Kategorie

Zamach stanu Józefa Piłsudskiego









11 maja rozpoczął urzędowanie nowy gabinet Wincentego Witosa, powstały w wyniku porozumienia Narodowej Demokracji, Chrześcijańskiej Demokracji, Polskiego Stronnictwa Ludowego "Piast" oraz Narodowej Partii Robotniczej. Tego samego dnia skonfiskowano nakład numeru "Kuriera Porannego" z wywiadem z marszałkiem Piłsudskim, w którym ostro krytykował on gabinet Witosa. Piłsudski miał nadzieję, że prezydent Wojciechowski powierzy misję tworzenia rządu dotychczasowemu premierowi Aleksandrowi Skrzyńskiemu, który z kolei przekaże jemu kierowanie resortem wojskowym. Gabinet Witosa nie cieszył się poparciem społeczeństwa, a na ulicach Warszawy organizowano coraz liczniej demonstracje antyrządowe i manifestacje popierające Piłsudskiego.  

Te wszystkie wydarzenia umocniły decyzję Marszałka w o powrocie do życia politycznego. 11 maja po południu wydał rozkaz rozpoczęcia działań. Wieczorem wyjechał z Sulejówka i 12 maja o godzinie 4 wraz z oddziałami zbrojnymi znajdował się już na Pradze. Piłsudskiemu podporządkował się generał Żeligowski wraz ze zgrupowaniem zebranym w Rembertowie. Rada Ministrów zarządziła zawieszenie praw obywatelskich na obszarze Warszawy, województw warszawskiego i wileńskiego oraz powiatów siedleckiego i łukowskiego. Rząd wydał również komunikat wzywający do posłuchu prawowitej władzy i wkrótce też obsadził zbrojnie wybrzeże Wisły. O godzinie 17 na moście Poniatowskiego prezydent Wojciechowski odbył rozmowę z Piłsudskim, lecz do ugody nie doszło. O godzinie 19 wojska rządowe rozpoczęły ostrzał, ale niebawem się wycofały. Oddziały Marszałka zajęły całą Warszawę z wyjątkiem Belwederu, w którym przebywała Rada Ministrów.
14 maja prezydent i rząd udali się do Wilanowa, gdzie postanowili podać się do dymisji, zaś prezydent Wojciechowski przekazał swe funkcje marszałkowi sejmu Maciejowi Ratajowi. Piłsudski uznał uprawnienia Rataja, lecz ten oświadczył, że nowy rząd powstanie po rozmowie z Marszałkiem, i tym sposobem usankcjonował stan wytworzony przez wypadki majowe. Walki w mieście ustały 15 maja 1926 r. Pochłonęły 379 ofiar śmiertelnych. Premierem nowego rządu został Kazimierz Bartel, który powierzył sprawy wojskowe Piłsudskiemu. 2 sierpnia Sejm znowelizował Konstytucję, co wzmocniło, rozpoczęte po przewrocie majowym, rządy autorytarne.


WL


Rozmowa z dr. Błażejem Pobożym


Dlaczego Józef Piłsudski w 1923 roku zdecydował się wycofać z życia politycznego i w jaki sposób mimo tej decyzji nadal miał wpływ na wydarzenia na scenie politycznej II Rzeczypospolitej?


Rzeczywiście, z jednej strony Józef Piłsudski manifestacyjnie zadeklarował wycofanie się na polityczną emeryturę, z drugiej jednak jego wpływ na scenę polityczną wcale nie uległ zmniejszeniu.
   
Marszałek przeniósł się do Sulejówka dopiero w maju 1923 roku, wkrótce po zaprzysiężeniu rządu Wincentego Witosa, opierającego się na centroprawicowej koalicji Chrześcijańskiego Związku Jedności Narodowej, skupiającego narodowych demokratów i chadeków, oraz  PSL "Piast". Wówczas to w proteście wobec planowanej reformy armii w kierunku wprowadzenia cywilnej nad nią kontroli Piłsudski zrezygnował ze stanowiska szefa Sztabu Generalnego, a nieco ponad miesiąc później, 30 czerwca - z ostatniej funkcji urzędowej, jaką było przewodniczenie Ścisłej Radzie Wojennej. W wymiarze symbolicznym nie należy zapominać o pożegnalnym bankiecie w Bristolu, jaki byłemu Naczelnikowi wyprawili jego polityczni przyjaciele 3 lipca 1923. Choć wówczas marszałek określił swą decyzję jako ostateczną, jak głosi anegdota, opuszczając hotel miał stwierdzić: "do widzenia, Panowie", co niektórzy od razu odebrali jako zapowiedź rychłego powrotu.

Marszałek bardzo szybko przyjął rolę krytycznego komentatora i recenzenta swoich politycznych przeciwników, udzielając licznych wywiadów prasowych. Głównymi obiektami jego ataków stali się przy tym, jak sam pejoratywnie ich określał, "austriaccy generałowie": Stanisław Szeptycki, Stanisław Haller i Władysław Sikorski. Ataki te były na tyle skuteczne, że dwaj pierwsi w ogóle zrezygnowali ze służby czynnej w wojsku.

Najpełniej jednak wpływ marszałka na scenę polityczną w tym "emerytalnym" okresie ujawnił się w listopadzie 1925 roku. Wówczas to do rządu Aleksandra Skrzyńskiego tworzonego po upadku gabinetu Grabskiego drogą nieformalnych nacisków marszałek wprowadził dwóch zaufanych ludzi: Jędrzeja Moraczewskiego i Lucjana Żeligowskiego.


Czy te personalne roszady można potraktować jako przygotowywanie gruntu pod wystąpienie zbrojne i triumfalny powrót do polityki?


Najwyraźniej taki zamysł przyświecał marszałkowi. Szczególnie osoba Żeligowskiego, który objął resort spraw wojskowych, miała w tym względzie kluczowe znaczenie - piłsudczykiem był zresztą także ówczesny p.o. szefa sztabu gen. Edmund Kessler. Przez trzy miesiące nowy minister dokonał odpowiednich przesunięć w armii, sprowadzając do stolicy zwolenników marszałka, a jego adwersarzy odsuwając na  placówki możliwie najbardziej oddalone. Świetnym przykładem jest tu postać gen. Sikorskiego, któremu powierzono Dowództwo Okręgu Korpusu nr VI z siedzibą we Lwowie.
  
Nie zapominajmy też, że to właśnie generał Żeligowski 8 kwietnia 1926 roku wydał decyzję o zorganizowaniu ćwiczeń międzygarnizonowych w rejonie Rembertowa, które miały się odbyć… 10 maja! Jeśli dodamy, że dwa dni wcześniej, czyli 8 maja, Piłsudski objął zwierzchnictwo nad ćwiczeniami, wówczas wydarzenia majowe nabierają nowego znaczenia.


Czy także inne przesłanki wskazują, że zamach był od dłuższego czasu przygotowywany?

Mogą świadczyć o tym także "spontaniczne", a przy tym masowe wizyty w Sulejówku zaufanych marszałka. Do największych, skupiających przede wszystkim byłych legionistów, dochodziło zawsze 19 marca - w imieniny Józefa - i w każdą niedzielę po rocznicy powrotu Piłsudskiego z Magdeburga. Zjazdy te były idealną okazją do politycznych manifestacji. Często w ich trakcie nawoływano wprost do wystąpienia zbrojnego i ponownego przejęcia przez Naczelnika odpowiedzialności za państwo. Podczas jednego z ostatnich takich spotkań gen. Orlicz-Dreszer deklarował, iż "armia tylko czeka na odpowiedni znak wodza do ataku".
   
Innym ciekawym dowodem na przygotowywanie zamachu były spotkania z politykami, do jakich często dochodziło u Piłsudskich w Milusinie. Już po zamachu jeden z częstszych gości, wielokrotny sanacyjny premier Kazimierz Bartel, wspominał, że misję szefa rządu marszałek miał mu zaproponować jeszcze w końcu 1925 roku. Warto dodać, że polityczna pozycja Bartla jako szefa kanapowej Partii Pracy w żaden sposób nie predestynowała go do objęcia godności prezesa Rady Ministrów w warunkach normalnej gry parlamentarnej. Ktoś taki jak Bartel mógł zostać premierem tylko w następstwie działań pozaparlamentarnych. A te, jak widać, były już wówczas co najmniej w sferze planów, jeśli nie przygotowań.


Skoro więc zamach był planowany z dużym wyprzedzeniem, co było jego główną przyczyną?


Przyczyny zbrojnego wystąpienia Piłsudskiego można podzielić na pośrednie i bezpośrednie. Do tych pierwszych zaliczyłbym przekonanie Piłsudskiego o niedoskonałości systemu demokracji parlamentarnej, wyrażające się jego zdaniem w "sejmowładztwie", "partyjniactwie", częstych zmianach gabinetów i innych wadach ustrojowych. Prócz spraw o charakterze ogólniejszym, główną bolączką marszałka była też ciągle sprawa organizacji armii, którą chciał uniezależnić od bieżącej polityki. Panaceum na wszystkie problemy miała być "sanacja", czyli zarówno uzdrowienie moralne klasy politycznej, jak i odpowiednia modyfikacja systemu politycznego.

Bezpośrednią przyczyną zamachu było natomiast odtworzenie koalicji "Chjeno-Piasta" i powołanie 10 maja trzeciego rządu Wincentego Witosa, choć ten akurat fakt powinniśmy traktować raczej jako pretekst do wystąpienia i równocześnie asumpt do powrotu Piłsudskiego na scenę polityczną.

   
Ponieważ trudno sobie wyobrazić przejęcie władzy w tradycyjny, demokratyczny sposób, powołanie rządu centroprawicy miało uzasadniać konieczność działań zdecydowanych i natychmiastowych. Jednocześnie - co warto zaznaczyć - przez cały czas wypadków majowych Piłsudski wielokrotnie powtarzał, że jedynym jego celem jest odsunięcie Witosa, a w dłuższej perspektywie reorganizacja armii.


Jaki był przebieg wydarzeń z maja 1926 roku?

Wydarzenia majowe sam Józef Piłsudski nazwał "czymś na kształt rewolucji bez rewolucyjnych konsekwencji". Taka konstatacja, zwłaszcza wypowiedziana kilka lat po przewrocie, jest raczej chwytem retorycznym niż wnikliwą oceną wydarzeń widzianą okiem bezpośredniego aktora.
   
Moim zdaniem przebieg zamachu nie był łatwy do przewidzenia. Piłsudskiemu na pewno nie zależało na rozlewie krwi i walkach zbrojnych w stolicy. Należy sądzić, iż do końca liczył, że jego wystąpienie ograniczy się do zbrojnej demonstracji, wyrażającej się w zajęciu prawobrzeżnej Warszawy, co skłoni prezydenta Stanisława Wojciechowskiego do zdymisjonowania gabinetu Witosa. Tak się jednak nie stało i po pamiętnym spotkaniu na moście Poniatowskiego 12 maja o godzinie 17, które przeszło do legendy, zamachowcy zdali sobie sprawę z tego, że nie ma już dla nich odwrotu.


Podobno Piłsudski miał przeżyć wówczas coś na kształt załamania nerwowego? Czyżby aż taki wpływ miała na niego rozmowa z dawnym przyjacielem Wojciechowskim?


Już prędzej krótka wymiana zdań z młodym porucznikiem Henrykiem Piątkowskim, który zagadnięty również na moście przez Piłsudskiego, czy będzie doń strzelał, miał poważnym, ale i łamiącym się głosem odpowiedzieć: "Tak, bo taki mam rozkaz". Osobiście uważam jednak, że teoria o załamaniu nerwowym została wykreowana przez przeciwników marszałka, choć prawdą jest, że pierwszy atak na most Kierbedzia koordynowali gen. Orlicz-Dreszer i płk Beck.

Wracając do samego przebiegu walk w stolicy…

Warto zauważyć, że wystąpienie zamachowców było odpowiednio przygotowane także na gruncie społecznym. Już 11 maja rano, a więc jeszcze przed zaprzysiężeniem rządu, w "Kurierze Porannym" ukazał się wywiad z Piłsudskim, który stwierdził, że "powołanie rządu nie oznacza zakończenia kryzysu rządowego". Wywiad ten miał zostać skonfiskowany przez Komisariat Rządu na miasto Warszawę. Piłsudczycy ogłosili, że to nowy gabinet zarządził konfiskatę gazety, choć nie mogło to być prawdą.
   
Konfiskata stała się impulsem do przeprowadzenia "spontanicznych" manifestacji propagandowych w stolicy, organizowanych przez zwolenników Piłsudskiego, między innymi Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego, Walerego Sławka i Kazimierza Świtalskiego. Rozpuszczono też plotkę o zamiarze aresztowania marszałka, a potem wręcz o jego aresztowaniu i ostrzale jego willi w Sulejówku, co dodatkowo podburzyło społeczne nastroje. W lokalach śpiewano Pierwszą Brygadę, sprzedawano skonfiskowany podobno "Kurier Poranny", rozrzucano ulotki antyrządowe. Większość tych demonstracji - choć na pewno nie wszystkie - była umiejętnie sterowana przez zaufanych ludzi marszałka.

   
Bunt stał się faktem już 11 maja, kiedy to zgrupowane na ćwiczeniach w Rembertowie Batalion Manewrowy, Szkoła Podchorążych i 7. pułk ułanów z Mińska Mazowieckiego nie powróciły do koszar mimo rozkazu nowego ministra spraw wojskowych gen. Malczewskiego. 12 maja do południa zajęto Pragę, a już wieczorem trwały walki po lewej stronie Wisły.


Co przyczyniło się do sukcesu zamachowców?

