Szaber na cmentarzach ewangelicko-augsburskich w Górach Sowich
8 maja w 1945 rok Wustewaltersdorf (Walim),o godzinie 17 na podwórzu przy Klese przybywa grupa niemieckich oficerów ,przybywają amfibiami maja też działo.
W miedzy czasie we wsi na prośbę proboszcza katolickiej parafii ludność wywiesza białe flagi w oknach i na kościele.
Rozkaz oficera głównego brzmi natychmiast rozstrzelać defetystów i zdrajców wraz z proboszczem wyburzyć domy tych, którzy demonstrują kapitulacje.Flagi znikają z okien i ulic, oficerowie jada w kierunku Dorfbach (Rzeczka), następuje cisza. Odgłosy strzałów dochodzą do miasteczka głucho, strach przybiera na sile.
![]()
W nocy z 8 na 9 maja wchodzą do Walimia Rosjanie. Tak też kończy się druga wojna światowa w Górach Sowich.Rosjanie oficjalnie nie urzędują długo w Walimiu. W lipcu 1945 roku już Łokietek (pierwsza powojenna nazwa Walimia) posiada swoja komendanturę MO i naczelnika Partyjnego. Ludność niemiecka nadal mieszka w sowich domach jest jej znacznie więcej bo doszli do niej uciekinierzy z frontu przed końcem wojny.
Jednak coraz częściej zjawiają się tutaj pierwsi polscy osadnicy ,pojedynczo z rodzinami sekretarze partyjni, a także rożnego rodzaju cwaniacy zwykli bandyci i szabrownicy. Ziemie zachodnie kuszą tu można mieć wszystko, dziki zachód swoiste Eldorado. Ludzie ci nie zawsze są tymi, którzy chcą tu osiąść, dostać po Niemcach gospodarkę od władzy ludowej, zacząć prace w fabryce. Są jednak tez inni liczący na szybki zysk ,dorobienie się majątku by powrócić do Centrali i dostatnio żyć. W latach 1945 -1947 Polacy z Niemcami żyją wspólnie w Górach Sowich w budynkach oraz okolicznych gospodarstwach.
Tamten czas tak właśnie wspomina Helmut Berger mieszkaniec Niemiecki Walimia.
„Kradziono wszystko co nie było przynitowane lub przybite, zdarzały się też duże kradzieże
w zakładach, choć teren był pilnie strzeżony przez uzbrojonych strażników dniem i nocą….
Większa część Polaków długo nie wiedziała (aż do 70 lat), że będą znów musieli opuścić Dolny Śląsk ,Niemcy znów tu wrócą.Wszystko to zatem było dla nich obojętne.
Włamywano się nawet do grobów i pustoszono je. Tak na przykład włamano się do grobowca krawca na polach w kierunku Taschendorf. Wyciągnięto zabalsamowane zwłoki postawiono poza grobem pod drzewem. Widziałem to na własne oczy kiedy szedłem do Taschendorf po masło do polskiego znajomego gospodarza”.
Cmentarz w Walimiu stan z 1942 roku dziś nie ma po nim śladu.Niemcy wierzyli gorąco, że tylko na jakiś czas opuszczają swoją ojczyznę, wierzono iż bardzo szybko powróci się tutaj z powrotem, dlatego też chowano swoje kosztowności i inne wartościowe rzeczy z majątku aby nie zostały skonfiskowane przy wysiedleniu przez Rosjan czy Polaków.
Miejsca te musiały być blisko widoczne mieć znaki takie iż upływ czasu nie był w stanie ich zmazać, tak aby po jakiś czasie wracając można było skrytkę odnaleźć. Najlepiej nadawały się do tego grobowce i cmentarze.
Kto mógłby podejrzewać ze na metr w grobie schowana jest szkatułka z biżuterią czy tez słoik z monetami. Grób i grobowce stały nawet po 10 latach miejsce z tabliczką zmarłego było dobrym znakiem na przyszłość aby skrytkę wyciągnąć bezpiecznie. Rozczarowanie nastąpiło ogromne, przeliczono się bardzo gdyż one pierwsze padały łupem szabrowników.
Czas wyciągania łupów ze skrytek tak opisuje Helmut Berger świadek tamtego czasu
„Kryjówki niemieckich rodzin, w których zamurowali bądź zakopali, przed swoją ucieczką ważne dla nich rzeczy zostają wytropione i splądrowane. Każdy z Niemców co opuszczał ojczyznę sądził, że na krótki czas”
Dzisiejsze wnętrze grobowca rodziny Schneider gdzie wyciągnięto zabalsamowane zwłoki.Oto jedna z przyczyn chowania masowo prze niemiecką ludność swojego dobytku.
Ten sam temat jednak z Polskiej strony widzi syn pierwszego komendanta milicji obywatelskiej Roman Kunicki.
„Jeden z Niemców opowiadał mi taką historię dotyczącą pastora kościoła ewangelickiego. Jeszcze przed wejściem sowietów do Walimia pastor kazał wszystkim ewangelikom przynosić do kościoła swoje cenne przedmioty. Przyniesione przez ludzi pakunki schowane zostaną w jego podziemiach, każdy będzie opisany do kogo należy…..
Wracając do tych trumien, w których chowano kosztowności to od razu zostały splądrowane mało tego trumny te były obite w środku blachą miedzianą to te „skurwysyny” zagrabili też tą blachę. Nieboszczyków się wywalało i rżnęli blachę, miedź była w cenie. W sumie poszło 12 trumien”.
Najczęściej chowane po 80 cm w grób od monet po dokumenty i zwoje pieniędzy. Zastawy srebrnych sztucy po gwoździe i nawet negatywy z aparatów.
Fakt ten miał miejsce w 90 latach w Walimiu ponad 45 lat po wojnie. Rabowano dosłownie wszystko nieboszczyków ogołacano ze wszystkiego, co miało jakąś dosłownie wartość. Ściągano zmarłym pierścionki, kolczyki, obrączki, szukano szczególnie u mężczyzn zegarków kamieni szlachetnych medalionów, złotych piór.
Przy kobiecych zwłokach szczególnie ważne były naszyjniki. Otwierano zmarłym usta i wyrywano koronki oraz złote zęby, gdy była lepsza odzież świeża w dobrym stanie tez nie gardzono szczególnie butami ze skóry. Czasami szajki wpadały w ręce milicji jednak tak naprawdę nikt nie był w stanie nad tym zapanować. Grupy kłóciły się nieraz o łupy i dochodziło do strzelanin w ten czas milicja reagowała ale nocami nikt niczego nie pilnował. Bardzo dobrą relacją pokazującą szabrowanie i podział łupów jest relacja jednego z pierwszych osadników w Walimiu personalia jednak chciałbym zostawić anonimowe.
„Otwarliśmy grobowiec na niemieckim cmentarzu w nocy w Walimiu, leżał tam cały idealny trup lekko skora zasuszona był ubrany w stary mundur ale pięknie zdobiony złote guziki, miał u boku szable bogata zdobioną cudo szabelka pierwsza ja zabrałem, żeby nikt nie widział.”
W tym grobowcu leżał nieboszczyk w mundurze z szablą
Nikt z Niemców nie spodziewał się ze stare grobowce rodowe będące miejscem pochówku od nieraz 300 lat będą rozbijane i szabrowane doszczętnie, przez wiele lat chowały rodziny swych potomków w dostatku z osobistymi cennymi przedmiotami.
Kiedy taki grobowiec padał łupem podrzędnych złodziejaszków dzieła sztuki jakie tam znajdowano przepadały na wieki niszczone lub sprzedawane za bez cen starym cwaniakom z Centrali.W 1949 roku w Dziećmiorowicach miejscowi szabrownicy penetrują stary Grobowiec rodziny Wagner.
„Odsunęliśmy blat kamienny a tam kości w ubraniu z blachy, ale ta blacha błyszczała tylko gdzie niegdzie jest widać plami z rdzy, czaszka na głowie miał hełm z czerwonym kamieniem, jego wziąłem od razu resztek zgnietliśmy kamiennymi płytami, takich z hełmami było tylko trzech”
Wnętrze grobowca rodzinnego WagnerówCzłowiek, który opisuje to zdarzeni już nie żyje niedługo potem zmarł na nieznaną chorobę ówczesnemu lekarzowi w wiosce, prawdopodobnie były to grzyby bądź drobnoustroje, który weszły skórę i spowodowały zakażenie. Mówiono potem we wsi, że to zemsta nieboszczyków za naruszanie ich miejsca spoczynku, to one się na nim zemściły.
Łukasz Kazek
Bibliografia
Marian Świerzy „Tajemnice skarbów”: Gryfów Śląski 2006
Łukasz Kazek Bartosz Rdułtowski : „W kręgu tajemnic Riese”Kraków 2008