Kategorie

Zerwanie sejmu przez Władysława Sicińskiego











Bezpośrednim sprawcą zerwania sejmu warszawskiego był Litwin, poseł upicki Władysław Siciński, który zastosował zasadę liberum veto wobec wniosku kanclerza wielkiego koronnego Andrzeja Leszczyńskiego o prolongatę sejmu o kolejny dzień. Poseł złożył protest i wyszedł z sali. Marszałek sejmu, podczaszy lwowski Andrzej Maksymilian Fredro, nie spostrzegł początkowo całego zdarzenia i kontynuował zbieranie deklaracji od poszczególnych województw w sprawie prolongaty. Po pewnym czasie posłowie powołali się na protest Sicińskiego i zażądali przerwania obrad. Na sali zapanowała konsternacja, ale pod naciskiem króla obrady przedłużono do 11 marca. W tym dniu sejm miał kontynuować pracę, ale pod warunkiem powrotu protestującego posła i wycofania przez niego sprzeciwu. Władysław Siciński nie powrócił, a posłowie musieli się rozejść do domów.

W rzeczywistości za posłem Sicińskim stał hetman polny litewski Janusz Radziwiłł, który był wielkim przeciwnikiem króla. Hetman chciał zasygnalizować królowi, aby ten nie pominął go przy rozdawaniu wielkiej buławy litewskiej, która będzie wakować po śmierci hetmana Janusza Kiszki.

Sejm zwyczajny w Warszawie obradował od 6 stycznia 1652 r. a jego głównym zadaniem miało być podjęcie decyzji w sprawie ugody zawartej z Kozakami pod Białą Cerkwią oraz uchwalenie nowych podatków. Prace utrudniał konflikt między stronnikami a przeciwnikami króla, w końcu posiedzenia zdominowały sprawy personalne Hieronima Radziejowskiego, Stanisława Abrahamowicza i podskarbiego nadwornego litewskiego Bogusława Słuszki.

Sposób zerwania sejmu w Warszawie stał się precedensem pozwalającym na przerywanie kolejnych obrad sejmowych, konstytucje zerwanego sejmu nie mogły wejść w życie. Przyczyniło się to do kryzysu w państwie.

Liberum veto zniosła dopiero Konstytucja 3 maja, która na miejsce zasady jednomyślności wprowadziła zasadę większości.

WL

Rozmowa z prof. Janem Dzięgielewskim

 
Poseł upicki Władysław Siciński nie był pierwszym, który skorzystał z prawa liberum veto, jednak jako pierwszy wykorzystał je do zablokowania z powodów proceduralnych: nie zgodził się na przedłużenie obrad sejmu. Czy można więc uznać, że był on pierwszym, który zastosował liberum veto, czy też - jak chcą niektórzy - miano to powinno przypaść posłowi kijowskiemu Adamowi Olizarowi, który zerwał sejm w Krakowie w roku 1669?

W staropolskiej praktyce parlamentarnej już wiele lat przed precedensowym liberum veto Sicińskiego zdarzały się przypadki wnoszenia przez posłów protestacji i opuszczania sali obrad. Jednak aż do nieszczęsnego finału sejmu zwyczajnego 1652 roku były to tylko swoiste formy nacisku. Miały one skłonić izbę poselską do przerwania prowadzonej debaty, gdyż albo zmierzała ona do takiego rozstrzygnięcia, do jakiego protestujący nie chciał dopuścić, albo też usiłował on w ten sposób zmusić zgromadzonych do rozpatrzenia postulowanej kwestii, którą w myśl swej instrukcji poselskiej powinien był przede wszystkim forsować. Czasem przynosiło to zamierzony skutek, częściej pozostawało manifestacją woli poszczególnych reprezentantów partykularnych wspólnot szlacheckich, pozwalającą im wychodzić z twarzą na sejmikach relacyjnych...

Rezultatem weta Sicińskiego była decyzja izby poselskiej o niekontynuowaniu dalszych obrad. Po raz pierwszy protest jednego posła został przedłożony nad deklarację pozostałych parlamentarzystów wyrażających zgodę na prolongatę sesji. I sejm rozszedł się bez uchwał.

Uznano, iż należy uszanować sprzeciw posła upickiego, gdyż jest on zgodny z literą prawa. Konstytucja sejmu 1633 roku pod tytułem Konkluzya Seymowa jednoznacznie stwierdzała bowiem, że "prolongacyja seymow [jest] przeciwko prawu". Podejmujący wspomnianą decyzję byli świadomi trudnej sytuacji kraju oraz zadań, jakie sejm miał wypełniać. Doskonale też wiedzieli, iż prolongowanie parlamentarnych sesji było stałą praktyką nawet po uchwaleniu wspomnianej ustawy z 1633 roku. Mających skrupuły przekonywano odwołując się do maksymy Salus reipublicae suprema lex. W 1652 roku Siciński nie dał takiej możliwości swym kolegom. Po wyrażeniu sprzeciwu nie zjawił się już w dniach następnych na sali obrad, nie można więc było wpłynąć na zmianę jego decyzji. Konieczność rozstrzygnięcia spoczęła na przywódcach sejmowych. Ci nie odważyli się przejść do porządku nad wetem reprezentanta szlachty z powiatu upickiego. Przeważyła postawa legalistyczna: Dura lex sed lex. Użycie tego samego mechanizmu dla unicestwienia sejmów 1664/1665, 1665, obu w 1666 oraz pierwszego w 1668 nadały liberum veto Sicińskiego rangę precedensu.