Przede wszystkim determinacja. Piłsudczycy zdawali sobie sprawę, że niepowodzenie ich akcji w najlepszym razie zakończy ich karierę w wojsku lub polityce, a w najgorszym razie skutkować może wieloletnim więzieniem. Na ich korzyść przemawiała też blisko dwukrotna przewaga militarna oraz fakt, że posiłki dla rządu wysyłane z prowincji do stolicy skutecznie zablokował strajk kolejarzy. Na korzyść wojsk Piłsudskiego przemawiał także efekt zaskoczenia i sprawnie przeprowadzone pierwsze natarcie, które umożliwiło zajęcie strategicznych punktów w stolicy, w tym budynków łączności i Sztabu Generalnego. Kto wie, czy zamachowcom nie pomógł również fakt, iż po stronie rządu było bardzo wielu wyższych rangą oficerów: Malczewski, Rozwadowski, Haller, Anders, Kukiel, często ad hoc przywołanych do stolicy, jak na przykład Haller, których kompetencje niekiedy się pokrywały, a indywidualne ambicje dodatkowo utrudniały współpracę. Nie bez znaczenia było również i to, że również politycy, a zwłaszcza prezydent Wojciechowski, starali się wpływać na charakter, a nawet taktykę walki. To wszystko w połączeniu z przekonaniem Wincentego Witosa, a w końcu i samego prezydenta, o bezsensowności dalszego oporu i potrzebie zaprzestania walk przyniosło ostateczne zwycięstwo zamachowcom.

  
Nie wolno wreszcie zapominać, że o specyfice wydarzeń majowych decydowały też polityczne mediacje, które niemal od początku walk starali się prowadzić arcybiskup warszawski Aleksander Kakowski oraz marszałek Sejmu Maciej Rataj. Ten ostatni po dymisji rządu i prezydenta zgodnie z Konstytucją przejął zresztą obowiązki głowy państwa, a następnie osobiście doprowadził do pacyfikacji nastrojów. Zdaniem jednych, uchronił tym samym Polskę przed wojną domową, a kto wie, czy i nie przed zbrojną interwencją któregoś z sąsiadów - ZSRR - zdaniem innych, umożliwił Józefowi Piłsudskiemu "zalegalizowanie jego czynności i prac historycznych".


Przewrót majowy jest w polskiej historiografii oceniany raczej negatywnie jako zamach na demokrację polską. A jednak była to demokracja ułomna, a jej kryzys był zjawiskiem typowym dla całej Europy tego okresu. Z czego więc wynika ta negatywna ocena zamachu majowego i czy jest sprawiedliwa?

Każda zbrojna próba obalenia demokratycznego ustroju jest dziś oceniana jednoznacznie negatywnie, stąd pewnie tak wiele krytycznych opinii podnoszonych w historiografii polskiej. Teza mówiąca o typowości podobnych zjawisk w Europie i kryzysie demokracji nie wydaje się najlepszym usprawiedliwieniem wydarzeń majowych - bo czy jedynym argumentem przeciw wypaczeniom demokracji ma być zastąpienie jej reżimem autorytarnym? A taki system, wbrew początkowym zapowiedziom marszałka, został w następstwie zamachu ustanowiony.

   
I tu dochodzimy do sedna problemu, jakim jest próba sprawiedliwej oceny przewrotu, która nie jest możliwa w oderwaniu od jego konsekwencji. Niezwykle trudne, a dla wielu badaczy wręcz niemożliwe wydaje się rozpatrywanie tych wydarzeń bez kontekstu Brześcia, Berezy, Golędzinowa. Jednocześnie, oceniając wydarzenia z maja 1926 roku, analogicznie powinniśmy wracać do wydarzeń wcześniejszych, jak choćby wypadków krakowskich czy śmierci prezydenta Narutowicza.

  
Z kolei wychodząc w przyszłość może warto wreszcie pokusić się o refleksję, czy aby zamach Piłsudskiego nie uchronił Polski przed zgoła większym niebezpieczeństwem. Kto wie, czy dalsze targi polityczne, kolejne kryzysy rządowe, częste zmiany gabinetów i permanentna wręcz rotacja ministrów w połączeniu z trudną sytuacją międzynarodową, kryzysem gospodarczym i narastającymi konfliktami społecznymi nie sprowadziłyby na Drugą Rzeczypospolitą większych niebezpieczeństw.



Dr Błażej Poboży - pracownik Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Specjalizuje się w historii II Rzeczpospolitej. Opublikował m.in.: Społeczeństwo obywatelskie w polskiej myśli politycznej obozu rządowego 1939-1945 (2007).






POLECAMY TAKŻE: