli młodzi chłopcy , może po 17 lub 18 lat . Na twarzach niesamowite zmęczenie i głebokie , wpadnięte oczy . Jeden z nich zagadnął po polsku „ chodź , nie bój się , masz „ i dał mi do ręki kawał czarnego chleba . „ Mam tu jeszcze godzinę czekać , mogę iść do waszej chałupy ? Umyłbym się „ . Nalał w swoją menażkę gorącą zupę i poszliśmy do mego domu . Matka się przeraziła , ale on powiedział - „ Ja jestem Polak , ze Śląska , siłą wzięli , nie bójta się . Chciałem tylko się umyć i zmienić bieliznę „. Matka zaprowadziła go do „komory” i dała gorącej wody . Później opowiadał że musiał iść do wojska , bo zabiliby jego rodzinę . Wychodząc dał nam jeszcze kawałek chleba .
Po południu wyszedłem zobaczyć co się dalej dzieje . Poszedłem w okolicę drogi na Boków , a tam - tłumy wojska . Na skraju lasu stało działko czterolufowe z obsługą , z drogi leśnej wylewało się wojsko , pieszo , konno , samochodami . Zaraz mnie stamtąd przegonili . Pobiegłem w stronę Kościoła , tam na rozdrożu stały dwa czołgi , kilkanaście samochodów , a przed koscielnym placem siedziało bardzo dużo żołnierzy , tylko jakiś dziwnych – mieli skośne oczy i kruczoczarne włosy , nie mówili też po niemiecku .
To był jeden z niewielu ładnych dni . Był lekki mróz , śniegu jak na lekarstwo i niebo nie było zachmurzone . W drodze powrotnej zauważyłem jeszcze jedno działko czterolufowe ustawione przy „rowku” .
17 styczeń . Nic się nie zmienia . Żołnierzy jakby więcej . Pancerka stoi w tym samym miejscu , a za krzyżem inni coś gotują . Nagle słychać samoloty . Stoję i patrzę jak od strony Długiej Brzeziny nadlatuje kilka samolotów sowieckich . Niemcy rozpierzchają się na wszystkie strony , słychać szybkie komendy . Widzę jak od samolotów odrywają się małe ogniki i równymi ściegami szyją wzdłuż drogi . Przeleciały dalej . Atakują na Bokowskiej drodze długą kolumnę niemiecką wijącą się na niezbyt szerokim trakcie . Kilkakrotnie zataczają koła i wreszcie wracają w stronę Huciska . Dopiero teraz poczułem zaciskającą sie na mym ramieniu rękę matki , i usłyszałem jej krzyk „ do piwnicy !!! , zabiją Cię !!! „ . Uspokajam ją . „ Już po wszystkim , mamo , odlecieli „ . Widzę w okolicach mostka kilka nieruchomych postaci , które miały to nieszczęście być na linii ściegu z samolotu . Są i ranni , już opatrywani . Schowaliśmy się do domu . Czołgi i samochody ze skrzyżowania koło koscioła przejechały w stronę Kacprowa . Zabitych i rannych załadowali na wozy konne i ruszyli z nimi w tym samym kierunku . Wydawało mi się , że płynący strumień ludzi nigdy się nie skończy . Widziałem też kilka kobiet jadących na wozach . Chyba to były Niemki . Samoloty w tym dniu już się nie pojawiły , ale miała miejsce dziwna sytuacja . Od strony kościoła nadjechał samochód z czterema czerwonoarmistami . Niemcy zupełnie zgłupieli . Rosjanie wyjechali zza zakrętu prosto na obstawę z pancerki i pod karabiny maszynowe . Zaskoczenie było zupełne , i wykorzystali to Sowieci . Jeden z nich zeskoczył do rowu z rke-em i zaczął siać serie . Kierowca samochodu w samym środku skrzyżowania wykręcił i ruszył z powrotem w stronę koscioła , ale już obsługa MG na wozie bojowym otworzyła ogień . Za chwilę dołączyły do niej dwa inne stanowiska rozwalając samochód i trzech żołnierzy . Co dziwne , czwarty , który zeskoczył wcześniej z wozu uratował się klucząc między domami i wycofując w stronę cmentarza . Można powiedzieć , że był to początek końca wsi . Niemcy rzucili sporo wojska w okolice plebanii i Kościoła , ruszyło też kilka czołgów , wszystkich wypędzono z domów do kopania rowów i okopów . Nie myślałem , że chcą przyjąć bitwę we wsi . Dopiero wiele lat po wojnie zrozumiałem , że jednostki freiwilige ( skośnoocy żołnierze wehrmachtu ) miały zostać i bronić przeprawy jednostek przez ten teren . Wojsko uciekało na zachód w stronę Kupimierza , dalej na Opoczno i za Pilicę . Kopanie było straszne . Z góry była kilkucentymetrowa zmarzlina , a dalej kamień na kamieniu . Ręce bolały od kilofa . Niemiecki oficer kazał nam przesunąć wykopy w stronę „ organistówki „ , w której w czasie okupacji znajdowała się komenda żandarmerii niemieckiej . Tu było o wiele lżej . Rosjan nie było widać , ale było słychać . Dosłownie o jakieś 500 metrów od nas słychać było jakby ciągniki , komendy po rosyjsku i inne hałasy . Na kierunku do Długiej Brzeziny ustawiono działo , a po prawej stronie za Kościołem stanął między drzewami czołg . To była piewsza linia obrony . Nagle od strony cmentarza , ze wzgórza , padły pierwsze salwy z radzieckich dział . Pociski wpadły w sam środek wsi . Rzuciliśmy łopaty i kilofy i pobiegliśmy polami w stronę Kacprowa . Po drodze musiałem przebrnąć przez nie zamarzniętą rzekę . Byłem mokry po pas , ale wcale tego nie czułem . Za nami , przed nami i z boku uderzały pociski wyrzucając w górę fontannę piachu i kamieni . Wszystko było jak w zwolnionym tempie . Nie pobiegłem z innymi do lasu , tylko wzdłuż rzeki do domu . Mieszkaliśmy z matką 30 metrów od rzeki i 100 metrów od mostu ( mieszkam tam do dziś ) . Nie było nikogo . Złapałem tylko jakieś spodnie i wybiegłem na dwór . Strzelało wiele dział , gdyż wybuchy pojawiały się z każdej strony wsi w tym samym momencie . Spojrzałem w stronę mostu gdzie stała pancerka , teraz paląca się , za krzyżem leżało kilku zabitych . Dziwne , ten trójnóg z kociołkiem stał nienaruszony i wydobywała się z niego para . Pobiegłem do lasu i jak najdalej od wybuchów . W Kacprowie mieliśmy rodzinę , ale matki tam nie było . Było za to wielu sąsiadów , którzy uciekli z palącej się wsi . Nareszcie po południu spotkałem się z matką i ruszyliśmy dalej do Eugeniowa . W Kacprowie nie było bezpiecznie , wiele pocisków przenosiło i wybuchało w okolicach wsi . W jednym z domów pocisk wpadł przez dach i wybuchł w kuchni . Przeżyła jedna kobieta i jedno dziecko . Niesamowita tragedia gdyż ona straciła tam dwoje swoich dzieci , a dziecko które się uratowało straciło tam matkę . Dużo ludzi pochowało się w piwnicach na ziemniaki , ale my postanowiliśmy uciekać dalej . Okazało się to niemożliwe . Niemcy wypierani z Ruskiego Brodu uciekali tą samą drogą i strzelali do ludzi tarasujących im drogę . Schowaliśmy się do jednej z piwnic . W nocy trochę się uspokoiło , ale słychać było pojedyncze strzały z broni ręcznej .
18 styczeń . Rano Sowieci przypuścili pierwszy szturm w okolicach Kościoła , a więc tam gdzie kopaliśmy okopy . Po kilkugodzinnej walce Rosjanie wycofali się z dużymi stratami . Znana jest historia jak podczas ataku na białą broń , w dymie , dwóch Rosjan zakłuło się nawzajem swoimi bagnetami . Niemcy nawet robili zdjęcia , które później wpadły w ręcę radzieckie . Drugie natarcie poparte było długim przygotowaniem artyleryjskim z dział i moździerzy , które zniszczyło resztę wsi( ocalało tylo cztery domy ) . Turkmeńcy na pierwszej linii nie wytrzymali naporu radzieckich żołnierzy i cofnęli się do środka wsi gdzie znajdowało się sporo cofającego się wojska . Dosłownie walczono w każdym podwórku i w każdych ruinach spalonych chałup . Jeden z niemieckich oficerów - major , który miał dużą nadwagę schował się do piwnicy na ziemniaki i tam się zastrzelił . Trudno go było później stamtąd wyciągnąć . Tym razem Rosjanie wyparli wroga z okolic mostu i utworzyli tam gniazda ogniowe . Tymczasem na skraju lasu za wsią , w stronę Końskich, Niemcy ustawili kilkanaście moździerzy i dużo ciężkiej broni maszynowej ostrzeliwując dopiero co stracone pozycje . Most został uszkodzony i tylko pieszo można było tamtędy przechodzić . Rosjanie wycofali się spod skutecznego ognia i zajęli pozycje obok plebanii . Za chwilę odezwała się artyleria radziecka bijąc z haubic w las i przedzierająch się żołnierzy .
Tak było do wieczora . W nocy znów spokojniej . Dowiedzieliśmy się od paru osób o przebiegu bitwy , i o tym że Niemcy odnieśli duże straty na „ Bokowskiej drodze „. Mieli sporo spalonych samochodów i zniszczonego sprzętu , a także wielu zabitych .
19 styczeń . Po raz kolejny Niemcy próbują przebijać się w stronę zbawczego lasu w okolicach zniszczonego mostu . Są to już resztki wojsk , większości udało się przedrzeć w poprzednich dniach . To była istna rzeź . Chyba niewielu przeżyło trzeci szturm fanatycznych , pijanych rosyjskich żołnierzy . Wszyscy Niemcy , którzy się przedarli przez wieś , jeszcze raz wpadli w kocioł w pod „ Orginiowem” , gdzie Rosjanie urządzili zasadzkę . Jednak przerwali pierścień okrążenia i ryszyli pod Sulejów . W sumie , Ruski Bród kilka razy przechodził z rąk do rąk , a walki trwały prawie cztery dni .
Wróciłem żeby zobaczyć co z domem . Zburzony ! . Ocalała tylko jedna mała szopka na podwórku . Powybierałem z ruiny co tylko można ( pościel , koc , ubrania i inne potrzebne rzeczy ) i przeniosłem je do szopki .
Wokół resztek mostu i drogi leżało mnóstwo zwłok , wręcz całe kupy jedne na drugich i Niemców i Rosjan . Samochody sowieckie jeżdziły po tych trupach , które leżały na drodze , był to okropny widok . Na noc wróciłem do piwnicy w Kacprowie . Było coraz mniej żołnierzy , tylko małe grupki przechodziły przez wieś .
20 styczeń . Znowu kanonada , tym razem od strony Kupimierza . Walka trwała bardzo długo . Słychać było wybuchy granatów i serie karabinów maszynowych . Wróciliśmy do Ruskiego Brodu . Po drodze słyszałem wiele podnieconych rozmów na temat co można przynieść z „ BITWY „ . Wielu gospodarzy ostrzyło sobie zęby na konie , których sporo biegało po lesie . W moim umyśle powstał plan , żeby znależć sobie pistolet . Było to niebezpieczne , gdyż sowieci kręcili się wciąż po drodze . W wielu miejscach utworzyli posterunki silnie obsadzone rkm-mi . Mocno uzbrojone patrole przeczesywały wieś i okolice w poszukiwaniu niedobitków niemieckich . Widziałem kilkakrotnie jak z różnych dziur wyciągali młodych przerażonych żołnierzy . Dziwne , niektórych ustawiali w kolumnę i prowadzili w stronę Kościoła , a innych skośnookich i polskojęzycznych żołnierzy „ rozstrzeliwali na miejscu „ . Wieczór pokazał ogniskami , że sporo sąsiadów wróciło na zgliszcza . Rozpaliłem nieduże ognisko przed szopką , w starym garnku ugotowaliśmy kilka ziemniaków i cieszyliśmy się pomimo straty dachu nad głową , że żyjemy .
W nocy wykradłem się z szopki i cicho podpełzłem w stronę zniszczonego mostu . W słabym swietle księżyca i dogasających płomieni próbowałem odnależć zabitego oficera , od którego mogłem wziąć pistolet . Leżał blisko rowu z wodą , a obok niego kilku innych żołnierzy . Był cały pokrwawiony , białą kurtkę miał czerwoną od krwi . Było mi niedobrze , drżącymi rękoma odpinałem kaburę i zacząłem wyjmować broń . Nagle włosy zjeżyły mi sie na karku . Odezwał się do mnie szeptem po polsku - „ ratuj mnie , jestem Polakiem , z Poznańskiego , siłą wcielony do niemieckiej armii . Leżę tu już wiele godzin między tymi trupami , chyba zamarzam . Proszę cię , przynieś mi jakieś cywilne ubranie , w domu czekają na mnie żona i dzieci . Pistolet dostaniesz , i jeszcze coś , tylko mnie nie wydaj . Nigdy nie strzelałem do nikogo , jestem lekarzem , zajmowałem się tylko rannymi i chorymi . Pomóż mi .”