"Wolne nie pozwalam" Adama Olizara, które stało się powodem zerwania sejmu koronacyjnego 1669 roku przed upływem ustawowego czasu obrad, przyniosło konsekwencje znacznie bardziej szkodliwe. Uzależniało funkcjonowanie najważniejszego organu państwa od widzimisię każdego, kto uzyskał mandat poselski. Mógł on bowiem legalnie, i to bez konieczności jakiegokolwiek uzasadniania, doprowadzić w każdym momencie do zakończenia prac konkretnego sejmu zwyczajnego. Jednak zaaprobowanie weta Olizara w 1669 roku nie byłoby możliwe bez precedensu z roku 1652.

Dlaczego Siciński zdecydował się na taki krok?

W literaturze przedmiotu najczęściej się przyjmuje, iż Siciński postąpił tak na zlecenie czy prośbę ks. Janusza Radziwiłła, któremu z pobudek prywatnych zależało na zerwaniu obrad. Poseł upicki mógł uczynić to tym łatwiej, że był też zobowiązany instrukcją swego sejmiku do korzystnego dla miejscowej szlachty rozstrzygnięcia sporu podatkowego z dzierżawcą ekonomii szawelskiej, znajdującej się w granicach tego powiatu. Ów punkt instrukcji z pewnością zawierał też zwyczajową formułę, nakazującą reprezentantom szlachty upickiej wnieść protestację, że nie pozwolą na uchwalenie czegokolwiek, jeśli nie uzyskają satysfakcjonującego spełnienia tego żądania. W latach poprzednich, jak wspomniałem, były przypadki wnoszenia protestacji i opuszczania sali obrad. Siciński nie wrócił jednak do izby, co dowodzi, iż jego weto miało doprowadzić do definitywnego rozejścia się sejmu. Nie sądzę jednak, aby miał on świadomość dalekosiężnych konsekwencji swego czynu. Natomiast warto by było poszukać odpowiedzi na pytanie, czy jego mocodawcy chodziło o unicestwienie tylko tego konkretnego sejmu, czy także o stworzenie precedensu, który posłużyłby do ubezwłasnowolnienia najważniejszej instytucji staropolskiego ustroju mieszanego. Sejm o tak szerokim zakresie uprawnień, podejmujący ustawy i uchwały w drodze uzgodnień, był solą w oku oligarchów.

Skąd wywodziła się zasada liberum veto? I jak w praktyce wyglądało jej zastosowanie?

W rezultacie precedensu z 1652 roku liberum veto stało się formułą, która w czasach panowania Jana Kazimierza pozwalała pojedynczemu posłowi uniemożliwić prolongowanie obrad parlamentu, a od roku 1669 ich zrywanie w każdym momencie. Błędem jest wywodzenie tej procedury z zasady zgody. Opisany konstytucją Nihil novi z 1505 roku wymóg uzgadniania przez króla, senat i posłów ziemskich ustaw i uchwał sejmowych miał prowadzić do stanowienia w Rzeczypospolitej prawa uznawanego przez współdecydentów za słuszne, najlepiej służące jej dobru. O przyjęciu bądź odrzuceniu proponowanych rozwiązań decydować miały: ocena sytuacji kraju i potrzeb z niej wynikających, waga argumentów używanych w debacie i autorytet jej uczestników oraz gotowość do kompromisu w imię dobra wspólnego.

Dochodzenie do zgody było trudne, ale - jak dowiodły sejmy "egzekucyjne" i unijny w Lublinie - możliwe nawet wówczas, gdy rozstrzygano sprawy najbardziej kontrowersyjne. Wymagało to jednak odpowiedniego czasu. Niestety, twórcy artykułów henrykowskich ustanowili sztywny, sześciotygodniowy czas sesji sejmowych. Nie wiadomo, kto i dlaczego tę regulację przeforsował. Szybko się jednak ujawniły szkodliwe konsekwencje tego kroku. Sejm uzyskiwał bowiem coraz szersze uprawnienia, musiał rozstrzygać w drodze konsensusu coraz więcej spraw, a miał na to tylko sześć tygodni. Uczestnicy obrad niemal każdego sejmu stawali w związku z tym wobec konieczności wyboru między poszanowaniem prawa a obowiązkiem dbania o dobro Rzeczypospolitej. I przez prawie osiemdziesiąt lat, jeśli istniał choć cień szansy na doprowadzenie do pozytywnych rozstrzygnięć, wbrew literze prawa godzili się na prolongowanie sesji. Ponieważ praktyka ta pozostawała w sprzeczności z coraz silniej demonstrowanym przez szlachtę legalizmem, sejm uchwalał również ustawy, które miały wymuszać przestrzeganie norm proceduralnych, w tym już wspomnianą z 1633 roku, expressis verbis stwierdzającą, że prolongata jest sprzeczna z prawem. One to przesądziły o postawie uczestników sejmu zwyczajnego 1652 roku. Liberum veto było więc skutkiem regulacji procedury sejmowej, która zasad uchwalania ustaw nie obejmowała.

