Kategorie

Zapomniane ślady


Z biegiem lat zacierają się ślady naszej przeszłości. Z każdym mijającym dniem odchodzą świadkowie tamtych burzliwych dni. A bogata jest przeszłość naszych okolic pomorskich, doświadczonych przez prawie każdą zawieruchę wojenną. Ziemia nasza doświadczyła ekspansji Zakonu Krzyżackiego, Potopu Szwedzkiego okres rozbiorów, kampanii Napoleońskiej oraz okupacji z okresu drugiej wojny światowej. Na temat tego ostatniego okresu powstało wiele artykułów i napisano mnóstwo książek, lecz temat ten tak do końca nie zostanie chyba nigdy zgłębiony i na zawsze zostanie tajemnicą. Co jakiś czas w mediach ukazują się artykuły lub wiadomości o odnalezieniu szczątków poległych żołnierzy niemieckich lub radzieckich czy też ludności cywilnej. Znaleziska te są dokonywane najczęściej podczas rozbudowy dróg oraz przy pracach budowlanych. Staje się to naszą codziennością i przechodzimy do tego jako normalność naszych dni. Każde takie znalezisko związane jest z tragedią danej osoby i jej rodziny, która jeżeli przeżyła ten okres wciąż myśli o osobach, które zaginęły i nie ma po nich śladu. Te przypadkowe odkrycia dają im iskierkę wiary, że tak naprawdę nic nie jest do końca stracone.


Ostatnio ukazały się wzmianki o takich znaleziskach na Helu i w Malborku. Ile jeszcze jest takich miejsc nie odkrytych, a skrywających tragedię pewnie znowu wskaże przypadek. Miejscem takiego nowego niesprawdzonego odkrycia może być rów przeciwpancerny, który znajdował się w okolicach Urzędu Miasta Gdyni. Według opowiadań Pani Janiny mieszkanki Gdyni po zakończeniu działań wojennych do w/w rowu wrzucono poległych żołnierzy niemieckich.

Na Pomorzu była specyficzna sytuacja w chwili ofensywy styczniowej Armii Radzieckiej w wyniku przerwania linii frontu w okolicach Koszalina, niemiecka armia „Weshel” (Wisła) została podzielona na dwie części: część zachodnią – Wał Pomorski, Kołobrzeg, Szczecin, część wschodnia - Zatoka Gdańska i całe Prusy Wschodnie.

Zwrot II Frontu Białoruskiego w kierunku Zatoki Gdańskiej spowodował duże zamieszanie w szeregach niemieckich i fiasko Operacji „Sonnenwende”. Ludność cywilna została powstrzymana w swoim marszu na zachód i zmuszona do powrotu na wschód 
w kierunku portów Gdyni i Gdańska licząc na szybką ewakuację droga morską na teren Rzeszy.

Szybkie postępy sił Radzieckich doprowadziły do dużego skupienia cywilów i wojska Niemieckiego na stosunkowo małym terenie. Zagęszczenie ludności w okolicach samej Gdyni jest szacowane na około milion osób narodowości niemieckiej.

Początkową panikę i exodus zatrzymało na pewien czas ustanie działań wojennych na terenach północnych, lecz to była tylko cisza przed burza. 

W styczniu 1945r. Poruszenie ofensywy obydwu Frontów Białoruskich powoli, ale nieubłaganie mimo restrykcji administracji niemieckiej oraz rozkazowi Fuhrera rozpoczęła się wędrówka masy ludzkiej na tereny „bardziej bezpieczne”. Na początku jeszcze bez pośpiechu, ale w miarę upływu czasu ewakuacja przeistoczyła się w ślepą, paniczną ucieczkę we wszystkich kierunkach. Działania Rosjan mające na celu rozbicie większych ugrupowań pomimo olbrzymich strat osobowych i w sprzęcie przynosiła rezultaty.

Zdobycie Elbląga i dojście wojsk radzieckich do Zalewu Wiślanego jeszcze bardziej pogłębiła i tak już trudną sytuację. Obrona Niemiecka została podzielona w kilku miejscach i zmuszona do obrony okrężnej. Rozkazem Stalina dla Marszałka Rokossowskiego było uderzenie na teren Prus Wschodnich celem likwidacji obrony niemieckiej, zdobyciem portów nad Zatoką Gdańską, a zarazem eliminacji drogi ewakuacji i dostarczania zaopatrzenia dla broniących się jeszcze oddziałów niemieckich.

Aby opóźnić ten moment większość miast rozkazem naczelnego dowództwa niemieckiego została zamieniona w twierdzę albo odosobnione punkty obronne, które miały się bronić do ostatniego żołnierza. O ile w miastach nad chaosem i rozprężeniem czuwała żandarmeria i oddziały SS to na wsiach robiła to tradycja. Mieszkańcy tych osad byli tak przywiązani do swej ziemi, że nie przyjmowali do wiadomości okropności jakie wisiały nad ich głowami co w konsekwencji później się zemściło i gdy już na bezpieczną ewakuację było już za późno.

Jak już wspomniałem na wstępie portów Gdyni i Gdańska broniło rozbite ugrupowania 11 Armii Niemieckiej składającej się z:

10 dywizji pancernych, 
4 dywizji SS pancernych i kilku dywizji piechoty.

Teren był dogodny dla obrońców, a przygotowania do obrony rozpoczęto na kilka miesięcy przed dotarciem wojsk radzieckich. O zaciętości walk może zaświadczyć ogrom strat po obu stronach. Na przykładzie samej Polskiej Brygady Pancernej im. Westerplatte, która rozpoczynała bój o Pomorze z 56 czołgami a zakończyła na Kępie Oksywskiej z 4 sprawnymi maszynami. Taki sam stan przedstawiał się i po stronie Radzieckiej, lecz dokładnych statystyk raczej chyba nigdy nie poznamy.

Obrona Niemiecka składała się w większości z oddziałów SS i im pokrewnych, które swoim postępowaniem na podbitych terenach nie zjednywały sobie sympatii. Dlatego też bronili oni się w desperacji do samego końca nie licząc na łaskę przeciwnika w przypadku trafienia do niewoli.

Za obronę Kępy Oksywskiej był odpowiedzialny Gen. Por. Boeks–Behrens, który dowodził resztkami 2 Armii Polowej w skład, której wchodził:
7 i 46 korpus pancerny SS-Polizei, częściowo rozbity pod Rumią, 
227 dywizja piechoty,
215 dywizja piechoty,
32 dywizja pomorska, 
226 brygada dział samobieżnych,
6 batalionów piechoty morskiej i elewi Szkoły Łodzi Podwodnych Kriegsmarine oraz liczne okręty cumujące w obrębie Zatoki Gdańskiej.

Do ataku przystąpił 13 i 40 korpus z wydzielonej 19 Armii Polowej pod dowództwem Andrieja Romanowskiego. Po zaciętych walkach i zdobywaniu nieraz po kilka razy jednej miejscowości wojska radzieckie zmusiły Niemców do kapitulacji. Ostatnim aktem wojsk Niemieckich stacjonujących na Kępie Oksywskiej była ewakuacja kilku tysięcy żołnierzy i cywili na Hel.

Hasłem akcji było „WALPURGISNACHT ”, która miała miejsce w nocy 4 kwietnia 1945 roku. Odziały te, które przedostały się na Hel doczekały się tam końca działań wojennych i w zasadzie zostały poświęcone, gdyż nie miały już możliwości dalszej ucieczki. Rosjanie nie atakowali oddziałów na półwyspie, gdyż nie chcieli przysparzać sobie strat, a wiedzieli, że i tak nikt się nie wydostanie.

Wędrując po okolicznych lasach można dostrzec ślady walk niestety już coraz bardziej zatarte. Żyje już też coraz mniej światków tamtych chwil i wydarzeń, którzy, mogliby przekazać swą wiedze dla potomnych. Jak to pokolenie wymrze to bezcenne informacje o II Wojny Światowej bezpowrotnie zaginą. Także autentyczna i rzeczywista liczba ofiar raczej nigdy nie zostanie poznana. Jedyne, co można w tej chwili zrobić to zachować pamięć o tamtych wydarzeniach i przekazać je następnym pokoleniom.

Krzysztof Szczęsny




foto: Luca Lazzarini