Kategorie

Sztuczna symetria


Mieliśmy okazję zapoznać się z 40 stronicową książeczką, która prawdopodobnie ma za zadanie stworzyć sztuczną symetrię zbrodni do tej „bohaterskiej” kampanii UPA przeciwko 100 tysiącom polskich cywilów, w większości kobiet, dzieci i starców. Publikacja pt. „Masowy mord na ludności ukraińskiej we wsi Piskorowice 17 kwietnia 1945” tylko pozornie ma opowiadać wyłącznie o tragicznym wydarzeniu w Piskorowicach. Tak naprawdę jest pretekstem, by powiedzieć nam o domniemanych „masowych mordach” dokonywanych przez „polskie formacje” na ukraińskich wioskach w ogóle.          


Na 40 stron książeczki jedynie kilkanaście to relacje, czy dokumenty związane z Piskorowicami. Reszta to nie opracowanie wydarzeń w wiosce, choćby w zarysie (co mamy chyba zrobić sami czytając relacje), a m.in. próba wykazania rzekomej polityki zbrodni „Polaków” wzorem tej rzeczywistej spod znaku UPA. Na przykład cztery strony to lista nazwisk zabitych, która jest podobna do takiej - jak np. w książce „Echa Wołynia” Władysława Hermaszewskiego - mówiącej o zbrodniach UPA na Polakach. Dodane są tu także różne przysiółki będące w obrębie wymordowanej wsi, jednak zamiast ewentualnego wieku ofiar podane są podobno liczby zabitych z danej rodziny. To dziwne rozwiązanie, bowiem w ten sposób trudno jest ustalić chociażby przybliżoną ilość zabitych niewinnych kobiet i dzieci pośród mężczyzn posądzonych słusznie lub nie (zależnie od przypadku) o przynależność do UPA. Na 101 nazwisk zaledwie 4 są żeńskie. Podanie imienia i nazwiska wyłącznie gospodarzy z pewnością utrudnia poznanie prawdy. Chociaż w relacjach naszym oczom pokazane zostały flagowe przykłady zbrodni na kobietach i dzieciach, jednak na liście nie znajdziemy opublikowanych rzetelnie ich nazwisk oraz wieku jak w publikacjach Kresowian o ofiarach UPA.
            Relacje z książeczki zostały zacytowane przez Pawła Smoleńskiego, który 5 stycznia 2008 r. napisał o tym artykuł. Dlaczego o wydarzeniu z 17 kwietnia Smoleński pisał 5 stycznia? Czy jest to próba przeciwwagi dla działań „Komitetu 65. rocznicy zbrodnii OUN-UPA na Polakach? Rocznica już za kilka miesięcy – może jej przeciwnikom chodzi o to, by wystawić swoje dość słabe karty. Teraz należy „wyciągać” wszystkie pojedyncze wsie - domniemane lub rzeczywiste efekty „polskich zbrodni” we właściwych odstępach czasu i dobrze je rozpropagować. Błędu nie należy popełnić, ilość wiosek jest dość skąpa, a czas do 11 lipca długi. Tylko w tym jednym dniu wymordowanych zostało 160 polskich wsi. Symetrię dla postrzegania polskiego społeczeństwa zrobić trzeba precyzyjnie. Wtedy społeczeństwo będzie miało wymarzony pogląd „i jedni i drudzy tak samo mordowali”.
            Huk wymienia ok. 70 wsi, w których zginęło według jego wyliczeń 3 tys. Ukraińców w okresie styczeń – maj 1945 (1). Jednego tylko dnia 11 lipca 1943 r. UPA wymordowała mieszkańców 160 wsi – tj. ok. 15 tys. ludzi. Z tymi stratami z rąk różnych polskich formacji kontrastuje śmieszny pogląd wśród niektórych publicystów, takich jak Paweł Smoleński: Decyzje o czystce Polaków na Wołyniu podjęło lokalne dowództwo UPA [samowolnie?, bez wiedzy centrali? A. S.], później uznało decyzję za błędną „ale mleko było już rozlane, nikt nie panował nad żywiołem (2). Decyzja UPA jest jednocześnie przytaczana często z poglądem o rzekomym ucisku Ukraińców przez II RP. W komplecie może to co najmniej, jeśli nie usprawiedliwić to doprowadzić do zrozumienia tych mordujących seryjnie m.in. kobiety w ciąży. Teraz zakładając nawet, że dzieło Huka byłoby obiektywne i rzetelnie przedstawiało prawdę - zadajmy pytanie: jak bardzo rozlane było mleko, patrząc od strony polskich mieszkańców po stratach 100 tys. bliskich zamordowanych z ogromnym okrucieństwem i kto panował nad żywiołem po stronie polskiej...? Tutaj niestety nie ma żadnego sięgania w przeszłość, choć coś zawsze staje się wskutek czegoś. Czy tu jest to niby sprawa osobna i nie ma nic wspólnego z rzeziami ludności polskiej?
            Zwrócić należy uwagę na jedną charakterystyczną rzecz: sprawa rozstania się z życiem minimum 100 tys. polskiej ludności (nie wliczam innych narodowości pomordowanych przez tą formacje włącznie z samymi Ukraińcami) jest dziełem formacji wyrosłych z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, przede wszystkim UPA, ewentualnie SS Galizien. Kilka tysięcy Ukraińców zginęło natomiast z rąk rozmaitych „polskich” formacji (Huk wymienia 5, pomijając np. UB (3)), w tym tych nie suwerennych i nie kierowanych przez Polaków. O wrzucaniu wszystkiego, co się da, do worka świadczy w książeczce dodanie ośmiu ofiar Armii Czerwonej, wymienionych na liście „zbrodni dokonanych przez polskie formacje” (4). Przy czym przeczytają Państwo za chwilę cytat, gdzie nazwy mordujących oddziałów ukraińskich nie są wymienione, wprost przeciwnie, podane są anonimowo. Odnosi się wręcz wrażenie, że było bardzo wiele różnych formacji. Mogą się więc podzielić brzemieniem, nie obciążając jakiejś jednej „bohaterskiej” organizacji. Wszystkie jednak (czy całe dwie?) były „ze stajni” OUN. Rzekoma mnogość ukraińskich formacji pozwala oddalić prawdziwy zarzut, że powodem rzezi była zbrodnicza ideologia Doncowa przyjęta właśnie przez jedną organizację - OUN. Gdy się stwarza wrażenie, że mordujących organizacji ukraińskich było wiele i zupełnie różnych - wtedy można uogólniać mówiąc: „Ukraińcy”. Efektem tego - powód zbrodni nie jest określany jako zbrodnicza ideologia przyjęta przez jedną organizację, a rzekomo brutalna polityka II RP rozjuszająca „Ukraińców”. W ten sam sposób w różnych publikacjach obserwujemy zejście z poziomu AK-UPA na poziom Ukraińcy-Polacy. Pozwala to na stwierdzenie „Polacy byli nie lepsi”, gdyż pod Polaków można podpiąć rozmaite hańbiące działania najróżniejszych formacji, w tym oddziałów nie stworzonych i nie kierowanych przez Polaków. Przy okazji obraża się też Bogu ducha winnych Ukraińców, którzy ze zbrodniami nie mieli nic wspólnego.
            Obserwujemy prócz wybielania pewnych formacji usilne i sztuczne budowanie symetrii. Potwierdzać to może zdanie: W pamięci zbiorowej ocalałych mieszkańców tych wsi i ogółu Ukraińców w Polsce, zbrodnicze pokłosie tych wydarzeń stanowi po dzień dzisiejszy doświadczenie tożsame z tym, co przeżyli i jak postrzegają okres wojny z Ukraińcami oraz następstwa mordów z lat 1943-44 dokonywanych przez ukraińskie formacje zbrojne Polacy z Galicji Wschodniej i Wołynia. Dla społeczności ukraińskiej w Polsce był to swoisty „ukraiński Wołyń” w Polsce (5). To niestety jedyna wzmianka o wydarzeniach związanych z rzeziami dokonywanymi przez UPA na Wołyniu (czy w tylu innych regionach) w tej książeczce i użyta wyłącznie do budowania symetrii, dla Wołynia. Nigdzie tu opisywane wydarzenia nie zostaną przedstawione jako konsekwencja wydarzeń na Wołyniu. W odniesieniu do terytoriów, na których miała zostać później przeprowadzona akcja „Wisła” budowana symetria staje się jednak wyjątkowo niekonsekwentna. Wydawać by się mogło, że Huk jest zwolennikiem podawania liczby ofiar z obu stron, jednak w swej książeczce wymienia wraz z listą miejscowości tylko ofiary „ukraińskie”, z rąk „polskich”. Nie znajdziemy tu strat poniesionych w tym samym czasie i okolicy przez ludność polską, z polskich wsi na tym samym terytorium (6). Przypomnijmy przy okazji zarzut Pawła Smoleńskiego w stosunku do środowisk Kresowian, przedstawiony marszałkowi Jarosławowi Kalinowskiemu: Na konferencji naukowej zorganizowanej przez środowisko kresowe pod auspicjami PSL w 2004 r. mówiono tylko o polskiej martyrologii, dopuszczając się wielu nadużyć. Oczywiście Smoleński nie konkretyzuje zarzutów owych nadużyć i nie wiadomo, czy noszą one charakter takich, jakich można by się spróbować dopatrywać w omawianej książeczce. Próżno szukać stwierdzenia o związku omawianego wydarzenia z innym - wymordowaniu przez UPA w tym samym dniu polskich mieszkańców niedalekiej wsi Wiązownica kilkanaście godzin wcześniej. Jest natomiast stwierdzenie wręcz odwrotne: Nie wchodzi tu w rachubę także odwet za atak 17 kwietnia UPA na oddziały wojskowe stacjonujące we wsi Wiązownica (7) (sic!).
            Bohdan Huk twierdzi, że na terenie, gdzie było ok. 70 wsi, w których zostali poszkodowani ukraińscy mieszkańcy, nie było struktur UPA (8) (!). Jest to „rewelacja”, która wymagałaby posłużenia się naprawdę rewolucyjnymi dowodami. W omawianej publikacji niestety ich nie znajdziemy. Przy tym autor pisze o porozumieniu między polskim a ukraińskim podziemiem w Siedliskach 29 kwietnia 1945, którego następstwem było zaprzestanie „wzajemnych ataków” (9). UPA wtedy w tym regionie więc nie tylko istniała, ale i była wystarczająco silnym partnerem, by prowadzić rozmowy. Nie charakteryzuje to formacji dopiero co zawiązanych i niedoświadczonych. Na tej samej stronie Huk informuje, że zaistniały „masowe mordy” dokonywane przez polskie formacje na Ukraińcach w maju 1945. Na następnej stronie prócz stwierdzenia, że struktury wymienionej formacji we wspomnianych 70 wsiach nie istniały, Huk podaje, że wśród ofiar nie było członków UPA i OUN. Nigdzie według niego miało też nie dojść do oporu ze strony ukraińskich mieszkańców. Czyżby nikt z już istniejącej na tym terenie UPA nie poległ w obronie ukraińskiej ludności cywilnej z kilkudziesięciu wsi? Bohdan Huk wydaje się zaprzeczać sam sobie. Ponadto podaje dziwną informację o sześciu uzbrojonych mieszkańcach Piskorowic, tworzących samoobronę, którzy byli tak zaskoczeni, że nie oddali ani jednego strzału (10). Na tej samej stronie podano, że mordowanie trwało kilka godzin. Sytuacja więc jest tu dla nas dość niejasna.
            Autor rzezie na Polakach (co najmniej 100 tys. ofiar) w okresie 1943-44 dokonane przez UPA nazywa „mordami”, wpisując je w kontekst „wojny z Ukraińcami” (11) (sic!). Kiedy zaś odnosi się do opisywanej przez siebie liczby 3 tys. Ukraińców, pisze: Przed historykami i prawnikami stoi więc otwarta kwestia, czy nie należałoby zakwalifikować tych mordów jako ludobójstwa (12)!. Próżno liczyć na postulat nazwania ludobójstwem tej 30-krotnie większej, realizowanej z przerażającą dokładnością rzezi. Na podstawie wspomnianego fragmentu ocenę stopnia obiektywności autora pozostawiam czytelnikom.
            Wyrażenie „ani pierwsza, ani ostatnia akcja zbrojna polskiego podziemia” (13) w odniesieniu do opisywanego mordu jest tu użyte w charakterystyczny sposób. Niewątpliwie NZW to jedna z polskich formacji podziemnych, ale nie miejmy także wątpliwości, co do właściwości generalizujących tego sformułowania. Nie jest tu użyte bowiem sformułowanie „opisywanych formacji polskiego podziemia”, „tych formacji polskiego podziemia”. Ma się wrażenie generalizacji zarówno na inne formacje polskiego podziemia, jak i wstecz, na okres całej wojny. Czytelnikowi wrażenie symetrii samo wnika w podświadomość.
            Zaistnienia problemu czystek etnicznych dokonanych w latach 1943-1945 przez Polaków i Ukraińców nie motywuje ani nie wyjaśnia kwestia narodowa. Poczucie narodowości ukraińskiej czy polskiej samo w sobie nie skłania do zabijania osób o innej identyfikacji narodowej (14). Tylko z drugim zdaniem można się zgodzić, pierwsze natomiast jest pozbawione jakiejkolwiek logiki. Być może drugie zdanie ma uwiarygodnić pierwsze. Czystki etniczne motywowane były właśnie w przytłaczającej większości kwestią narodową. Zabójcy taką właśnie często mieli motywację. Dalej czytamy: Wyjaśnienie przyczyn zabójstw przynależnością narodową zdradza typowo inteligenckie późniejsze dowartościowanie zjawisk historycznych. Ofiary nie padały tylko dlatego, że były Polakami, tylko dlatego, że były Ukraińcami.. Zdanie ma sens pod warunkiem, że autor ma na myśli jakąś wcześniejszą samoczynną śmierć, może związaną z jakąś zarazą. Myślę, że hasło „rżnąć Lachów” (Polaków) jest typową motywacją narodową i właśnie od tego Lachy „padały”. Z całej książeczki można zaś wnioskować, iż to narodowość ukraińska automatycznie skazywała na wyrok śmierci. Autor więc po raz kolejny sobie zaprzecza. Huk sili się na genezę opisywanych przez siebie zbrodni: [...] od końca XIX w. i wpajanego masom przekonania o polskości ziem Rzeczypospolitej Polskiej na całym terytorium politycznym i we wszystkich przejawach, przekonania tak samo nieprawdziwego, jak w konsekwencjach – zbrodniczego. Natomiast znaczna część Ukraińców w Polsce (zwłaszcza w Galicji) w latach 1918-1939, uważała, że znajduje się pod okupacją polską. Powyższy fragment zinterpretować można jako zaprzeczenie polskości obecnych terytoriów południowo-wschodnich RP, co najmniej do 1945 roku. Szkoda, że ostatniego zdania, informującego o przekonaniu życia pod „polską okupacją” autor nie „podpiął” do wyrażenia: przekonania tak samo nieprawdziwego, jak w konsekwencjach – zbrodniczego.
            Autor pisze, że żywioł ukraiński w czasie okupacji wykazał się niebywałym rozwojem na polu oświaty, kultury samoorganizacji życia społecznego i ekonomicznego. Dalej oznajmia, iż przerażone elity polskie, które nie mogły tego wstrzymać, podobnie jak w międzywojniu, potraktowały to jako zagrożenie i dla uratowania polskiego stanu posiadania zaczęły „w pierwszym rzędzie” zabijać ukraińskich księży, nauczycieli i działaczy spółdzielczych (15). Jest to typowa dialektyka sowiecka. Taką wymowę względem polskich elit można znaleźć w „Oswobodzeniu Zachodniej Białorusi i Ukrainy spod ucisku polskiego pana” Aleksandra Dowrzenki. Tutaj autor kopiuje właśnie totalitarne banderowsko-sowieckie schematy myślenia na elity polskie. Ukraińców rząd emigracyjny obwiniał o nielojalność, zapowiadał rozliczenie się z tymi, którzy wystąpili przeciw Polakom. Cóż za straszliwe napiętnowanie polskich elit rządzących, które zdobyły się na brutalne działanie nieśmiałym stwierdzeniem w odniesieniu do rzezi dokonywanych przez formacje OUN, że winni zbrodni wojennych będą ukarani. Polski rząd nie mógłby próbować obwiniać oficjalnie Ukraińców o nielojalność wobec państwa polskiego, choćby tylko ze względu na nienaruszalność wschodnich granic i Sowietów czekających na taki pretekst.
            Mamy także wyraźną sugestię udziału kościoła katolickiego w rzeziach (16) dokonywanych przez Polaków na Ukraińcach (!). Jest to znów obrona przez atak. Różne były bowiem postawy duchownych greckokatolickich. Praktycznie większość kresowiaków mówi o siekierach i sierpach upowskich święconych w cerkwiach.
            Zwracają uwagę niektóre fragmenty (17) relacji Hanny Harasiuk, oto jedynie omówienie części z nich: Kat to usłyszał, zaczął mamę bardzo bić i kopać, powiedział: ty ukraińska mordo! Nie umiesz po polsku mówić!?. My rozmawialiśmy po swojemu, nie chcieliśmy rozmawiać po polsku. Dla ratowania życia swojego i swoich dzieci wiele osób rozmawiałoby w języku napastników. Czym innym jest nie potrafić, a czym innym nie chcieć mówić. Przypomina to fragment relacji zawartej w książce „Echa Wołynia”: „Kuda polacka mordo, tut was wyryżem” (Dokąd polska mordo, tu was wyrżniemy) (18). W tym wypadku szans na konwersację dla polskich ofiar w ogóle nie było. Hanna Harasiuk przemówiła do swojego braciszka. Prosiłam go, żeby nie płakał (choć sama ukradkiem wycierałam oczy), bo jak kaci zobaczą płacz, to poznają, że jesteśmy Ukraińcami, bo polskie dzieci nie płaczą, i nas zastrzelą. Zaręczam, że gdybym coś takiego zobaczył w tym wieku, choć byłem polskim dzieckiem naprawdę płakałbym. Dla napastników, jak wynikałoby z samej książeczki płacz miał chyba jednak niezbyt duże znaczenie.
            Znajduje się tutaj nawet próba nawiązania symetrii do wcześniejszych przypadków, kiedy UPA mordowała na różne rozmaite sposoby kobiety w ciąży. W Hucie Pieniackiej w kościele 28 lutego 1944 nacjonaliści ukraińscy zamordowali okrutnie rodzącą kobietę, nowonarodzonemu dziecku rozbili główkę, zginęła też akuszerka próbująca bronić swoich podopiecznych (z książki Skrawek piekła na Podolu S. Żuka (19)) . Relacja w książeczce przekazuje zaś informację o rannej, rodzącej kobiecie, która prosi by ją dobić. Partyzant NZW nie chciał tego zrobić. Jakiś czas później kobieta leżała martwa w dzieckiem. Relacjonująca nie wie jednak czy ta zmarła z ran czy ją dobito (20). Zwraca też uwagę fragment dotyczący wydarzeń już po pacyfikacji: Jacyś ludzie powiedzieli nam, że wszyscy Ukraińcy mają iść nocować do jednego domu. Nie wszyscy poszli, a tylko matki z dziećmi. Czyżby jednak polscy napastnicy „jakieś” matki z dziećmi zostawiali? Oto jak w trakcie wydarzeń pocieszała relacjonującą inna Ukrainka: Ona starsza pocieszała mnie i mówiła, żebym się nie bała, nie zastrzelą nas, bo [tu?] będzie jeszcze Ukraina, a my będziemy śpiewać ukraińskie pieśni. Chociaż spotykałem wielu poszkodowanych kresowiaków – nie tylko z Wołynia, którzy byli ogromnymi patriotami, przeważnie opowiadając o tym, jak byli świadkami takich zbrodni - tekstów z przeszłości nie przytaczali – granice, jeśli o nie chodzi w ogóle, w takich sytuacjach zazwyczaj nie miały dla nich znaczenia. Po raz kolejny można zauważyć powielenie schematów mordowania przez UPA. Chodzi tu o jedną z metod „kwalifikacji” do zamordowania, jakim był nakaz modlenia się dziecku po ukraińsku. W wydanej wcześniej książce S. Żuka Skrawek piekła na Podolu autor obawia się, że banderowcy każą mu się modlić po ukraińsku (21). I tutaj mamy niemal identyczną sytuację (22). Szokuje też fragment mówiący o polskiej zakonnicy, u której relacjonująca się schroniła. Kiedy Ukraińcy szykowali się do „repatriacji” – Polska zakonnica poprosiła mnie, żebym została u nich w gospodarstwie, a brat niech idzie. Chciała mnie z nim małym rozłączyć. Potem poprosiła tę dziewczynę, z którą chowaliśmy się w piwnicy. Powiedziałyśmy, że zabili tylu naszych ludzi, że nie będziemy polskimi służącymi (23).
            À propos tego przykładu wdzięczności - ukraińscy nacjonaliści i ich sympatycy zarzucają ocalałym z Wołynia Polakom nienawiść do Ukraińców, tak samo często - jak bezpodstawnie. Tego nie widać zwłaszcza we wspomnieniach tych, którzy przez Polaków byli ratowani. Natomiast można by pokusić się o stwierdzenie, że powyższa relacja jest nienawiścią przesycona. Dobór dokumentów jest oczywiście subiektywny. Zacytujmy jednak fragment jednego z dokumentów – raportu NZW: „Sołtys tej wsi - Polak, wystawiał zaświadczenia Ukraińcom na narodowość polską, religię greckokatolicką, sam również przechowuje Ukraińców na strychu, który został odkryty.”. Zwróćmy uwagę na czas teraźniejszy słowa „przechowuje” – nie „przechowywał”. Na koniec zacytuję jedyny fragment, który wydaje mi się naprawdę szczery: „Publikacja nie ma charakteru naukowego, nie daje wyczerpującej odpowiedzi na przedstawione powyżej problemy. Stanowi jedynie skromny wkład w zachowanie pamięci [...]” (24).

Aleksander Szycht

(1)B. Huk, Masowy mord na ludności ukraińskiej we wsi Piskorowice 17 kwietnia 1945, Warszawa 2007 s. 5-6.
(2)GW, 2 luty 2008.
(3)Masowy…, s. 5.
(4)Tamże, s. 5.
(5)Tamże, s. 6.
(6)Masowy…, s. 5-6.
(7)Tamże, s. 11.
(8)Tamże, s. 7.
(9)Tamże, s. 6.
(10)Tamże, s. 8.
(11)Tamże, s. 6.
(12)Tamże, s. 7.
(13)Tamże, s. 8.
(14)Tamże, s. 9.
(15)Tamże, s. 9.
(16)Tamże, s. 10.
(17)Tamże, s. 30.
(18)W. Hermaszewski, Echa Wołynia, Warszawa 1995
(19)S. Żuk, Skrawek piekła na Podolu, Warszawa 2007 s. 87, 92-93
(20)Masowy…, s. 31.
(21)Skrawek…, s. 58.
(22)Masowy…, s. 33.
(23)Tamże, s. 34.
(24)Tamże, s. 12

artykuł pochodzi z serwisu www.wolgal.pl