Kategorie

Zaginiony rękopis polskiego hymnu


Ten jeden z najwybitniejszych Polaków przełomu wieków XVIII i XIX, polityki żołnierz, parał się także literaturą. Nie miał wysokiego mniemania o swoim talencie poetyckim, ale jeden z jego wierszy zna dziś chyba każdy Polak powyżej siódmego roku życia. Rękopis tej bezcennej polskiej pamiątki narodowej zaginął w zrujnowanym Berlinie.

Dla Berlina był to sądny dzień. W tamtą sobotę, 3 lutego 1945 roku, nad stolicą Trzeciej Rzeszy pojawiło się 950 amerykańskich ,,latających fortec'' B-17, podczas dywanowego nalotu zrzucając na miasto 2265 ton bomb. Zginęło około 2000 osób, a setki tysięcy pozostało bez dachu nad głową.

Jak później obliczono, 21 bomb spadło na monumentalny gmach Banku Rzeszy. Około 5000 jego pracowników, głównie kobiet, ukryło się w gigantycznym schronie pod bankiem. Podczas amerykańskiego nalotu kołysały się betonowe ściany tej podziemnej pieczary. Obłoki duszącego dymu i kurzu opadały ze sklepienia, co rusz gasło światło, a kobiety przeraźliwie krzyczały lub płakały. Cud, że nikt nie zginął.

Doktor Walther Funk, prezes Banku Rzeszy, gdy wraz z pracownikami awaryjnym wyjściem wydostał się ze schronu, skonstatował z ulgą, że podziemne skarbce i sejfy ocalały. I na dymiących jeszcze gruzach Reichsbanku podjął decyzję o natychmiastowej ewakuacji większości państwowych rezerw złota i pieniędzy do podziemnych wyrobisk kopalni soli potasowych ,,Kaiseroda'' w Merkers w Turyngii.

O ewakuacji prywatnych depozytów nikt nie pomyślał. Wszystko zatem wskazuje, że w bankowym sejfie pozostały cztery zielone kartony z dokumentami rodziny von Roznowski. W jednym z nich znajdował się rękopis (zwany też autografem) pieśni będącej hymnem państwowym Rzeczypospolitej.

Z ziemi włoskiej do Prus

Józef Wybicki, który w lipcu 1797 roku w Reggio we Włoszech napisał ,,Pieśn Legionów Polskich'', miał troje dzieci. Dwoje z nich zmarło bezpotomnie, a córka Teresa wyszła za mąż za Floriana Rożnowskiego syna przyjaciela ojca. Małżeństwo zamieszkało w majątku Sarbinowo w Wielkim Księstwie Poznańskim, czyli ówczesnym zaborze pruskim, gdzie też zgromadzono najcenniejsze pamiątki po Wybickim, a wśród nich autograf pieśni, którą od bitwy pod Grochowem 25 lutego 1831 roku podczas powstania listopadowego zaczęto
traktować jako hymn narodowy.

Gdy w 1926 roku pieśń ,,Jeszcze Polska nie zginęła'' oficjalnie ogłoszono hymnem państwowym Rzeczypospolitej, ród Rożnowskich już dawno był zniemczony. Właścicielem rodzinnych pamiątek był wtedy Johannes von Roznowski, znany w latach międzywojennych lekarz berliński. Jego dzieci Marianna i Thomas nic nie wiedzieli, że w prostej linii wywodzą się od Józefa Wybickiego. Nie znali też języka polskiego.

Wkrótce hitlerowskie Niemcy rozpętały drugą wojną światową. Od 1940 roku Berlin był coraz częściej celem nalotów alianckich. Podczas jednego z bombardowań w 1943 roku uszkodzony został dom Roznowskich. Johannes, za radą swego dawnego kolegi szkolnego Wathera Bayerhoffera, jednego z dyrektorów Banku Rzeszy, w sierpniu tegoż roku postanowił najcenniejsze pamiątki rodzinne umieścić w bankowym sejfie.

W lutym 1944 roku Johannes von Roznowski i jego żona popełnili samobójstwo. Jak wielu innych Niemców, tak i ich dopadła wojenna depresja, zakończona tragiczną śmiercią. Ich syn Thomas o złożonym w Banku Rzeszy depozycie ojca dowiedział się kilka lat po wojnie od wypuszczonego z alianckiego więzienia Bayerhoffera.

Podpułkownik Biełokopytow szuka skarbów

Wróćmy jednak do wojennego Berlina. Ze skarbca Banku Rzeszy w lutym i kwietniu 1945 roku ewakuowano nie tylko rezerwy złota, ale także zapasy dewiz, a nawet matryce potrzebne do druku banknotów marek niemieckich. Reszta wpadła w ręce Rosjan, bo to Armia Czerwona po krwawych bojach zajęła stolicę Trzeciej Rzeszy 2 maja 1945 roku. Tuż za oddziałami frontowymi w zrujnowanym mieście pojawili się oficerowie z tak zwanych brygad trofiejnych, szukający skarbów kultury.

Kilkuosobową ,,brygadą'' działającą na tyłach wojsk 1. Frontu Białoruskiego dowodził podpułkownik Andriej A. Biełokopytow, w cywilu dyrektor administracyjny jednego z moskiewskich teatrów. To on nadzorował rabunek unikatowych skarbów, zgromadzonych w ogromnym bunkrze obrony przeciwlotniczej niedaleko berlińskiego ogrodu zoologicznego. W połowie lat
dziewięćdziesiątych XX wieku wspominał, że w zdobytym przez jednostki szturmowe 5. armii uderzeniowej bunkrze Rosjanie znaleźli między innymi skrzynie ze złotą częścią skarbów Troi wykopanych w Hisarlik przez Heinricha Schliemanna.

Znajdowały się tam również opowiadał Biełokopytow pół wieku później przed kamerą rosyjskiej telewizji wielkie płyty jakiegoś ołtarza pokryte płaskorzeźbami przedstawiającymi bitwę bogów. Na tym terenie, wedle umowy, mieli się pojawić Amerykanie, więc spieszyliśmy się, by jak najszybciej wywieźć te skarby...

Biełokopytow nie był historykiem sztuki, więc mógł nie wiedzieć, że owe wielkie płyty były słynnym ołtarzem pergamońskim, który później Rosjanie zwrócili Niemcom z NRD. Złota część skarbów Troi do dzisiaj znajduje się w Rosji.

Gdyby ocalałe depozyty w Banku Rzeszy wpadły w ręce podpułkownika Biełokopytowa lub jednego z jego kilku kolegów, którzy szukali dóbr kultury, o los autografu ,,Pieśni Legionów Polskich'' byłbym spokojny. To byli ludzie, którzy znali wartość nie tylko dzieł sztuki, ale także starych papierów.

Ale czy oni dotarli do zniszczonego gmachu Deutsche Reichsbank? A jeśli nawet, to bankowe sejfy mogły już być splądrowane przez czerwonoarmistów szukających złota i różnych kosztowności. Stare papiery ich nie interesowały. Często jednak używali je za... papier toaletowy.

Interwencje prezydentów

W 1970 roku mieszkający w Bochum Thomas von Roznowski dowiedział się od znajomych, że w zachodnioberlińskim dzienniku ,,Die Tagesspiegel'' ukazało się ogłoszenie, w którym ktoś poszukiwał spadkobierców lub znajomych jego ojca. Rychło okazało się, że autografu ,,Mazurka Dąbrowskiego'' poszukuje dyrektor rozgłośni polskiej Radia Wolna Europa Jan Nowak-Jeziorański.

Do tych poszukiwań włączył się również Thomas. Zarząd Deutsche Bundesbank, prawny następca Banku Rzeszy, odpowiedział mu, że ta część banku, gdzie znajdowały się depozyty, ocalała. I że prawdopodobnie wszystko zostało wywiezione przez Rosjan do ZSRR.

Była to odpowiedź wymijająca, a do tego niepełna i wprowadzająca w błąd szukających. ,,Jeśli depozyty wywieźli Rosjanie, to jak kamień w wodę'' rozumowali oni. Poszukiwania można było wznowić dopiero po upadku ZSRR. Tą sprawą prezydenci Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski zainteresowali prezydentów Borysa Jelcyna i Władimira Putina. Jeśli wierzyć Rosjanom, przeprowadzono tam zakrojone na dużą skalę poszukiwania. Kilkakrotnie z Moskwy do Warszawy nadeszły identyczne odpowiedzi: ,,Autografu w Rosji nie
odnaleziono''. Ostatnią taką odpowiedź nadesłał późnym latem 2002 roku profesor Włodzimierz Kozłow, szef Federalnej Służby Archiwalnej Rosji.

Dopóki jest nadzieja...

A może poszukiwania należałoby wznowić tam, gdzie urywa się ślad rękopisu Wybickiego? A więc w Berlinie. Wbrew temu, co przed laty twierdzili pracownicy zarządu Deutsche Bundesbank, Rosjanie do ZSRR nie wywieźli wszystkiego. Sporo dokumentów Banku Rzeszy i złożonych tam depozytów przejęli Niemcy, a ściślej niemieccy komuniści, którzy w odbudowanym gmachu dawnego banku urządzili Ministerstwo Finansów Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Jeśli enerdowscy archiwiści rozpoznali rękopis Wybickiego,
to fakt ten mógł zostać przez władze NRD głęboko utajniony.

Autografu pieśni ,,Jeszcze Polska nie zginęła'' z domowego archiwum rodziny von Roznowski nie odnaleziono. Ale też nie udało się potwierdzić jego zniszczenia. A więc trzeba szukać.


Adamczewski Leszek