Bałem się strasznie . Do mojej szopki było jakieś 50-60 metrów , szybko się uwinąłem przynosząc jakiś stary płaszcz , sweter i czapkę . Buty i spodnie zostawił na sobie , resztę zdjął , owinął pasem i włożył powoli do rowu z wodą . „ Masz , tylko schowaj bo jak ruscy to u ciebie znajdą to zastrzelą i ciebie i całą rodzinę „ .Wręczył mi pistolet P-38 , który włożyłem za pasek . „ A to za ubranie „ i wcisnął mi w rękę obrączkę z palca . „ Da Bóg jak przeżyję , to Cię znajdę „ .Prosiłem , żeby nie brał broni , niech udaje chłopa , ale on wziął jakąś aktówkę i pm-a .
Wyprowadziłem go w ciemnościach w stronę Kacprowa i pokazałem jak ma iść dalej. Serdecznie mi podziękował i ruszył w kierunku na Sołtysy .
W Kacprowie nie było jeszcze Rosjan , chociaż byli już w Kupimierzu , który był dalej na zachód .Sowieci nie przeczesywali od razu wszystkich wsi i przysiółków , ale chcieli odciąć drogę ucieczki Niemców jak najdalej prze Pilicą . „ Mój” lekarz trafił do samotnej gajówki na krańcach Kacprowa i tam chciał przeczekać najgorsze . Pech chciał , że silny patrol radziecki trafił tam także . Znaleźli go , po butach i spodniach stwierdzili że Niemiec , podobno tłumaczył się po polsku , że partyzant , ale sołdat nie słuchał i przestrzelił mu obie nogi . Rodzinie leśniczego zabronili pomagać rannemu , aż się wykrwawi . Lekarz umarł , ruscy odeszli . Pochowali go za stodołą , a w domu został jego m-pi i aktówka . Podobno w latach 70-tych ktoś kupił to od syna leśniczego .
Swój pistolet ukryłem , ale kiedy tylko mogłem to go czyściłem , rozbierałem i smarowałem . Wystrzeliłem tylko jeden raz w życiu w Nowy Rok i za to dostałem 3 lata . Broń zabrano , był proces . Odsiedziałem rok i osiem miesięcy .
Do dzisiaj została mi obrączka tego człowieka z wyrytą datą ślubu 10.04.1928 i inicjały H S .
Ale najdziwniejsze było pojawienie się w latach 60-tych „ młodego Ślązaka „ , który mnie poczęstował tamtego pamiętnego dnia gorącą zupą i chlebem . Nie wiedział jak się nazywam , ale pamiętał miejsce . Odwiedził mnie . Pokazałem mu różne miejsca w okolicy związane z „kotłem Ruskobrodzkim” . Powiedział mi , „to cud że przeżyłem , tyle razy byłem pod ogniem i nawet nie zostałem ranny . Przesiedziałem też po wojnie za to że na siłę wcielili , a teraz jadę całym szlakiem , którym wtedy uciekałem i patrzę na miejsca o których nic nie wiedziałem , a które mnie ocaliły .
Opowiedziałem mu smutną historię lekarza . Okazało się że go znał . Był z tej samej jednostki .Lekarz często pomagał żołnierzom polskiego pochodzenia wywinąć się z akcji bojowych symulując choroby . Był to dobry człowiek .p.s.
Relację , którą tu przytoczyłem usłyszałem z ust pana Józefa . Żyjący do dziś uczestnik tamtych wydarzeń opowiedział mi wiele historii dotyczących tamtego rejonu. Wybrałem tę opowieść aby przybliżyć ludzką tragedię Polaków , którzy wbrew sobie wcielani byli siłą do hitlerowskiej armii i nierzadko musieli strzelać do swoich rodaków .Radosław Nowek
Praca zgłoszona w konkursie Poszukiwania.pl