Czy liberum veto rzeczywiście było - jak się uważa powszechnie - przejawem krótkowzroczności polskiej szlachty i gwoździem do trumny Rzeczypospolitej, czy też - jak twierdzi na przykład Norman Davies - było przydatne, bo decyzje podejmowane jednogłośnie obligowały do ich wykonania?

Szlachta nie dostrzegła zagrożenia w tym, że  liberum veto uzyskało moc prawnego precedensu, co mogło wynikać z dość powszechnie podzielanego przez członków szlacheckiego stanu przekonania, że najważniejszym celem ich politycznego zaangażowania powinno być niedopuszczenie do zmiany ustroju Rzeczypospolitej, aż po ostatnie dziesięciolecia jej istnienia uznawanego za najlepszy. Przez długi czas większość szlacheckiej braci, skupionej na sprawach własnych i lokalnych, podlegająca oddziaływaniu propagandy magnackiej, mogło w liberum veto widzieć skuteczny instrument, pozwalający do zmian ustrojowych nie dopuszczać. Nie należy jednak przeceniać roli narzędzia, nawet tak niebezpiecznego jak liberum veto. O jego użyciu decydowali ludzie. Rozwój czy kryzys wspólnot państwowych w głównej mierze zależy od postaw rządzących i obywateli danego kraju oraz sił zewnętrznych. Protesty Karola Chreptowicza i Józefa Wybickiego nie zdały się na nic, gdy haniebny sejm w 1768 roku zaakceptował utratę suwerenności, czyniąc z władców rosyjskich gwarantów tak zwanych praw kardynalnych. Podobnie protesty Reytana i kolegów nie zapobiegły zatwierdzeniu pierwszego rozbioru przez sejm 1773 roku.

Nie można łączyć procedury służącej do zrywania sejmów z zasadą obowiązującą przy uchwalaniu - jak wyżej wspomniałem, liberum veto i zasada zgody nie mają ze sobą związku genetycznego. Poza tym w wypowiedziach dotyczących problematyki ustrojowej należy używać pojęć precyzyjnych. Konstytucja Nihil novi, która obowiązywała do osławionych "praw kardynalnych", stanowiła, że prawo pospolite oraz dotyczące stanu szlacheckiego ma być uchwalane za zgodą króla, senatorów i posłów ziemskich, a nie jednogłośnie. W Volumina legum jest bardzo wiele istotnych ustaw, które zostały ogłoszone jako ustanowione legalnie i były normami obowiązującymi, mimo iż nie wszyscy uczestnicy obrad je zaaprobowali. Znane są przypadki, że sprzeciw nawet kilkudziesięciu parlamentarzystów nie zablokował uchwalenia uzgodnionych wcześnie w komisjach projektów ustaw.

Podzielam natomiast całkowicie pogląd głoszony przez Lelewela, a także kilku współczesnych badaczy, w tym Normana Daviesa, że postanowienia staropolskiego parlamentu obligowały do ich wykonywania króla, senat i ogół szlachty, dlatego że były podejmowane za zgodą sejmujących stanów. Szlacheccy reprezentanci, działając w myśl instrukcji uchwalonych przez panów braci uczestniczących w sejmikach, byli przecież współautorami uchwał i ustaw sejmowych. Szczególnie ważne było to w Rzeczypospolitej, w której władza wykonawcza dysponowała minimalnym aparatem przymusu.

Prof. Jan Dzięgielewski - wykładowca w Instytucie Informatyzacji Naukowej i Studiów Bibliograficznych Uniwersytetu Warszawskiego, prorektor Wyższej Szkoły Humanistycznej w Pułtusku, autor m.in. książek: O tolerancję dla zdominowanych. Polityka wyznaniowa Rzeczypospolitej w latach panowania Władysława IV (1986); Izba poselska w systemie władzy Rzeczypospolitej w czasach Władysława IV (1992); Sejmy elekcyjne, elektorzy, elekcje 1573-1674 (2003).

Ilustracja: zmumifikowane zwłoki Władysława Sicińskiego, posła z Upity w kościele w Upicie, XIX w., Wikimedia Commons, domena publiczna.





O ile nie jest to stwierdzone inaczej, wszystkie materiały na stronie są dostępne na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Muzeum Historii Polski.







POLECAMY TAKŻE: