Kategorie

Wspomnienia najwspanialszej osoby, którą spotkałem w swoim życiu (mojego dziadka) Z okresu II WŚ









Ja Świątek Marian urodziłem się  27 kwietnia 1915 r. w Latowiczu pow. Mińsk Mazowiecki.

W 1935r. powołany zostałem do odbycia służby wojskowej w Chełmie Pomorskim, następnie skierowany zostałem do szkoły podoficerskiej w Grudziądzu. Po jej ukończeniu skierowany zostałem do III Batalionu Stołecznego w Warszawie- Rembertowie, służbę tam pełniłem do wybuchu wojny. 

  

We wrześniu 1939r.  brałem udział w obronie Warszawy pełniąc obowiązki ochrony sztabu wojskowego. Po kapitulacji Warszawy zostałem wraz z innymi wzięty do niewoli w Górze kalwarii.

 

W listopadzie 1939r. zostałem zwolniony. Od chwili powstania ZWZ AK w 1940r. zostałem jej żołnierzem i przydzielony zostałem do zgrupowania ”MEWA” oddział Latowicz. Gromadziliśmy broń i amunicję przygotowując się do akcji zbrojnych. Dowódcą zgrupowania był kpt. Tadeusz Drabiński PS ”Dyrenda”. Wykonywaliśmy zlecenia przełożonych np. rozbijanie gorzelni, wysadzanie pociągów, ochrona mienia rabowanego przez Niemców. Kiedy wybuchło Powstanie warszawskie i my w obwodzie Latowicz czynnie wspieraliśmy powstańców. Najbardziej utrwalił mi się w pamięci okres kiedy Niemcy musieli się wycofać z Latowicza wysadzając mosty a my staraliśmy się temu przeszkodzić. Spotkanie z wojskiem radzieckim w chwili natarcia było przyjazne, natomiast po upływie kilku godzin nadążający nowy oddział sowiecki kazał do nas strzelać krzycząc ”rebiata strielaj”. Porucznik Kaszubowski znał dobrze język rosyjski i z nimi rozmawiał. Dowódca rosyjski powiedział ”AK, PPR – wszystkich wystrzelamy”.

 

Następnie dostaliśmy rozkaz udania się do punktu zbiorczego w lesie pod Mińskiem Mazowieckim. Było nas ok. 15000 osób. Sowieci zaczęli nas otaczać. Dowództwo podjęło decyzję o rozwiązaniu zgrupowania i wróciliśmy do domów. W niedługim czasie PPR-owcy zaczęli nas

AK-owców ścigać i aresztować. Ja zostałem aresztowany i osadzony w areszcie pod posterunkiem w Latowiczu. Z aresztu tego uciekłem odginając źle zamontowaną kratę w celi wypuściłem wtedy wszystkich 35 więźniów. Jeden więzień – tramwajarz warszawski wydał mnie i z tego powodu aresztowali moją matkę i przetrzymywali na posterunku. Ja w tym czasie przebywałem z kolegami w lasach koło Seroczyna. W lasach ukrywaliśmy się od listopada 1944 do lutego 1945. Kiedy wschodnie tereny Polski były już wolne powróciłem do domu.

 

                Niedługo cieszyłem się wolnością, bo już w marcu 1945r. przyszli do mojego domu dwaj milicjanci i dwóch żołnierzy rosyjskich i mnie aresztowali. Zostałem zabrany na samochód ciężarowy i pod eskortą rosyjskich żołnierzy wywieziony zostałem do Mińska Mazowieckiego. Po dwóch tygodniach ciężkiego śledztwa (bicie, torturowanie) zostałem wywieziony do Rembertowa. Pod koniec marca 1945r. zostałem  wywieziony do ZSRR na Ural. Przebywałem za Swierdłowskiem w obozie Kaszajskim.

 

                Droga do obozu trwała 6 tygodni w zamkniętych bydlęcych wagonach. W wagonie było ponad 40 osób. W czasie podróży więźniowie próbowali zorganizować ucieczkę. Za Moskwą dwaj więźniowie por. Gniado i Wilczyński  rozebrali kawałek ściany wagonu i wyskoczyli. W odwecie za to  rano Rosjanie zatrzymali pociąg, weszli do naszego wagonu i siekierami (obuchem) wszystkich tłukli. Jednego  skatowali na śmierć. Po kilku tygodniach zawieźli nas do obozu Kaszajskiego. W obozie mieszkaliśmy w drewnianych barakach. Spaliśmy na drewnianych piętrowych pryczach niczym nie okryci i na gołych deskach. Mróz okresami dochodził nawet do -50st C.

 

                W obozie część więźniów budowała drogi, inni pracowali w lesie przy wyrębie  i spławie drewna . Warunki w obozie były bardzo trudne. Nie dostawaliśmy obiadu, a jedynymi posiłkami były zupa z kaszy i jeśli ktoś wyrobił normę otrzymywał 80dag chleba, jeśli zaś nie wyrobił normy otrzymywał 60dag czarnego mokrego chleba.

               

W obozie szerzyła się wszawica i krwawa dyzenteria. Codziennie umierało wiele osób. Więzień lekarz z Warszawy p. Orzechowski starał się nas leczyć, lecz nie miał czym. Podtrzymywaliśmy się wzajemnie na duchu, rozmawialiśmy o ojczyźnie. Zabroniono nam się modlić. Pozabierano nam łańcuszki z medalikami. W obozie przeżywaliśmy ciężkie chwile. Mróz i głód dokuczał nam strasznie. Tęskniliśmy za krajem i rodziną. Przez cały okres pobytu nie mogliśmy napisać żadnego listu. Rodzina nie znała naszego miejsca pobytu, nie wiedzieli również czy żyjemy.

 

                W obozie przebywałem do czerwca 1946 r. Drogę powrotną z obozu spędziłem również w wagonie towarowym.

Szymon Belkiewicz

foto: Pexels